Strona główna Kultura Flight, Bolero, Elsa Canasta – czyli o tryptyku baletowym w recenzji Izabelli Starzec

Flight, Bolero, Elsa Canasta – czyli o tryptyku baletowym w recenzji Izabelli Starzec

Wiele pięknych obrazów taneczno-scenograficznych można było chłonąć podczas premiery tryptyku baletowego w sobotę 25 marca. Każdy z nich był odrębny stylistycznie, każdy przykuwał uwagę innymi elementami, detalami a także nadrzędną myślą spajającą całość poszczególnych choreografii.

W Flight autorstwa Małgorzaty Dzierżon (także kierowniczki baletu Opery Wrocławskiej) realizowały się różne marzenia o wolności i przekraczaniu barier. Koncepcja miała formę łukową, a klamrą spajającą całość była para tancerzy, jak również melancholijna w wyrazie, poetycka muzyka kameralna. Kontrastowała z nią środkowa faza, którą wypełniła bardziej energiczna kompozycja orkiestrowa Kate Whitley, nadająca inny rodzaj ruchu naszym bohaterom. Byli nimi ludzie, którzy szukali dla siebie przejść, nowych możliwości, uruchamiali scenografię, która mogła być dla nich barierą, a jednak w zespołowym działaniu tworzyła przestrzenne obiekty bądź obrotowe drzwi. Ten przepływ, przekraczanie barier można było też zobaczyć w odwróceniu ról męskich i kobiecych, kiedy to tancerki przejmowały partnerowanie. W obrotowych drzwiach arcyciekawie został przedstawiony motyw wędrówki, gdy pojawiały coraz to nowe konfiguracje baletowe ludzi w podróży. Scenografia z rzuconymi na nią slajdami podpowiadała widzowi skojarzenia z wodą, światłem, fakturą muru. Plastycznie zamykała i otwierała nowe przestrzenie. Całość, jako koncept wraz z doborem muzyki, była niezwykle spójna i artystycznie atrakcyjna.

Duże wrażenie zrobiło na mnie Bolero do muzyki Ravela w choreografii Meryl Tankard. Tu w grze cieni i świateł przemieszczały się sylwetki za ekranem – większe, mniejsze, monstrualne. Budziły skojarzenia z Hiszpanią zarysem stroju, wachlarzem, charakterystycznym nakryciem głowy. Przedstawiały miniaturowe historie damsko-męskie, uczucia i emocje: namiętność, zazdrość, gniew. Wspaniałe były slajdy, które odnosiły się do pewnych cech architektury Półwyspu Iberyjskiego, jak również niemal namacalnych faktur muru, tynku i wody – czyli inspiracji Lyonem, co było intencją Régisa Lansaca odpowiadającego za projekcje multimedialne. Nie tylko stworzył on obrazy, ale i przestrzenie do przemieszczania się bohaterów. W choreografii znalazły się klasyczne i nowoczesne elementy baletowe. Podążała ona za pełną temperamentu i ognia muzyką Ravela – w jej nieustającym continuum zmierzającym do fajerwerków finału, rosła energia ruchu i gestu. Była to dla mnie niezwykła podróż przez ludzkie emocje.

W wieńczącej wieczór choreografii Javiera De Frutos Elsa Canasta przywołana została atmosfera klubu nocnego, w którym gra się muzykę Cole’a Portera. Oś scenografii stanowiły łukowate schody z poręczą inspirujące do przejść, przebiegów, arabesek i plastycznego rozplanowania postaci. Akcja rozgrywa się na styku teatru muzycznego i kina ze szczyptą estetyki filmu noir. Jest siedząca postać na schodach, śpiewak (Tomasz Rudnicki), który w piosenkach Portera uzewnętrznia swoje nostalgie i wspomnienia. Potem znika ze sceny, by powrócić w finale. Przyznam, że dopiero w ostatniej piosence klasyczny głos śpiewaka zabrzmiał w moich uszach ze swobodą i nutą rozrywki. Trochę brakowało mi też dobrych proporcji między orkiestrą a śpiewem. Instrumenty dość mocno „przykrywały” głos, zwłaszcza w otwierających piosenkach. Niemniej – serdeczne podziękowania należą się orkiestrze kierowanej przez Adama Banaszaka za wyjście poza utarte schematy i uzyskanie dobrego feelingu w grze! W każdym razie, wspaniale oglądało się w Elsa Canasta te relacje ludzkie, jakie budował choreograf w licznych kombinacjach wykonawczych. Scena wibrowała energią, erotyzmem, radością. Było miejsce na wirtuozerię i popisy, na ekwilibrystykę przy poręczy i na mini scenki aktorskie. Wielkie brawa należą się całemu zespołowi baletowemu Opery Wrocławskiej, który od kilku miesięcy przygotowywał się do nowych wyzwań choreograficznych. Na kanwie klasycznych umiejętności, tancerze uruchomili ogromne pokłady nowej energii. Słowa uznania należy skierować do Małgorzaty Dzierżon za wytyczenie tych nowych dróg, za śmiałość i inwencję w codziennej pracy, za talent, doświadczenie i otwartość. Za koncepcję przedstawienia tych trzech choreografii – swojej i swoich przyjaciół. Są to bardzo wartościowe pozycje w repertuarze i mam nadzieję, że w tych zawirowaniach wokół instytucji ta nowa jakość, którą wnoszą tancerze i ich szefowa, nie zostanie zaprzepaszczona.

W najbliższy weekend odbędą się jeszcze trzy spektakle, w piątek 31.03 i sobotę 1.04 o g.19.00, w niedzielę 2.04 o g.18.00. Naprawdę, nie tylko warto, ale i trzeba obejrzeć.

Izabella Starzec

 Flight/Bolero/Elsa Canasta

Opera Wrocławska, premiera 25.03.2023

Orkiestra Opery Wrocławskiej, Balet Opery Wrocławskiej

skrzypce – Adam Czermak

śpiew – Tomasz Rudnicki

fortepian – Ashot Babrouski

kierownictwo muzyczne

Adam Banaszak

 FLIGHT

choreografia i scenografia: Małgorzata Dzierżon

muzyka: Somei Satoch, Kate Whitley

kostiumy: Jane Janey

reżyseria świateł: Paul Keogan

projekcje video: Luke Halls

współpraca: Ellena Kotsi

aranżacja scenografii: Maciej Węglarz

aranżacja świateł: Kamil Jach

asystentka choreografki: Anna Gancarz

 BOLERO

choreografia: Meryl Tankard

muzyka: Maurice Ravel

projekcje multimedialne: Régis Lansac

kostiumy: Sylvie Skinazi

asystent choreografa: Anandi Vinken

 ELSA CANASTA

choreografia: Javier De Frutos

muzyka: Cole Porter

kompozytor, aranżer: Benjamin Pope

scenografia i kostiumy: Jean-Marc Guy Maxime Puissant

reżyseria świateł: Bruno Poet

asystent choreografa: Thomas Edwards

aranżacja świateł i asystent scenografa: Matt Strachan

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *