Strona główna Kultura W mojej książce chciałam się przyjrzeć sytuacji, w której kara dosięga bohaterów za dobry uczynek

W mojej książce chciałam się przyjrzeć sytuacji, w której kara dosięga bohaterów za dobry uczynek

Sara Antczak

O najnowszej powieści „Kara” z Sarą Antczak rozmawia Olga Szelc

Olga Szelc: Akcję powieści umieściłaś na dużym muzycznym festiwalu. Dlaczego wybrałaś takie właśnie wydarzenie jako tło i jak oceniasz jego klimat?

Sara Antczak:. Festiwale to trochę miejsca utopijne: mogą zachwycać, ale mogą też zamienić się w koszmar. To wielka wolność, która czasami uderza do głowy. Gdy jesteś na festiwalu nieustannie otacza cię tłum ludzi, a jednocześnie możesz czuć się bardzo samotna. To ciekawe doświadczenie. Bywając na takich wydarzeniach, doszłam do wniosku, że to idealne tło dla mojej powieści. Ktoś znika i nikt tego nie zauważa. To bardzo łatwe, zniknąć w rozbawionym tłumie, w którym każdy skupiony jest tylko na sobie i na muzyce.

Sama przeżywam festiwale bardzo różnie. Uwielbiałam uczestniczyć w Woodstocku i byłam tam bardzo szczęśliwa, ale czasami czułam się przytłoczona i chciałam, żeby wszyscy dookoła zniknęli. A więc są skrajne emocje: od euforii i szczęścia do wyobcowania czy nawet stanów lękowych. Aż się prosi, żeby to opisać.

Powiedziałaś, że festiwal czasem może zamienić się w koszmar. Pewnie głównie dla producentów tego „koszmaru”, gdy pojawi się na przykład gwałtowna burza, nadmierna agresja uczestników, zawiedzie organizacja itd. Wiesz, ja pamiętam Jarocin, ten z lat. 80. To była rzeczywiście trochę utopia wyrwana z rzeczywistości. Dziś wiem, że w niektórych momentach miałam więcej szczęścia niż rozumu. Z kolei, kiedy mój syn był nastolatkiem i chciał pojechać na Woodstock, to przyznam, że trochę się o niego bałam. Ale jak wrócił i opowiedział, jak to jest świetnie i bezpiecznie zorganizowane, to byłam pod wrażeniem. A jakie ty lubisz festiwale?

Woodstock ma i zawsze będzie miał zdecydowanie pierwsze miejsce w moim sercu. Na Open’erze zawsze czułam się źle ubrana i nie pasująca do reszty. Tam wszyscy są czyści, piękni i modni. Nie mam pojęcia, jak to robią. Dla mnie festiwal to miejsce, gdzie można odetchnąć i być sobą. Usiąść na trawie, trochę się pobrudzić, zakurzyć, a czasem i zabłocić. W mojej książce przewijają się więc dwa rodzaje festiwali: pierwszy to droga, popularna impreza, a na końcu mamy taki oldschoolowy festiwal punkowy z kotłem pod sceną. Ale chciałabym zdecydowanie podkreślić, że nie wzorowałam się w swojej powieści na żadnym konkretnym wydarzeniu.

Trochę przewrotne pytanie – o muzykę. W książce pojawia się sporo informacji o słuchanej przez bohaterów muzyce, o ich – że tak powiem – tle kulturowym. To jest tło pokolenia dwudziestoparolatków, trzydziestolatków. Czy to nie sprawia, że książka jest bardziej czytelna dla młodszego pokolenia, a trochę bardziej hermetyczna dla starszych osób? Celowałaś w takich młodszych czytelników z założenia? Jak w ogóle widzisz swojego czytelnika, czytelniczkę?

Nie zakładam, kim ma być mój czytelnik i nie sądzę, że powieść była nieatrakcyjna dla starszych osób. Wiem, że moje książki czytają wszystkie pokolenia – każdy może znaleźć w nich coś dla siebie. Czasami jest do właśnie powrót do młodości. Książki są dla wszystkich, bez względu na wiek. Na festiwale, jak sama zauważyłaś, jeżdżą bardzo różni ludzie, w każdym wieku. Wszyscy chcemy się bawić i poczuć wolni, chociaż przez chwilę.  

Twoja powieść zaczyna się od sceny, która od razu sugeruje nam, że bohaterowie mają za sobą trudne doświadczenie, ale jednocześnie próbują od niego uciec, zapomnieć. Dlaczego zadałaś im tak ekstremalne zadanie na samym początku książki?

Ekstremalne? Nie mogę się zgodzić. Moja poprzednia powieść zaczyna się od sceny zakopywania żywcem. To było ekstremalne. „Kara” zaczyna się inaczej. Nie postrzegam początkowej sceny jako bardzo brutalnej, nie leje się tam krew. To jest raczej moment, w którym trzeba podjąć decyzję. Bardzo trudną, bo nie ma dobrego rozwiązania i każdy wybór będzie obciążony konsekwencjami, wyrzutami sumienia lub ryzykiem własnego bezpieczeństwa. Chciałam jednak postawić bohaterów przed moralnym dylematem, aby czytelnik od razu zadał także sobie pytanie: co ja bym zrobił na ich miejscu? Wiele osób, które przeczytało już książkę, mówi mi, że nie wie, co by wybrało.

Takie rozpoczęcie pozwoliło mi więc pokazać bohaterów poprzez pryzmat podjętej decyzji. Ich wybór mówi o nich o wiele więcej, niż kilka stron opisu.

To kolejny raz, gdy w swojej książce badasz temat wyboru, dobra i zła. Co jest w tym tak pociągającego?

Zło jest wyborem. Zawsze. Jeśli ktoś rodzi się w jakiś sposób obciążony, a do tego jeszcze zostanie skrzywdzony w dzieciństwie, może to doprowadzić do wyboru złej ścieżki czy chęci odegrania się na innych. Ale to kwestia wyboru.

Natomiast w prawie każdym thrillerze i powieściach kryminalnych zło jest w jakiś sposób karane. W mojej książce chciałam się przyjrzeć sytuacji, w której kara dosięga bohaterów za dobry uczynek. To prowadzi nas w nieznane rejony. Chciałam zacząć od zupełnie przewrotnego punktu wyjścia całej historii.

W książce jest też motyw policji, pokazany inaczej, niż zwykle się go realizuje w thrillerach czy kryminałach. W twojej książce policja nie pomaga bohaterom poszukującym zaginionej przyjaciółki, wręcz przeciwnie, traktuje ich dość opresyjnie i próbuje na siłę znaleźć winnego oraz zamknąć sprawę. Postępowanie policjantów w tym konkretnym przypadku łamie życie jednej z postaci. Skąd taki obraz policji w twojej powieści?

Bardzo celowo postawiłam policję w kontrze do tego, co znamy z innych powieści. Naczytałam się już historii o śledczych bez reszty oddanych sprawie. Ale akcja mojej powieści dzieje się w Polsce, w obecnych czasach i nie mogłam tego zignorować. Niestety, w naszej rzeczywistości, często nie mamy już do policji zaufania. Wystarczy wspomnieć to, co działo się w czasie protestów czy w czasie strajków kobiet.

To, że moi młodzi bohaterowie postanawiają prowadzić śledztwo na własną rękę, bez pomocy policji, jest znakiem czasów. Myślę, że gdybym sama znalazła się w takiej sytuacji, że zaginęłaby mi bliska osoba, pewnie działałabym raczej na własną rękę. Tak jak moje postacie.

A nie masz czasem wrażenia, gdy piszesz, że postacie zaczynają żyć własnym życiem? Czy kontrolujesz ten świat w sposób absolutny?

Tego się chyba nie da do końca zrobić. Czasem postacie zaczynają działać same, a ja mam mniej roboty, bo tylko zapisuję. Ich zadaniem jest dojść do założonego finału. Zawsze jestem blisko z moimi postaciami i gdy muszę im zrobić coś złego, wiele mnie to kosztuje emocjonalnie. Ale to thriller, a nie komedia romantyczna. Muszę być gotowa i na takie rozwiązania. Po napisaniu trudnego fragmentu zwykle muszę trochę odpocząć.

Sara Antczak

Przejdźmy więc do pisarskiej kuchni. Jak pracujesz nad akcją? Masz od razu obmyślony finał? Jaka jest twoja metoda?

Chaotyczna. Ale jakoś udaje mi się w tym nie pogubić. Zawsze mam zaplanowany początek i koniec fabuły. Między tymi dwoma punktami wiele może się wydarzyć, wątki mogą się przenikać, postacie buntować, ale wszystko musi zmierzać do tego, co sobie założyłam.

Mam cztery notesy, w których zapisuję wszystko, natomiast robię to własnym, specyficznym kodem, więc gdyby je ktoś znalazł, pewnie by nic nie zrozumiał. Muszę skupiać się na tym, co piszę, bo czytelnicy thrillerów czy kryminałów są bardzo uważni, wymagający i szybko zauważają wszelkie potknięcia czy nielogiczności.

Zdarza ci się zmieniać zakończenie pomimo wcześniejszego założenia?

Tak. To są jednak bardzo intuicyjne decyzje. Trzeba zaufać pisarskiemu instynktowi. I oczywiście beta-readerom, osobom, które jako pierwsze czytały moją powieść i dzieliły się swoimi uwagami. Bardzo mi pomogły. Jestem im ogromnie wdzięczna.

Przejdźmy do bohaterów – głównych postaci powieści. Każda z nich jest w jakiś sposób poraniona. Zacznijmy od Nastki – dziewczyny z rozbudowanym poczuciem winy, wrażliwej, dobrej. Jednak ta wrażliwość i dobro, ufność, czasem odwracają się przeciwko niej. Jak ją budowałaś?

To była postać najtrudniejsza i najbardziej złożona. Poukładana, opanowana osoba o bardzo silnym instynkcie moralnym. Wciąż walcząca z własnymi demonami, trochę introwertyczka, ale opiekuńcza i odpowiedzialna za innych. Wiem też, że jest to postać lubiana przez czytelników, jako najbardziej racjonalna i spokojna z całej grupy.

Kris – wrażliwy buntownik, muzyk, oskarżony o przestępstwo, którego nie popełnił…

Kris jest oblegany przez dziewczyny, ma powodzenie, ale nie wykorzystuje nikogo i szanuje kobiety. Kocha muzykę, nie boi się swojej wrażliwości. Wyznacza granice, broni swoich przekonań i ma system wartości, który jest dla niego ważny. Ale jest to też postać, która szuka samego siebie.

Oli – w tej postaci opisujesz osobę LGBT+, osobę wyautowaną publicznie, która musi się też zmagać z groźbami pod swoim adresem i brakiem akceptacji. A jednocześnie wnosi przecież wyjątkowe poczucie humoru.

To jest bohater, który nie uznaje tabu i ze wszystkiego żartuje. Ten humor to jego tarcza przed światem. Oli jest lubiany i doceniany przez czytelników, bo zapewnia trochę oddechu pomiędzy trudnymi emocjonalnie, pełnymi napięcia scenami. Nie można się przecież całkowicie zanurzyć w mroku.

Oczywiście, temat równości jest dla mnie ważny. Ale nie chcę przyjmować pochwał tylko dlatego, że jeden z moich bohaterów jest osobą LGBT+. Osoby LGBT+  są wśród nas i to jest absolutnie naturalne i normalne. Nie widzę więc nic nadzwyczajnego w tym, że mam w powieści taką postać. Mam nadzieję, że niedługo będzie to po prostu standard w polskich książkach, filmach i serialach.

W książce pojawia się wątek homofobii. Mamy brygadę, która poluje na osoby LGBT+ i na młode dziewczyny. Ja też jestem młodą kobietą i bywa, że w naszej rzeczywistości czuję się zagrożona. Chciałam dać temu wyraz. Przypomnieć o tym, że nie tylko po ulicach grasują niebezpieczni ludzie, którym ktoś dał na to wyraźne przyzwolenie. Co gorsza ci niebezpieczni ludzie czasem noszą też garnitury, siedzą w swoich gabinetach i snują plany, jak nas pozbawić podstawowych praw. I to się dzieje naprawdę. Niestety, to nie jest literacka fikcja.

Kara – to najbardziej niejednoznaczna postać i – żeby uniknąć spoilerowania – nie będziemy wchodzić w szczegóły. Jednak chciałabym wiedzieć, co czujesz do Kary jako jej twórczyni.

Kara chce być przede wszystkim wyjątkowa. Świetnie mi się ją pisało, bo to jest dziewczyna, która niczego się nie boi. Bierze sobie od życia to, czego chce, za nic nie przeprasza i niczego nie żałuje. Całkowicie ignoruje społeczne oczekiwania i normy. Wejście w taką rolę było w pewnym stopniu wyzwalające.

Ta książka to jest też – tak myślę – w pewnym sensie portret pokolenia, coraz bardziej zdającego sobie sprawę z tego, jak niepewna jest przyszłość i z własnym zranień.

Postacie dorastają w czasie akcji, która toczy się w ciągu dwóch lat. Z beztroskich studentów zmieniają się w świadomych dorosłych. Zaczynają rozumieć wagę i konsekwencje własnych decyzji i działań. Pod koniec książki są już innymi osobami niż na początku.

W książce nie brakuje wątków osób wykluczonych, odrzuconych. Masz taką potrzebę, aby ich los oświetlić, uzmysłowić go czytelnikom?

Tak, bo to jest ważny problem. Słyszę czasem, że moje postacie są dziwne, wyobcowane. Ale dzięki nim mogę pokazać społeczne tło, które nas otacza. Wiele osób ukrywa się w cieniu i czuje, że nie pasuje do obecnego świata. Chciałabym te wszystkie osoby przytulić, ale nie mogę. Zamiast tego daję im głos w swoich powieściach.

Ofiara i oprawca. To już kolejny raz, gdy mierzysz się z takim tematem. Co jest dla ciebie, jako autorki, w nim tak ważnego, interesującego?

W mojej książce jest pewna przełomowa scena. Bohaterowie, aby znaleźć zaginioną przyjaciółkę przekraczają moralną granicę. I są tego świadomi. Ale są też wściekli. I zdesperowani. Gotowi na wszystko. Długo się zastanawiałam, jak tę scenę napisać, żeby czytelnicy nie stracili sympatii do bohaterów.

Interesuje mnie to, co się dzieje z ludźmi w ekstremalnych sytuacjach. Kto potrafi wytrwać w swoich wartościach, a kto się poddaje. I myślę, że badanie tego procesu było ważne i interesujące. Poza tym we mnie też jest wiele złości!

A co cię złości?

Najbardziej mnie w rzeczywistości złości to, że dobrzy ludzie są karani, a źli nagradzani. Chciałabym, żeby to się skończyło. Może dlatego powstała ta książka i sięgnęłam po motyw karania za dobre uczynki.

Zarówno „Gra”, jak i „Kara” zostały wydane z przyciągającą uwagę okładką, w ciekawej koncepcji graficznej. Masz pomysł na coś kolejnego, co mogłoby do nich dołączyć? Czy robisz sobie przerwę po napisaniu ostatniej powieści?

Napiszę kolejną książkę, będzie to także thriller outdoorowy. Tak lubię określać moje książki. Bo zawsze dzieją się w dziwnych, nieoczywistych lokacjach. Mam jeszcze wiele historii do opowiedzenia, a czas ucieka z każdym dniem.

Dziękuję za rozmowę.

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Od wtorku do poniedziałku na jednym bilecie za 59 zł!

W przyszłym tygodniu czekają nas dwa świąteczne dni, dzięki którym można wydłużyć weekend.…