Strona główna Felietony Igrzyska śmierci – wersja polska

Igrzyska śmierci – wersja polska

Nic nie ożywia polskich mediów bardziej niż śmierć – młodych kobiet lub nastolatek zwłaszcza. Wzmożenie, które widzimy dziś przy okazji strasznej zbrodni popełnionej na wrocławiance na greckiej wyspie Kos nie jest pierwsze – pewnie też nie ostatnie. Czasami wystarczy niewyjaśnione zaginięcie, czasem samobójstwo, do którego łatwo dopisać efektowną teorię spiskową – wszak osoba, która odebrała sobie życie niczego już nie wyjaśni. Imiona i nazwiska ofiar stają się szybko elementami medialnej popkultury. Iwona Wieczorek, Ewa Tylman, Magdalena Żuk, Iwona Cygan – za każdym z tych nazwisk kryje się tragedia. Każde stało się w obiegu politycznym i medialnym przedmiotem skomplikowanych manipulacji nastawionych na zysk: polityczny, finansowy, wizerunkowy, psychologiczny, tożsamościowy.

Ale w grze tej uczestniczą nie tylko media i politycy – nie robiliby tego, gdyby podane w specyficzny sposób opowieści o prawdziwych dramatach nie trafiały na podatny grunt i nie zaspokajały wielu, pokrętnych czasem potrzeb: od przyjemnego „dreszczyku emocji” miłośników true-crime po tyrady rasistów i mizoginiczne ekspresje nienawidzących kobiet inceli.

Tu ważne zastrzeżenie – z szacunku dla ofiar i ich bliskich; to nie jest opowieść o młodych kobietach, którym, jakże przedwcześnie i okrutnie odebrano życie, lecz o tym, co z ich śmierci zrobiły media, politycy, internet – słowem, otaczająca nas kultura.

Scenariusze pierwszego aktu spektaklu są zwykle podobne. Prokuratura wszczyna, minister sprawiedliwości i premier nakazują, komentatorzy komentują. Tuż potem na scenie pojawia się zwykle „detektyw” Rutkowski. W tabloidach do roboty biorą się wróżbici i radiesteci. Zaczyna się rodzaj narodowego śledztwa.

W internecie rusza polityczna obróbka – szczególnie, gdy w sprawie pojawiają się cudzoziemcy, emigranci i stawiający polskich „prawdziwych patriotów” na baczność muzułmanie i mieszkańcy Bliskiego Wschodu.

Swoje wersje przedstawiają ludzie „wnikliwi”, którzy nie dają sobie zamulać oczu „polityczną poprawnością”. Nic nie jest takie, jak się wydaje – wszystko łączy się ze wszystkim.

Tak jak u znanego prawicowego dziennikarza Witolda Gadowskiego, który wzdycha ze słabo ukrywaną rozkoszą:

„Uuu, sprawa pani Magdy Żuk zahacza o klub >>Grey<<. Proszę o info, sprawa jest poważniejsza, niż się wydawało. Politycy, islamiści, Wrocław…”.

Tyle rodzynków w jednym cieście – w kolejności: Grey, politycy, islamiści, Wrocław. Oczywiście, w narracjach jak wyżej rozwiązanie najbardziej prawdopodobne (czyli, w tym przypadku – samobójstwo w epizodzie ukrywanej przed rodziną choroby psychicznej) staje się w zasadzie wykluczone. Dodajmy jeszcze, że Gadowskiemu udało się do „sprawy” wkręcić kontrowersyjnego (z innych, całkiem realnych powodów) wrocławskiego eks-senatora i biznesmena Tomasza Misiaka. W jaki sposób? Ano, 27- letnia Magdalena Żuk i Misiak byli (rzekomo) w klubie „Grey”. Ale nie chodzi o to, że byli razem, ani nawet w tym samym momencie – nie, Gadowskiemu wystarcza to, że w ogóle przekroczyli kiedykolwiek prób popularnego niegdyś lokalu w samym środku miasta – zupełnie się nie znając, w różnych dniach a może i latach.

Do szczucia na imigrantów i muzułmanów służy już na całego śmierć również 27- letniej Anastazji Rubińskiej. Fakt, iż młoda wrocławianka jako pracownica greckiego hotelu sama była, jeśli nie emigrantką, to z pewnością ekspatką, nie ma dla rozsiewających antyemigrancką nienawiść żadnego znaczenia. Sprawa pojawia się w odpowiednim momencie, niczym „polityczne złoto”.

Osobną kategorię stanowią internetowi moraliści płci obojej. W ich narracjach straszna śmierć młodych kobiet zamienia się w osobliwy moralitet. Mogły siedzieć w domu. Nie zadawać się z nieodpowiednimi ludźmi. Nie wyjeżdżać poza granice. Granic nie przekraczać. Nie pić. Nie chodzić na tańce. Nie ubierać się wyzywająco. Nie malować się i nie prowokować. W efekcie – winne są same sobie, a sprawca prawdziwy (tak to chyba trzeba rozumieć) zamienia się w kogoś w rodzaju anioła (słusznej?) zemsty bożej.

„Moraliści” to zresztą grupa bardzo niejednorodna, obejmująca i umiarkowanych konserwatystów obyczajowych i prawdziwych psychopatów – często tzw. inceli (od ang. involuntary celibacy) młodych mężczyzn, żyjących, we własnym mniemaniu, w przymusowym celibacie – otwarcie nienawidzących kobiet, w szczególności wyzwolonych i samodzielnych.

Długoterminowe przeżuwanie śmiertelnego contentu to już domena specjalistów. Autorów true-crime, mniej lub bardziej zręcznie maskujących swoją fascynację zbrodnią moralnym oburzeniem lub chęcią pomocy w wyjaśnieniu i wszelkiej maści detektywów: od kompletnych amatorów po emerytowanych policjantów.

Trudno generalnie potępiać, ludzi angażujących się w próby rozwiązania faktycznie niewyjaśnionych zbrodni, których sprawcy nie zostali nigdy osądzeni. Ale nadużyć nie brak i tutaj. Nie chodzi nawet o sensacyjne i mało prawdopodobne teorie – media kochają takie historie od zawsze – raczej o częsty brak elementarnego szacunku dla ofiar ich rodzin.

Felieton o pop-medialnym fenomenie wypadałoby zakończyć puentą w odpowiedniej stylistyce.

Co myślisz o medialnych śledztwach dotyczących śmierci młodych Polek? Czy stoją za nimi tajemnicze siły? Czy kiedykolwiek poznamy prawdę? Kto stara się ją ukryć?

Ale tak naprawdę – nie pisz niczego. Pomyśl i odpowiedz sobie sam: dlaczego takie opowieści przyciągają i czy nasz świat staje się od nich choć odrobinę lepszy?

Maciej Wełyczko

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Felietony

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Przy ul. Pomorskiej powstaje trasa rowerowa

Przy ul. Pomorskiej i na placu Staszica powstaje nowa droga dla rowerów. Pierwsze są odcin…