Strona główna Kultura Inny rodzaj muzykowania – z Christianem Danowiczem, pierwszym skrzypkiem orkiestry Leopoldinum, o Leo Festiwalu rozmawia Izabella Starzec

Inny rodzaj muzykowania – z Christianem Danowiczem, pierwszym skrzypkiem orkiestry Leopoldinum, o Leo Festiwalu rozmawia Izabella Starzec

Izabella Starzec:  Czym dla orkiestry Leopoldium jest Leo Festival, który od 14 lat odbywa się zazwyczaj na przełomie maja i czerwca we Wrocławiu, a w tym roku w dniach 1 – 4.06?

 Christian Danowicz: Myślę, że jest taką wizytówką orkiestry. To, co proponujemy dla wrocławian w każdej odsłonie, opiera się na różnorodności i niekoniecznie bardzo klasycznym podejściu do programu. Leopoldinum jest orkiestrą dość uniwersalną jak na tego rodzaju zespoły. Żyjemy w czasach specjalizacji, jedni preferują barok, inni muzykę nową, jeszcze inni muzykę romantyczną, nie mówiąc już o jazzie czy rozrywce. My tak naprawdę gramy wszystko, a festiwal jest znakomitą okazją, by tę wszechstronność zaprezentować.

Ideą twórcy festiwalu, Ernsta Kovacica, było mieszanie różnych gatunków muzyki, jak również gatunków sztuki.  Stąd np. projekty łączące muzykę i sztuki piękne, muzykę i taniec, a nawet muzykę i kulinaria!

Odchodzicie od standardowego repertuaru, który prezentujecie w ciągu sezonu artystycznego. Jest to Wasze święto, więc pewnie i też budzi wiele dobrych emocji?

  – Jest to z pewnością inny rodzaj muzykowania niż w ciągu sezonu. My się czasami wręcz wygłupiamy i gramy w takiej bardzo swobodnej i beztroskiej atmosferze. Gościliśmy przecież kabarety i prezentowaliśmy rzeczy bardzo nietypowe. Przyjmujemy to zawsze z dużą dozą humoru i dystansem.

W każdym festiwalu proponujecie również coś dla dzieci. Co będzie w tym roku?

  – Będą to krótkie współczesne pozycje operowe. Dodam, że właśnie Ernst Kovacic mocno pokierował orkiestrę w stronę muzyki nowszej. Myśmy przy nim poszerzyli repertuar, choć wcale nie było to łatwe. Niemniej, nauczył nas podchodzić do niej bardzo profesjonalnie,  jak do każdej innej muzyki. Stało się to również i naszą misją, by przekazać to dalej – w stronę publiczności. Każda muzyka może być dobra i gorsza. Gramy tę dobrą i rozumiemy, że we współczesnych utworach jest wiele wartości i piękna.

Słuchając Waszych koncertów, mam cały czas takie odczucie, że jest waszej grze taki autentyzm w tym, co robicie.

 – Bardzo mi miło słyszeć te słowa. Tak właśnie powinna wyglądać nasza praca i jej efekty, by cały czas mieć z tego frajdę.

Jaka jest specyfika gry w orkiestrze kameralnej?

 – Długo by o tym mówić. Spróbuję ująć to w kilku najważniejszych aspektach. Przede wszystkim w kameralistyce muzyk jest bardziej słyszalny, widoczny z tym, co robi i to też daje mnóstwo indywidualnej satysfakcji. Gra w zespole kameralnym wiąże się zatem z większą odpowiedzialnością każdego muzyka. Nie mówię, że tak nie jest w orkiestrze symfonicznej. Też grałem w dużych składach, ale tam jest większa możliwość – niestety – takiego „odpuszczenia” sobie. Niedostatki intonacji w smyczkach mogą być na przykład przykryte fortissimo dętych blaszanych. Poza tym muzyk może pozwolić sobie na większy „odpoczynek”, tzn. głowa nie jest tak mocno zaangażowana.

Tymczasem w orkiestrze kameralnej cały czas jesteśmy w dużej uważności nad każdym detalem, nad intonacją – nad wszystkim. Nawet podczas prób jesteśmy zdecydowanie bardziej zaangażowani w to, co się dzieje w muzyce. Nie chcę tu absolutnie skrzywdzić kolegów z wielkich składów jakimś nieprzemyślanym słowem, ale naprawdę jest tam inny rodzaj odpowiedzialności.

Jesteście, jednym słowem, bardziej „na wierzchu”, ale też bliżej siebie, bardziej słyszący się wzajemnie, odczuwający i w wielu wypadkach niepotrzebujący dyrygenta, tylko osoby takiej jak pan – czyli prymariusza, pierwszego skrzypka, który równie dobrze może od pulpitu poprowadzić orkiestrę.

 – Zdecydowanie tak, ale chciałbym dodać tu jeszcze coś ważnego. W naszej orkiestrze panuje wspaniała atmosfera. My się nawzajem bardzo lubimy, dobrze rozumiemy, imprezujemy. Tak jak jesteśmy się w stanie bawić poprzez naszą grę, tak samo i prywatnie. Nie wiem, jak jest gdzie indziej. U nas jest właśnie przyjaźnie – i na próbach, i na koncertach.

Wróćmy do wątku festiwalu, bowiem trzeba zaznaczyć, że wieloletni jego szef, Ernst Kovacic, zaprogramował go po raz ostatni, a od przyszłego roku to właśnie Pan przejmie funkcję dyrektora artystycznego Leo Festiwalu. Jakie ma Pan marzenia, pomysły na kolejne lata?

–  Jest to dla mnie wielki zaszczyt i myślę, że moją misją będzie pokazywanie festiwalu nie tylko w NFM, ale i w mieście. Bardzo liczę na plenery, bo tam szczególnie pięknie może zabrzmieć utwór, na jakichś urokliwych dziedzińcach w zabytkowych miejscach Wrocławia. Chciałbym, żeby muzyka sama szła do ludzi.

Będę kontynuował koncepcję, by grać z dziećmi i dla dzieci, czy też z innymi muzykami, ale, być może, bardziej chciałbym zaskoczyć publiczność. Może zaczniemy poszukiwania w innych nurtach czy stylach muzycznych? Zobaczymy.

Czy będzie kontynuowany pomysł na koncerty w prywatnych mieszkaniach?

 – Jak najbardziej. Ta koncepcja wyrosła z potrzeby stworzenia takiego kręgu przyjaciół orkiestry i nawiązania bliższych relacji z muzykami. To jest bardzo korzystne dla obu stron. Goszczący zapraszają swoich przyjaciół na koncert z udziałem członków orkiestry Leopoldinum, bo oczywiście występujemy w pomniejszonych kameralnych składach – od duetu do obsady 9-cio osobowej. Może ta koncepcja rozciągnie się na kilka festiwalowych dni…

Jak to wygląda od kulis?

 – Na stronie NFM w zakładce festiwalowej jest anons i można mailowo zgłaszać swoje propozycje, chętnie ze zdjęciami. Jest to weryfikowane i potem już następują normalne czynności organizacyjne. My z reguły gramy około godziny, a gospodarz obiektu ma zapewnić publiczność. Natomiast pulpity, czy krzesła dla muzyków są przywożone z NFM. Mile widziany jest też poczęstunek dla muzyków i gości po zakończeniu koncertu, by się poznać wzajemnie i zintegrować. Bardzo zależy nam na takich nowych kontaktach i cieszymy się z możliwości grania w prywatnych przestrzeniach. Oczywiście, obecnie zgłoszenia są zamknięte i już wszystko zostało zaplanowane.

A jaki repertuar wtedy proponujecie?

 – Raczej lekki i przyjemny dla ucha.

W tym roku mamy zatem trzy dni festiwalowe. Patrząc od końca, czyli 4 czerwca – opery dla dzieci, 2 czerwca są koncerty w mieszkaniach, a w dniu inauguracji, 1 czerwca, szlachetna kameralistyka, czyli Haydn i Mozart ze szczyptą współczesności, w tym z utworem mistrza Lutosławskiego. A zatem – do zobaczenia na koncertach!

Do zobaczenia! Będzie nam miło wszystkich Państwa gościć na Leo Festiwalu. Zapraszamy serdecznie!

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Prawie 1100 interwencji, 16 nietrzeźwych kierowców – policjanci podsumowali ostatni weekend

Od piątku do niedzieli wrocławscy policjanci przeprowadzili prawie 1100 interwencji. Zatrz…