Aktualności Felietony O najpiękniejszej niedzieli w roku Autor: Martyna Jersz Data publikacji: 29 stycznia 2024 fot. www.facebook.com/wosp Skaldowie śpiewali, że „jest taki dzień, w którym gasną wszelkie spory”. Chodziło im oczywiście o Wigilię. Ja wersy: „bardzo ciepły, choć grudniowy” zamieniłabym na „styczniowy”. Mam na myśli 32. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pamiętam czasy, kiedy sama chodziłam po mieście z puszką. Dla 12- letniej mnie ostatnia niedziela stycznia była przede wszystkim szansą, aby stanąć w szranki z innymi członkami naszego sztabu. Prześcigaliśmy się w liczbie rozdanych serduszek. Przykładaliśmy skarbonki do ucha, w nadziei, że brzdęk znajdujących się tam monet zagwarantuje nam zwycięstwo w naszych małych zawodach. Wieczorem w pocie czoła liczyliśmy każdą złotówkę i każdy grosz. Ale było w tym wszystkim poczucie wzięcia udziału w czymś wielkim, choć na pozór mieliśmy do czynienia z czymś małym. Ścigaliśmy się po ulicach makrokosmosu, mojej liczącej 15- tysięcy mieszkańców mieściny, widzieliśmy reakcje, gdy ludzie zauważali kolorowe skarbonki. Dla dziewczynki, jaką wtedy byłam, ważne było kto, ze znajomych rodziców wrzucił coś do puszki, kto uciekł na nasz widok, kto udał, że nas nie widzi. Potem, gdy na ekranie telewizora wyświetlała się (nieustannie rosnąca) kwota zebrana przez Orkiestrę. Czuło się dumę, że dołożyliśmy cegiełkę do tego pięknego dzieła. Z nastoletnich lat zapamiętałam różne impresje, a co roku przypominam sobie właśnie tę. Są jeszcze wspomnienia, których nie pamiętam, a które zostały mi przekazane przez rodzinę. Że leżąc w inkubatorze, korzystałam (nieświadomie, ale jednak!) ze sprzętu ufundowanego przez WOŚP. Że przebywając w szpitalu z powodu zapalenia ucha, byłam badana sprzętem, na którym widniało to charakterystyczne czerwone serduszko. Jestem pewna, że takie historie ma wielu z nas. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak dużo zawdzięczamy corocznym zbiórkom WOŚP-u. Lubię wracać myślami do czasów bycia wolontariuszem, do ludzi, którzy częstowali nas herbatą, ciastkami i gorącą czekoladą. Miałam wrażenie, że niosąc skarbonkę WOŚP-u i identyfikator, niosę przede wszystkim uśmiech. Nieznajomi uśmiechali się na nasz widok, wrzucali datki do puszek lub z dumą pokazywali na naklejki, informując w ten sposób, że tego roku wsparli już Orkiestrę. Teraz, po latach, patrzę na ten dzień zupełnie inaczej. Szerzej. Wychodzę myślami poza moją rodzinną miejscowość i myślę o tym, ilu ludziom udało się pomóc dzięki sprzętowi zakupionemu przez WOŚP. Mam nadzieję, że finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na zawsze pozostanie świętem dobrych ludzi. Że nadal będę mogła ten dzień nazywać najpiękniejszą niedzielą w roku. Martyna Jersz
Za 30 lat stracimy świerkowe choinki – wywiad z dr hab. inż. Przemysławem Bąbelewskim Za 3-4 dekady z Polski może zniknąć świerk pospolity. Popularnemu drzewu, z którego robimy …