Strona główna Kultura Odczarować organy – o letnim kinie organowym w NFM z Tomaszem Głuchowskim rozmawia Izabella Starzec

Odczarować organy – o letnim kinie organowym w NFM z Tomaszem Głuchowskim rozmawia Izabella Starzec

tomasz-gluchowski-foto-lukasz-rajchert

Izabella Starzec: W lipcu rozpoczyna się w Narodowym Forum Muzyki letni cykl kina organowego w postaci seansów z muzyką na żywo, czyli improwizowania, albo inaczej – taperowania do filmów niemych sprzed stu lat. Będzie to druga edycja tego festiwalu. Co skłoniło Cię do jego zaprojektowania?

– Tomasz Głuchowski, organista, pomysłodawca letniego cyklu kina organowego w NFM: Właściwie to przede wszystkim ukazanie instrumentu i jego możliwości w takiej, a nie innej odsłonie. Zresztą organy towarzyszyły kinu niememu od samego początku. To nie tylko było pianino, czy fortepian, ale również specjalnie skonstruowany instrument organowy, który miał poszerzoną paletę brzmień z myślą o różnych efektach dźwiękowych. Organy dawały najwięcej możliwości imitacji instrumentów, a w takich organach, które powstawały z myślą o kinie, dodawano jeszcze nowe głosy, np. brzmienia instrumentów perkusyjnych, czy imitujące burzę i wiatr.

Gdy budowany był instrument w NFM to też już z zamysłem dołożenia mu takich właśnie niecodziennych głosów, które sprawdziłyby się w innej palecie barwowej – poza standardowymi dziełami na ten instrument. Tak więc mamy w naszych organach np. instrumenty perkusyjne, m.in.: ksylofon, celestę, pudełka akustyczne, ale też rejestr imitujący łopotanie żaglu na wietrze czy specjalnie zamontowany dzwonek tramwajowy. Ten ostatni gadżet ma bowiem swoją historię, nawiązuje do faktu przywiezienia pierwszych piszczałek do NFM zabytkowym tramwajem [śmiech].

W którym państwie skonstruowano te pierwsze, nazwijmy je umownie, organy filmowe?

– Trudno mi do końca odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że miało to miejsce w Anglii, skąd instrument szybko rozprzestrzenił się po świecie. W każdym razie uważa się, ze wynalazł je angielski muzyk Robert Hope-Jones, który później odsprzedał patent firmie Wurlitzera. Na pewno takie instrumenty istniały już w pierwszej dekadzie XX w., co niewątpliwie wiązało się z bujnym rozwojem kinematografii.

Do stworzenia takiej oferty filmowo-organowej zainspirował mnie Karol Mossakowski i po trosze francuska i niemiecka szkoła organowa. Improwizacja do filmu niemego obecnie przeżywa swój renesans – stając się dość popularną formą artystyczną. Warto w tym miejscu przypomnieć, że podczas inauguracji instrumentu w NFM w 2020 roku odbył się też seans filmowy „Upiora w operze”, który pozwalał odbiorcom poznać ten szerszy aspekt wykorzystania instrumentu.

Czym się kierowałeś dobierając tegoroczne tytuły?

– Pierwotnie myślałem o samych polskich filmach, ale ostatecznie wyszedł przekrój przez kino szwedzkie, amerykańskie, polskie i francuskie Nie było więc tu jakiegoś nadrzędnego konceptu. Natomiast konsultowaliśmy ten temat z producentami festiwalu Nowe Horyzonty pod względem tzw. atrakcyjności dla widza. Sądzę, że tę dobrą współpracę będziemy kontynuować w kolejnych latach.

Mimo że rozmawiamy o improwizacji organowej do filmów, to jednak – jak sądzę – w jakiś sposób organista musi się przygotować do takiej prezentacji, chociażby poprzez obejrzenie filmu. Opowiedz, jak to wygląda od kulis na własnym przykładzie?

– Ja oglądam dany tytuł, choć powiem, że możliwa jest także zupełna improwizacja, jednak pod warunkiem, że gra się samemu. Wtedy, z jakimś ułamkowym opóźnieniem, interpretuje się obraz i reaguje na kolejne sceny filmu. Jednak w przypadku gry wspólnej, a taka właśnie będzie moja prezentacja 14 lipca, nie jest to możliwe. Gram z wrocławskim DJ-em Michałem Macewiczem.

W jaki zatem sposób tworzycie tę muzyczną narrację?

– Po obejrzeniu filmu dzielimy go na sceny i możemy też rozdysponować nasze role – który z nas bardziej zaistnieje w danym momencie. Robimy też różne ustalenia np. co do tonacji, motywów, rodzaju ekspresji.

Jak się współpracuje klasykowi z didżejem?

– To jest interesujące doświadczenie. Michał Macewicz to wyjątkowa postać, budująca scenę z muzyką elektroniczną w Polsce. Nie sposób wymienić wszystkich aktywności, w których czynnie bierze udział – dj, producent, inżynier dźwięku, nagłośnieniowiec, promotor – to tylko część z nich. Ja osobiście powiedziałbym, że jego muzyka utrzymuje się w stylistyce undergroundu. Dominują u niego powtarzane ostinata rytmiczne bądź melodyczno-rytmiczne i są one nabudowywane, gęstnieją warstwowo. Słuchając, co gra Michał, ja się nakręcam [śmiech] i odbieram od niego tę energię, czyli się inspiruję. To co on zagra, ja mogę albo zwiększyć i podjąć ten wątek, albo pozostać w kontrze. Sam jestem ciekaw, co w tym roku zaproponuje. W ubiegłym roku zabrakło mi trochę u niego wykorzystania elektroniki w postaci przygotowanych fragmentów ilustrujących – dajmy na to otwierania drzwi, czy wystrzału z pistoletu. Ale w końcu to jest jego autorska koncepcja, co sobie wymyśli na tych sześciu gramofonach, które używa.

Czy zamierzacie utrwalać te koncerty, czyli ścieżkę dźwiękową do filmów?

– Zeszłoroczne zachowaliśmy i jest taki pomysł, by umieścić kiedyś w serwisie YouTube całe filmy z muzyką. Musimy jednak poczekać na wygaszenie praw autorskich. W każdym razie nasi wykonawcy dali nam zgody na wykorzystanie ścieżki dźwiękowej.

W jazzie i w szczególności na organach pielęgnowana jest tradycja improwizacji. Są też specjalne zajęcia temu poświęcone. Czy wszyscy w podobnym stopniu, czy też zakresie oddają się tej umiejętności?

– Jest oczywiście program nauczania improwizacji, ale bywają różne sytuacje. Niektórzy świetnie czują się w formalnych strukturach utrzymanych w jakimś stylu, np. w preludiach i fugach barokowych, albo konkretniej – w stylu Bacha albo Johanna Pachelbela. Inni lepiej wyczują dawny styl francuski i suity, a jeszcze inni w ogóle nie złapią tego klimatu. Często jest tak, że to, co lubi się grać – styl, epoka, konkretny kompozytor – są obszarami, w których organista najlepiej poczuje się, improwizując. Można być świetnym improwizatorem w stylu francuskiej szkoły organowej XIX wieku, a zupełnie nie czuć baroku. Sam po sobie dobrze wiem, co lubiłem, a czego nie lubiłem robić, czyli improwizować. Można też wejść w improwizacje XX-wieczne, nietrzymające się formy, oparte raczej na skojarzeniach sonorystycznych – i to też jest ciekawe. W każdym razie różny język muzyczny i różna narracja są w stanie wciągnąć słuchacza bez reszty.

Przy improwizacji filmowej można z kolei popuścić wodze wyobraźni, w dowolnym kierunku tworząc tę suitę filmową.

– Dobrze to ujęłaś – suita filmowa to trafne określenie tego, co jest istotą ścieżki dźwiękowej do filmu. Da się pomieszać style i gatunki, a ostatecznie forma wyniknie ze struktury filmu.

Ostatecznie dla widza i słuchacza ma to być po prostu interesujące i spójne.

– Właśnie tak. Gdy muzyka dobrze „podbija” obraz, to wtedy łatwiej dociera do odbiorcy, ale oczywiście o te doznania trzeba by zapytać widzów.

Myślę, że sama forma ukazania innych możliwości instrumentu, tak mocno osadzonego w powszechnym rozeznaniu w stylistyce kościelnej, też może dostarczyć wielu niecodziennych wrażeń.

– O to chodzi – by te organy trochę tak odczarować z najbardziej oczywistych skojarzeń. Wiem z różnych opinii, że nasz ubiegłoroczny cykl wywołał takie właśnie reakcje: niedowierzania i zainteresowania, jak organy mogą inaczej brzmieć – w tym nowym kontekście filmowym! Oczywiście zapraszam serdecznie wszystkich na tegoroczne koncerty!

Przypomnijmy zatem jeszcze tytuły filmowe i artystów, których zaprosiłeś na te prezentacje.

To może według terminarza: 14 lipca o g. 19:30 zobaczymy Czarownice z muzyczną oprawą Michała Macewicza (DJ) i moją na organach. Dwa tygodnie później, 28 lipca o g. 19:30 do filmu Marynarz na dnie morza zagra Karol Mossakowski. W sierpniu będą też dwie prezentacje – najpierw 9 sierpnia o g. 19:30 wystąpi na organach Martin Gregorius, improwizując do filmu Mocny człowiek, a 25 sierpnia o g. 21:00 Męczeństwo Joanny d’Arc zilustruje nam z wykorzystaniem organów i elektroniki Franz Danksagmüller. Dodam jeszcze, że każdy z seansów będzie poprzedzony krótkim wprowadzeniem słownym przez filmoznawców.

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Od wtorku do poniedziałku na jednym bilecie za 59 zł!

W przyszłym tygodniu czekają nas dwa świąteczne dni, dzięki którym można wydłużyć weekend.…