Strona główna Kultura Druga powieść Przemysława Walczaka, a w niej… wrocławskie Nadodrze

Druga powieść Przemysława Walczaka, a w niej… wrocławskie Nadodrze

Okładka Lolobrygida

Przyznam, że byłam ciekawa, jaką kolejną książkę zaproponuje czytelniczkom i czytelnikom Przemysław Walczak, autor świetnych „Wądołów”. Wtedy wędrowaliśmy przez wrocławski Brochów, teraz zaprosił nas do pewnej kamienicy na Nadodrzu. To tam rozgrywa się akcja niewielkiej, ale znaczącej powieści „Lolobrygida”.

Autor nie boi się portretować tego, co stereotypowo oceniamy jako kiczowate, brzydkie, gorsze, biedniejsze. Pokazuje, że dla kogoś – jak chociażby Jadwiga – taka rzeczywistość może być w pewnym sensie piękna. Jadwiga chce kochać, chce być kochana, kocha dokarmiane przez siebie koty i nie przeszkadza jej, że jeden kuleje, a drugi nie ma oka. Ważne jest to, co w sercu – jakże to wyświechtane i lekko wyśmiane, ale jednak z gorzką łzą na powiece. Dzieli się z kotami swoją samotnością, niespełnionymi marzeniami, darem przewidywania przyszłości i widywania duchów.

Jeśli miłość nie jest uczuciem, ale wyborem, to można uznać, że bohaterowie Przemysława Walczaka, pomimo narzekań, utyskiwań, jęków, ciemności, samotności i cierpienia – jednak kochają życie, wybierając je z całym dobrodziejstwem inwentarza i wybierając Wrocław na miejsce dla tego życia – z jego historią, snującymi się duchami mieszkańców Breslau, pamięcią kości pogrzebanych pod ruinami. A w obtłuczonej, odrapanej i nieidealnej kamienicy na Nadodrzu mieści się ich cały świat: Lolobrygida; wariatka puszczająca głośną muzykę; rencista Zbyszek; religijna dziewczyna; wielbicielka oazy i pielgrzymek.

Lolo

Przemysław Walczak nadal jest świetnym obserwatorem, który potrafi w sugestywny, nieco szorstki, ale i też poetycki sposób wykreować ze świata rzeczywistego swoje postacie. Nietrudno bowiem uwierzyć w taką kamienicę i takie podwórko, a jednocześnie unoszą się one w jakiejś zamglonej krainie. Jak namalowane nieco burymi kolorami. Wierzymy więc w Jadwigę, świętą od kotów, której w piwnicy objawia się Matka Boska Kocia; w Waldemara, marudzącego i narzekającego i jego matkę ukochaną; w berzoludy; miejscowych pijaczków; ciekawskie sąsiadki i w pewną pisarkę, która mierzy się z życiem i powieścią, a przede wszystkim z bezlitosnym wydawcą.

W opowieściach Przemysława Walczaka najważniejsze jest to, jak się opowiada i o kim. Język jest mięsisty, naturalistyczny, a potem zaskakuje delikatnością, żeby następnie przeskoczyć do ironii. To naprawdę sztuka utrzymać takie rozchwiane tempo i pewną w nim konsekwencję.

Olga Szelc
@Książki pod ręką

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Od wtorku do poniedziałku na jednym bilecie za 59 zł!

W przyszłym tygodniu czekają nas dwa świąteczne dni, dzięki którym można wydłużyć weekend.…