Strona główna Kultura Rzeczy przysposobione – wyjątkowa wystawa w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu

Rzeczy przysposobione – wyjątkowa wystawa w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu

Rzeczy przysposobione

Ekspozycję można oglądać do 25 sierpnia 2024 roku. Ma nam pomóc odpowiedzieć na pytanie: jaki jest stosunek powojennych mieszkańców Wrocławia i Szczecina do przedwojennego dziedzictwa tych miast.

Otwarcie wystawy poprzedziła konferencja prasowa, na której – jak zauważył dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu prof. Piotr Oszczanowski – oprócz wystawy, była mowa także o dwóch ważnych historycznie momentach w dziejach Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu.

Zmiana warty w Muzeum Etnograficznym

Będziemy za chwilę opowiadać o wystawie, ale to spotkanie jest dla nas również ważne dlatego, że stajecie się Państwo świadkami historycznych wydarzeń. Przed chwilą otrzymałem informację, że w najbliższym czasie Muzeum Narodowe we Wrocławiu podpisze akt notarialny na dzierżawę – bo myśmy nigdy nie byli właścicielami terenu, który znajduje się wokół tego urokliwego pałacu, w którym mieści się Muzeum Etnograficzne – do 5 grudnia 2089 roku. Podpisanie aktu notarialnego, co jest dla mnie bardzo istotne, odbędzie się jeszcze za obecności pani kierownik Elżbiety Berendt, która przez czterdzieści lat z sukcesem prowadziła Muzeum Etnograficzne, od niemal dwudziestu w tych właśnie murach. To właśnie pani Elżbieta Berendt dokonała tej niezwykle trudnej i skomplikowanej przeprowadzki z poprzedniej lokalizacji i stworzyła miejsce, w którym tak dobrze wszyscy się czujemy – powiedział dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu.

Jak się dowiedzieliśmy na konferencji – na kierownika Muzeum Etnograficznego została powołana Marta Derejczyk.

Pani Marta Derejczyk bierze na siebie wielką odpowiedzialność, tym większą, że dziedziczy wielkie sukcesy, jakie przez lata odnosiło to Muzeum dzięki pani Elżbiecie Berendt. Bardzo dziękuję w imieniu całego Muzeum Narodowego pani Elżbiecie Berendt za to, że stworzyła to miejsce; za to, że stało ono enklawą emanującą otwartością, życzliwością, tolerancją i empatią. Tego nas wszystkich nauczyła Pani Elżbieta Berendt – podkreślił prof. Piotr Oszczanowski.

Rzeczy adoptowane

Ten fragment świata doświadczył niezwykle skomplikowanych losów – dodał dyrektor Muzeum Narodowego – W bardzo krótkim czasie nastąpiła całkowita wymiana ludności. Przybywając tu, weszliśmy w świat, który był nam mentalnie obcy. Na początku trudno nam było go zrozumieć, byliśmy też obciążeni skrajną traumą. Bo oto trafiliśmy do miejsc, w których żyli wcześniej ci, którzy uczynili nam wielką krzywdę. A jednocześnie jak niezwykle odnieśliśmy się do tej obcej spuścizny. Jakim trzeba być świadomym i wspaniałomyślnym narodem, by docenić Willmanna, Krzeszów, zabytki etnograficzne. Oczywiście skuwaliśmy po II wojnie światowej niemieckie napisy, zrzucaliśmy z piedestałów obce pomniki, ale jednocześnie też ocaliliśmy ogromną część spuścizny, którą tu zastaliśmy. Powinniśmy o tym pamiętać. I o tym także traktuje nasza wystawa.

Te słowa otworzyły szufladę w mojej pamięci. Pamiętam, gdy moja koleżanka pokazała mi kolekcję niemieckich butelek aptekarskich, które ktoś znalazł w ogrodzie domu w Izerach. Inna moja znajoma do dzisiaj korzysta z delikatnych filiżanek, które znalazła porzucone jako „śmieci” na strychu domu pod Wrocławiem. Moja babcia od strony ojca miała w salonie rzeźbioną biblioteczkę, którą tuż po wojnie sąsiedzi chcieli porąbać na opał, ale zostali powstrzymani, że chociaż mebel „niemiecki”, to przecież jednak ładny i się przyda. Chętnie się go pozbyli, a babcia przygarnęła. Wrocławska artystka opowiadała mi w wywiadzie, że tuż po wojnie jako dziecko podziwiała dzieła sztuki w niemieckich albumach, które pozostały w mieszkaniu po poprzednich właścicielach. Ba, nawet ja, choć moja rodzina od strony mamy zamieszkała od razu w blokach w centrum miasta, mam do dzisiaj w kuchni dwa solidne niemieckie słoje. Z grubego szkła, piękne. Nazywa się je u nas „te słoiki po babci”, choć jako żywo moja babcia ze strony mamy nie mogła mieć nic wspólnego z niemieckimi rzemieślniczymi wyrobami z Breslau. Przyjechała z rodziną z Bytomia jakieś pięć, sześć lat po wojnie… Jak się te słoje znalazły w kuchni w bloku z końca lat 50.? Czy ktoś je znalazł? Kupił? Od kogoś dostał? Dziś już się tego nie dowiem, nikt nie pamięta, a ci, którzy mogliby pamiętać, odeszli. Pewnie te słoje trzymały ręce jakiejś niemieckiej kobiety, a teraz ja – potomkini rodzin pochodzących spod Lwowa i z Częstochowy – przesypuję do nich produkty spożywcze.

Takim właśnie śladem ludzi i rzeczy udały się badaczki, antropolożki dr Anna Kurpiel i dr Katarzyna Maniak, które wraz z Martą Derejczyk są kuratorkami ekspozycji. Dzięki ich staraniom i wywiadom z osobami, które zarówno we Wrocławiu, jak i w Szczecinie zdecydowały się otworzyć naukowczyniom drzwi i z nimi rozmawiać – powstała wystawa „Rzeczy przysposobione”. Nie można tu też odmówić starań Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu. Zwykle badania naukowe kończą się publikacją, ale niekoniecznie mają też realizację wystawienniczo-artystyczną. Na ekspozycji zobaczymy bowiem także fotografie Łukasza Skąpskiego, który towarzyszył naukowczyniom w ich pracy.

 – Początkiem tej wystawy był projekt naukowy, rozpoczęty w 2019 roku – wyjaśniała dr Anna Kurpiel – Punktem wyjścia dla projektu było pytanie: jaka jest relacja przedwojennych przedmiotów, które były często obcymi, problematycznymi – ze współczesnymi mieszkankami i mieszkańcami Wrocławia i Szczecina. Projekt był powiązaniem pracy antropologicznej – z naszej strony, a artystyczną – ze strony Łukasza Skąpskiego. Chciałyśmy zobaczyć, jaka jest dzisiaj rola przedwojennych przedmiotów, jak są prezentowane, czy ktoś się nimi interesuje, czy jest na nie moda, czy są nadal problematyczne, w jakich miejscach się znajdują, czy są dla kogoś cenne i skąd bierze się ich wartość. W czasie badań terenowych odwiedzałyśmy osoby prywatne w ich domach i prosiłyśmy o rozmowę, pokazanie, jak żyją w przedwojennych domach czy mieszkaniach. Wiele osób udostępniło nam rzeczy, które często były dla nas zaskakujące, ponieważ nie miały one dużej wartości materialnej, ale miały z kolei ogromne, często emocjonalne znaczenie dla tych osób. Rozmawiałyśmy też z osobami z instytucji kultury, ale także instagramerkami, instagramerami, blogerkami, blogerami, którzy zbierają, szukają czy też interesują się przedwojennymi przedmiotami.

Ekspozycja „Rzeczy przysposobione” mieści się na drugim piętrze Muzeum Etnograficznego. Składają się na nią – co jest szczególnie poruszające – artefakty wypożyczone z prywatnych mieszkań i domów, instalacja zbudowana z książek i przedmiotów, wywiady z osobami, które owe rzeczy przysposobiły lub też je zbierają czy ich szukają, jak instagramer prowadzący profil „Historia ze śmietników Breslau”. Wystawę uzupełniają we współczesnym planie czasowym fotografie Łukasza Skąpskiego, ukazujące obecnych opiekunów przedmiotów w zamieszkiwanych przez nich wnętrzach.

„Wśród eksponatów [można obejrzeć] m.in. młynek do orzechów należący niegdyś do przedwojennych breslauerskich domowników – dziś własność rodziny Orzechowskich, porcelanową figurkę przedstawiającą trzy świnki – zachowaną po poprzednich mieszkańcach szczecińskiego domu przez trzy córki państwa Kozińskich, czy album z przedwojennymi pocztówkami i korespondencją rodziny Meinków z Breslau, które od lat inspirują ich obecną właścicielkę, panią Barankiewicz, do poszukiwań bohaterów listów lub ich spadkobierców” [opis ekspozycji]

Jest na tej wystawie naprawdę sporo ciekawych rzeczy, a moją uwagę przykuły między innymi: obraz, mapy i album ze zdjęciami. Historia obrazu jest następująca: przez jakiś czas tuż po II wojnie światowej rodzina polska mieszkała z rodziną niemiecką. Gdy ta ostatnia miała wyjechać, poprosiła Polaków, aby obraz – jako dla nich ważny – pozostał na swoim miejscu. I tak się stało. Mało tego, pokój jest od lat urządzony w stylu „pod obraz”. Z kolei z wyeksponowanych map korzystały najpierw niemieckie dzieci przed wojną, a po wojnie ojciec Jacka Zachodnego, wrocławskiego artysty, który przekazał tę pamiątkę do pokazania. I album, w którym polska rodzina do zdjęć niemieckich doklejała swoje własne, w jakimś sensie „adoptując”, „przytulając” niemiecką rodzinną przeszłość. I są jeszcze przedwojenne maki z ogrodu na Sępolnie, które wciąż uparcie odrastają mimo prób ich wyrywania czy przesadzania…

W gruncie rzeczy więc – jak mi się zdaje – nie tyle o przedmioty chodzi, ale o relacje…
O – być może uznanie – że my tu co prawda przyszliśmy (nie z własnej woli najczęściej), ale i ktoś stąd odszedł (podobnie jak my, zwykle do tego zmuszony). Myślmy w tym miejscu o zwykłych ludziach, nie o wielkich tego świata.

„Prezentowane na wystawie rzeczy pokazują relacje między rzeczami i ludźmi, a także różne sposoby ich praktykowania i opowiadania o nich. Część przedmiotów stoi w honorowych miejscach, inne zamknięte są w szafach i schowkach. Niektóre są nadal używane przez nowe pokolenia wrocławian i szczecinian. Inspirują i prowokują do działania, odzwierciedlają współczesne postawy, przekonania i wartości, pozwalając dostrzec nowe zależności między polskością a niemieckością, tym co pożądane, a tym co problematyczne”.[opis wystawy]

Olga Szelc

Informacje o wystawie: https://mnwr.pl/rzeczy-przysposobione/

fot. Olga Szelc, A. Podstawka

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Z duchem czasów. 70 lat Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu. Nowy cykl w kinie DCF

Czy wiesz, że aż 25% polskich filmów zrealizowanych w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Lud…