Strona główna Kultura Słów kilka o Jazzie nad Odrą (26 -30.04) w rozmowie Izabelli Starzec z dyrektorem artystycznym festiwalu Piotrem Wojtasikiem

Słów kilka o Jazzie nad Odrą (26 -30.04) w rozmowie Izabelli Starzec z dyrektorem artystycznym festiwalu Piotrem Wojtasikiem

Izabella Starzec: Na czym polega dobre zaprogramowanie festiwalu?

Piotr Wojtasik, dyrektor artystyczny Jazzu nad Odrą: Na sprostaniu jego założeniom.
A w wypadku Jazzu nad Odrą?
– Nasze założenia zasadzają się na trzech płaszczyznach. Nadrzędną jest: jak najwyższy poziom artystyczny. Kolejną: prezentacja możliwie jak największej różnorodności stylistycznej gatunków, które pozostają w jakiejś relacji z jazzem w jego pierwotnym idiomie. Trzecim istotnym aspektem jest przekrój pokoleniowy. Staramy się prezentować zarówno muzyków młodych, na początku swojej drogi, jak i postaci już uznane, niektóre legendarne.

No to przedstawmy tych młodych, którym festiwal „podaje rękę”.

 –  Wymieniłbym tu troje wykonawców najmłodszej generacji. Z Polski będzie trio Katarzyny Pietrzko i kwartet Marty Wajdzik, ze Stanów kwartet trębacza Philipa Dizacka. Wykonawcy wszystkich pokoleń i reprezentanci odmiennych stylów tworzący program tegorocznego festiwalu, mimo różnorodności stylistycznych, prezentują podobne wartości. Mają wysokie, wszechstronne przygotowanie, w oparciu o które tworzą własny muzyczny pejzaż. Każdy z zaproszonych przez nas artystów prezentuje indywidualny język muzyczny w zakresie wykonawczo-interpretacyjnym, jak również oryginalny koncept gry zespołowej.

Za zaproszeniami na festiwal kryją się decyzje Rady Artystycznej Jazzu nad Odrą, w której to składzie oczywiście jesteś. Przy tej okazji chciałabym przywołać postać nieżyjącego i wspaniałego Wojciecha Siwka, tak ważnego dla Wrocławia, środowiska jazzowego i festiwalu. Jego imieniem został nazwany konkurs na Indywidualność Jazzową. Co nowego proponujecie tym roku, bo widzę tylko sześć a nie osiem zespołów w finałowych przesłuchaniach?

 –  Faktycznie przyjęliśmy w tym roku nieco zmienioną koncepcję konkursu. Formuła, jaką zaproponowaliśmy, opiera się na pewnym kompromisie. Polega on na sprowadzeniu całego konkursu do jednego dnia. Może to mieć pewne negatywne aspekty wynikające choćby z faktu, iż przesłuchania rozpoczną się o 10.00 rano. Dla części fanów konkursu może to okazać się przeszkodą i to jest cena, jaką przyjdzie nam zapłacić za tę zmianę.

Zyskujemy za to inne rzeczy. Po pierwsze podnosimy rangę konkursu poprzez możliwość zaproszenia do jury tak wspaniałych osobistości jak Peter Erskine i George Garzone. Ufam, że bycie ocenianym przez artystów na tym poziomie będzie ważne dla uczestników konkursu. Przeprowadzenie przesłuchań z tak znakomitym składem jury jest jednak możliwe jedynie w ciągu jednego dnia, przy zachowaniu liczby sześciu finalistów.

Innym aspektem dokonanej przez nas zmiany jest zamysł konsolidacji młodego środowiska jazzowego. Uznaliśmy wspólnie z Radą, że zgromadzenie wszystkich młodych muzyków w jednym czasie i miejscu pozwoli uczestnikom wzajemnie się usłyszeć, wspólnie przeżyć fazę konkursową i koncert laureatów, co ożywi kontakty środowiskowe. Mamy nadzieję, że tegoroczny konkurs zwieńczy całonocne wspólne jam session.

Brzmi to bardzo spójnie i obiecująco. Podejmijmy teraz wątek gwiazd, bez których trudno sobie wyobrazić festiwal, i które podnoszą temperaturę imprezy.

 –  W mojej opinii o randze festiwalu decyduje nie tylko – jak to się powszechnie uznaje – obecność gwiazd, ale także ogólny poziom wszystkich pozostałych wykonawców, również tych, których zdarza nam się słyszeć po raz pierwszy. W zeszłorocznej edycji festiwalu gościliśmy między innymi Immanuela Wilkinsa czy Marka Shima. Wiem, że część melomanów wrocławskich nigdy wcześniej o nich nie słyszała, a dziś zalicza się do ich najgorętszych fanów. Ta idea dotyczy zarówno polskich artystów, jak i naszych gości zza granicy. Chciałbym, aby w dalszej perspektywie Jazz nad Odrą stał się gwarancją jakości. W tym roku zatem z równą siłą pragnę zaprosić na koncert Kenny’ego Garreta co Walta Weiskopfa czy Petera Bernsteina.

Mnie w tym roku zafascynowała możliwość posłuchania puzonu i eufonium w roli głównej, czyli Grzegorz Nagórski Quartet. Te niżej brzmiące instrumenty dają fantastyczne możliwości i poszerzają perspektywę prezentacji festiwalowych. Ten klucz, czyli nie tylko nazwiska, ale i instrumenty, wydaje mi się bardzo istotny.

 –  W odniesieniu do Grzegorza Nagórskiego mamy do czynienia i z nazwiskiem, i rzadziej spotykanym instrumentem. Grzegorz jest absolutnym wirtuozem zarówno puzonu jak i eufonium. Ma własną wizję muzyki w zakresie kompozytorsko-aranżacyjnym i świetnie brzmiący zespół. To prawda, że tegoroczny program będzie różnorodny również w kwestii doboru instrumentalistów. Mamy oprócz klasycznych składów, takich jak kwartety z saksofonem czy rzadziej spotykany kwartet z trąbką, dwa zespoły z organami Hammonda, solowy koncert pianisty Kenny’ego Barrona czy zespół skrzypka Adama Bałdycha.

W tym roku znajdą się również nazwiska wrocławskie w różnych składach, m.in. w osobach Kuby Stankiewicza, Przemysława Jarosza, Tomasza Pruchnickiego. Ten aspekt, tzw. lokalny, jest również wyróżnikiem Jazzu nad Odrą.

 – Słowo lokalny w odniesieniu do wrocławskich muzyków dotyczy jedynie miejsca ich zamieszkania. Jak wspomniałem wcześniej, warunkiem zaproszenia do udziału w festiwalu jest niekwestionowany poziom artystyczny a ci właśnie go reprezentują. Wrocław od wielu lat jest istotnym ośrodkiem jazzowym i kolejne dekady przynoszą wciąż nowych wspaniałych artystów.

Twój kontrakt na prowadzenie Jazzu nad Odrą jest dość krótki – to tylko trzy festiwale, nieprawdaż?

 – Tak. Ja sam wprowadziłem do regulaminu zapis określający taką właśnie długość kadencji dyrektora artystycznego. Przyszłoroczny, jubileuszowy 60. Jazz nad Odrą, będzie zatem moim ostatnim. Co będzie dalej, nie mam pojęcia. Obecnie skupiony jestem całkowicie na działaniach bieżących. W dalszej perspektywie chciałbym, aby marka festiwalu była zawsze synonimem prezentacji muzyki najwyższej próby i poprzez to zyskiwała coraz większe zaufanie melomanów. Żeby festiwal był prawdziwym wrocławskim świętem jazzu. 

Fot. Sławek Przerwa

Tagi
Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Przy ul. Pomorskiej powstaje trasa rowerowa

Przy ul. Pomorskiej i na placu Staszica powstaje nowa droga dla rowerów. Pierwsze są odcin…