Strona główna Aktualności Tomasz Zimoch. Jestem posłem obywatelskim [WYWIAD]

Tomasz Zimoch. Jestem posłem obywatelskim [WYWIAD]

W którym momencie politycznego meczu znajduje się dziś Polska? Kim jest „obywatelski” Dlaczego poseł nie powinien być posłem zbyt długo? Na te i wiele innych pytań odpowiada Tomasz Zimoch, poseł i kandydat na posła Polski 2050 i najsłynniejszy polski komentator sportowy wszech czasów.

Jakim posłem jest Tomasz Zimoch?

Określam sam siebie jako „posła obywatelskiego”. Chciałbym nim zostać również na drugą i ostatnią zarazem kadencję. Uważam, że posłowanie nie powinno trwać dłużej. 

Jako poseł obywatelski znalazłem sobie kilka aktywności, które przyniosły efekt.

Nie czuję się politykiem i nie przepadam za takim określeniem. Nie należę i nigdy nie należałem do żadnej partii. Nie wchodzę w polityczne układy. Przede wszystkim jestem w dalszym ciągu czynnym dziennikarzem – chcę nadal wykonywać zawód, który jest moim marzeniem już od drugiego roku studiów.

Jako rozumie Pan pojęcie „poseł obywatelski”?

Podam przykład. Myślę, że naprawdę pomogłem chorym na nocną napadową hemoglobinurię – trudne do wymówienia słowo, którego nie znałem wcześniej. Aż do chwili, gdy zadzwoniła do mnie pewna dziewczyna, mówiąc, że umiera z powodu tej bardzo rzadkiej choroby. Chorym, a były to wówczas w skali kraju 52 osoby zapowiedziano, tuż przed długim majowym weekendem koniec refundcji na niezwykle drogi lek. Wielu z nich miało już umówione wizyty w szpitalach na podanie tego specyfiku. Wówczas szybka interwencja w Ministerstwie Zdrowia przyniosła efekt. Później zorganizowałem w sejmie spotkanie chorych z ministrem. Refundacja leku niezbędnego tej grupie chorych obowiązuje do dziś. W ostatnich dniach walczyłem o wpisanie na listę refundacyjną leku o nazwie Enhertu. Nowoczesny lek jest bardzo skuteczny w walce z rakiem piersi, także z zaawansowanym nowotworem żołądka. Pierwszy raz publicznie wołałem w tej sprawie na Rynku we Wrocławiu. Interweniowałem w Ministerstwie Zdrowia i udało się. Enhertu będzie refundowane. 

Myśli Pan, że poseł powinien kandydować w mieście czy regionie z którego pochodzi?

Nie. Bardzo nie lubię określeń typu „poseł ziemi Wielkopolskiej”. Konstytucja mówi wprost, że poseł jest przedstawicielem Narodu. Nie chodzi o to, by wybierać posła, bo on nam coś lokalnego załatwi. Nie załatwi. Poseł ma się zająć czymś innym – dobrem całego kraju.

Poseł, który od wielu lat wygrywa w tym samym miejscu popada w pewną rutynę. Wpaść do wójta czy prezydenta na kawkę, odwiedzić koło gospodyń wiejskich, druhów i druhny z OSP… Niektórzy chwalą się, ile to mogą załatwić. Choć posłowie opozycji niczego załatwić nie są w stanie – taką mamy politykę władz.

A skąd pomysł na dwukadencyjność?

Z obserwacji życia. Nie tylko sejmowego. Taki system sprawdza się w związkach sportowych: prezes na dwie kadencje – i wystarczy.

Rozwiązanie, o którym mówię bardzo odświeżyłoby polski parlament. Niektórzy mówią o potrzebie „przewietrzenia”. Ważne zastrzeżenie – tu nie chodzi o wiek. Ludzie doświadczeni życiowo i z dorobkiem zawodowym są w sejmie bardzo potrzebni. Chodzi o to, by sejmowych korytarzach nie kręcili się ludzie znudzeni, zmęczeni swym posłowaniem, odklejeni od rzeczywistości, mający niewielkie pojęcie o tym, jak wygląda świat poza sejmem, przekonani, że mandat poselski należy im się do końca życia.

Zamierzam zrobić i przedstawić publicznie statystykę – ilu posłów jest na Wiejskiej już ponad 20 lat – i zaprezentować przy okazji pomysły, jak temu przeciwdziałać. Przecież posłowanie nie może być celem życia.

Natomiast druga kadencja w wypadku parlamentarzysty ma pewien sens. Nie wszystko da się zrobić w pierwszej. Pierwszy rok w sejmie to nauka. Pracuje się głównie w drugim i trzecim. W czwartym dla większości posłów liczą się już tylko nadchodzące wybory.

Nikt wtedy nie chce podpaść liderowi swej partii, by nie wypaść z listy, bo co ja wtedy zrobię? Wrócę do normalnej pracy? Brak indywidualizmu posłów jest straszny.

Dwukadencyjny system byłby zdecydowanie zdrowszy.

Jest pan z wykształcenia prawnikiem. Przydaje się dziś Panu w parlamencie ta wiedza?

Skończyłem studia prawnicze, ale zrezygnowałem z etatowej aplikacji sędziowskiej. Odbyłem ją eksternistycznie i zdałem egzamin sędziowski – najtrudniejszy w moim życiu. Nie rozpocząłem jednak pracy w sądzie, choć koledzy łapali się za głowę i mówili „wariat jesteś”. Pasja okazała się silniejsza. Na drugim roku studiów pojechałem na wakacyjne praktyki do Warszawy i tam spotkałem idoli, których dotąd słyszałem głównie z anteny – wtedy miłość do dziennikarstwa rozkwitła na dobre.

Dzisiaj wiedza prawnicza faktycznie się przydaje, choć samo prawo bardzo przecież zmieniło. Moi pierwszym wyborem w sejmie była Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka a nie Komisja Sportu. Po kilku miesiącach zostałem członkiem Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych – była to dobra lekcja pracy poselskiej, w której wyuczony zawód prawnika okazał się bardzo przydatny.

Jak wyglądało Pana zderzenie z sejmową rzeczywistością? Które pomysły udało się zrealizować?

Generalnie, w dzisiejszych czasach rola posła opozycji jest bardzo trudna. Nie ma normalnych debat w parlamencie, obóz rządowy nie przyjmuje nawet najlepszych propozycji, bo pochodzą od opozycji – to największe rozczarowanie, jakie przeżyłem w roli posła. Obóz rządzący przechwytuje natomiast takie pomysły i składa po pewnym czasie jako swoje. Często jako poprawki.

Parę rzeczy jednak udało się skutecznie zrealizować. Jedno z pierwszych głosowań w których uczestniczyłem dotyczyło „Patrona Roku” – wskazanego jeszcze przez posłów poprzedniej kadencji. Obiecałem sobie, że zajmę się na poważnie sprawą w roku kolejnym i „popilotuję” sprawę w sejmie.

Tak też się stało – patronem został Tadeusz Różewicz. Zacząłem wtedy organizować konkursy literackie dla uczniów szkół ponadpodstawowych. Zresztą wszystkie moje konkursy okazały się  związane z Wrocławiem – kolejną po Różewiczu Patronką Roku została Wanda Rutkiewicz. Napisałem projekt uchwały o nadaniu jej tego tytułu w związku z rocznicą jej zaginięcia. W tym roku konkurs literacki dotyczył Aleksandra Fredry, który również został wybrany patronem.

Konkursy mają zawsze swój uroczysty finał w sejmie – prace przedstawia Danuta Stenka. Główna nagroda jest pieniężna. Kwota nie jest ogromna, ale stale rośnie – wynosi tyle, ile wskazuje dany rok rozumiany jako cyfra, czyli obecnie 2023 zł. Wkrótce ogłoszę we Wrocławiu temat kolejnego konkursu.

W Komisji Kultury musiałem niestety walczyć również z łamaniem jej regulaminu, m.in. właśnie przy wybieraniu patrona roku. Uparłem się, zamówiłem ekspertyzę znanych konstytucjonalistów. Posłowie obozu władzy z uporem usiłowali ograniczyć liczbę kandydatur do siedmiu. Ostatecznie interwencja częściowo pomogła i dopuszczono jeszcze dwie – w tym mój wniosek, by rok 2024 był rokiem Polskich Olimpijczyków, w stulecie od zdobycia pierwszego medalu w Paryżu. Ale zgłosiłem też projekt, by rok 2024 był rokiem Odry – ten projekt utknął zupełnie. Ciekawe, że właśnie wrocławscy kandydaci listy PiS tak bardzo nie lubią rozmawiać o Odrze. Oczywiście sprawy, o których tu opowiadam nie są największego kalibru, ale pokazują z jakimi przeszkodami mamy do czynienia na co dzień.

Głosowałem w obronie Sądu Najwyższego, z czego jestem dumny, bo nie cała opozycja głosowała wówczas tak, jak powinna. Byłem bardzo aktywny przy sprawach, nazwijmy je ogólnie, ukraińskich. Starałem się być aktywny na wielu sejmowych frontach.

A jest jakaś sprawa poselska, która się Panu nie udała?

Tak. Do tego również związana z Wrocławiem. Debatowaliśmy w sejmie nad nadaniem wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego imienia Polskich Olimpijczyków. Zdziwiło mnie bardzo to, że Senat uczelni i zgłaszający projekt posłowie PiS nie chcieli się zgodzić na moją poprawkę, by uczelnia nosiła imię Polskich Olimpijczyków i Paraolimpijczyków. Nie poparły tej poprawki ani władze AWF ani obecna kandydatka nr 1 listy PiS, zapominając najwyraźniej, że absolwentami tej zasłużonej uczelni byli także wspaniali paraolimpijczycy. Wydaje mi się, że nazwa, którą zaproponowałem była w pełni adekwatna i właściwa.

Pańskie marzenie na kolejną kadencję to?

Przede wszystkim marzę, by w Polsce zmieniła się sytuacja. Mój pierwszy cel to wygrać te wybory! Także po to, by wróciła normalna działalność sejmu, wspólne pochylanie się nad problemami, by ustało lekceważenie drugiej strony politycznego sporu.

Zwycięstwo opozycji rozpocznie bardzo ciekawy, ale i bardzo trudny czas. Trzeba będzie uporządkować mnóstwo spraw. PiS doprowadził nas do bardzo trudnej sytuacji, ale nie powinniśmy ulegać pokusie rewanżyzmu.

Zmiany potrzebne są praktycznie w każdej dziedzinie. Przede wszystkim w szeroko rozumianym wymiarze sprawiedliwości. Ale także np. w systemie ochrony zdrowia.

Musiałem niedawno interweniować, na szczęście skutecznie, by na listę leków refundowanych wrócił enhertu – bardzo nowoczesny i skuteczny środek ratujący życie kobietom dotkniętym nowotworami. A przecież chodzi o to, by takie interwencje nie były konieczne.

Ale, jeśli się dostanę do sejmu, na pewno nie zapomnę o konkursie literackim, wspomaganiem bibliotek, co również jest moją wielką pasją i obywatelskości.

Jakim miejscem jest dla Pana Wrocław?

Zawsze bardzo lubiłem Wrocław i zawsze czuję się tu dobrze. Mam wiele miłych wspomnień związanych z Wrocławiem. Nigdy nie zapomnę, gdy jako dzieciak odwiedziłem tu rodzinę. Śląsk grał wtedy z Górnikiem Zabrze i, jeśli się nie mylę, wygrał 3:1 – pamiętam euforię, która potem nastąpiła w całym mieście.

To we Wrocławiu w czasie Euro 2012 została rozwinięta biało-czerwona flaga na stadionie. Była to realizacja pomysłu, który rzuciłem w czasie transmisji meczu Polska – Rosja na Stadionie Narodowym. Podchwyciło od razu mnóstwo osób. W ciągu kilku dni przełamaliśmy biurokratyczne i finansowe bariery. Znaleźli się ludzie, którzy zapewnili środki finansowe, znaleźliśmy odpowiedni niepalny materiał, gdyż wymagała tego UEFA.

Tak właśnie flaga pojawiła się na wrocławskim meczu Polska – Czechy. Pamiętam jak dziś, jak chodziłem między sektorami i rozmawiałem z kibicami, by wszystko wypadło godnie. Miałem potem ciary na plecach, gdy w trakcie odśpiewania hymnu, w deszczu, mój pomysł zamienił się w ogromną biało- czerwoną flagę.

Wrocław to także wspaniali sportowcy, sławni, ale i ci mniej znani. Na przykład pan Ryszard Tomaszewski, nasz wybitny paraolimpijczyk. Poświęciłem mu jeden z pierwszych swoich radiowych reportaży.

Wrocław to także miasto, w którym zawsze znajduję coś nowego. Nawet dziś odkryłem „Kamienie Pamięci”, które upamiętniają ofiary nazizmu przed ich dawnymi domami. Piękny i godny naśladowania pomysł.

Wiem, że wrocławianie są bardzo dumni ze swojego miasta. Świetnie to rozumiem – ja również jestem bardzo dumny z Wrocławia.

Na koniec pytanie do obywatelskiego posła, który jest polskim komentatorem sportowym wszech czasów – w jakim miejscu polskiej polityki i kampanii wyborczej znajdujemy się dziś, na niecały miesiąc przed wyborami?

Niełatwe pytanie. Mówiąc językiem piłki nożnej – przed najważniejszym meczem turnieju. W walce bokserskiej zakontraktowanej na dwanaście rund jesteśmy gdzieś okolicach dziewiątej rundy okładania się, gdy zawodnicy są już mocno poobijani. Gdyby to był turniej szachowy, byłoby to partia, w której temu, który sądzi, że jest mistrzem i umie ograć każdego zdarza się popełniać proste błędy, wykorzystywane szybko przez drugą stronę. Jestem przekonany, że dla obecnej władzy zbliża się szach-mat. Opozycja zdobędzie po prostu więcej goli w tym arcyważnym meczu o przyszłość Polski. Bo taka jest stawka wyborów 15 października.

Dziękujemy za rozmowę

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Aktualności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Agnieszka Rybczak przewodniczącą Rady Miejskiej Wrocławia. Zadziwiający dwugłos w klubie KO – rozłam na horyzoncie?

Agnieszka Rybczak, doświadczona wrocławska radna (w kwietniowych wyborach samorządowych zd…