Strona główna Kultura Codzienne sprawy, czyli o najnowszej płycie „Daily things”  Tomasza Wendta w rozmowie Izabelli Starzec

Codzienne sprawy, czyli o najnowszej płycie „Daily things”  Tomasza Wendta w rozmowie Izabelli Starzec

Opowiadać, nie grać

Izabella Starzec: Jaki był dla Ciebie poprzedni rok?

Tomasz Wendt: Ciekawie się złożyło, że w ostatnich miesiącach zaprezentowałem publiczności wszystkie swoje autorskie projekty: koncertowałem z grupą Atom String Quartet promując płytę Behind the Strings z 2016 roku oraz kilka koncertów z Tomasz Wendt Chapter B, czyli płytą z roku 2019 . Do tego w grudniu zagraliśmy jako Tomasz Wendt Quartet przedpremierowy koncert w Studiu S-3 radiowej Dwójki w cyklu Jazz.PL z moim trzecim projektem płytowym, który 17 marca 2023 wchodzi na rynek.

Czym się będzie charakteryzował?

– Wydaje mi się, że spośród innych moich albumów na pewno będzie wyróżniał się fakturą brzmieniową. Moja pierwsza płyta to zestawienie kwartetu smyczkowego z triem jazzowym. W drugiej, poszedłem w stronę połączenia eksperymentalnego kwartetu z instrumentami klawiszowymi i skrzypcami z elektroniką. Teraz skierowałem się w stronę kwartetu jazzowego z saksofonem i gitarą. Na albumie znajdą się dość niekonwencjonalne kompozycje, które spaja pewna nadrzędna myśl „tydzień w pigułce”. Czyli będzie to siedem krótkich utworów zatytułowanych dniami tygodnia, a pomiędzy nimi dłuższe, „pełnometrażowe” ich dopełnienia.

Idziesz tu w jakąś muzyczną programowość, czy ilustracyjność?

– Zawsze mi była bliska idea opowiadania instrumentem, a nie tylko sama gra – i do tego dążę. Największe wrażenie robią na mnie sytuacje, w których ktoś grając na swoim instrumencie wprowadza mnie w taki świat, w którym nie myślę o nawet instrumentach, nutach, harmonii tylko odczuwam emocje niedające się zapisać na kartce. Kiedyś wpadłem na taką myśl, że nuty są nieudolną próbą zapisania muzyki. Bez nałożenia na nie wrażliwości i emocjonalności grającego nic nie znaczą. Rzeczywiście, marzy mi się, aby swoje płyty konstruować jako pewną całość, a nie tylko traktować je jako zbiór poszczególnych, niezwiązanych ze sobą utworów. Tak jak malarskie dzieła zawsze są kompletne i oglądamy je w pełnej okazałości. Staram się, aby każdy mój kolejny album był wizytówką, ale również pamiątką danego muzycznego etapu, na którym jestem.

Odnosisz się na płycie do tygodnia. Skąd taka idea?

– Obecnie moja sytuacja logistyczno-rodzinna jest dość skomplikowana. Mamy dwójkę małych dzieci, które często z różnych powodów nie chodzą do swoich przedszkoli, więc musimy tydzień organizować tak, by każdy mógł mieć czas również na swoje zobowiązania i sprawy. Wpadając w ten tygodniowy wir pomyślałem, żeby uchwycić i rozróżnić nastrój każdego dnia, a może nawet bardziej docenić fakt, że je mamy. Czasami dni i tygodnie wydają się tak monotonne, powtarzalne a przecież to czy takie będą zależy wyłącznie od nas. Daily Things, czyli takie małe, codzienne historie. W zasadzie „wyimprowizowaliśmy” muzyczne obrazy, w których zatrzymujemy się nad każdym dniem, by się mu przyjrzeć, poczuć jego atmosferę i rozejrzeć wokoło. To się nie odnosi do konkretnych zdarzeń. Łapię tylko klimat tak, jak ja to czuję.

Z kim nagrałeś materiał?

– Ze wspaniałymi muzykami – na gitarze gra Szymon Mika, na perkusji Michał Miśkiewicz a kontrabasie Max Mucha.

Czyli jest to obecny skład Tomasz Wendt Quartet.

– Zgadza się, ale podczas promowania płyty będziemy używali nazwy Tomasz Wendt Daily Things. Tworzymy pozornie standardowy kwartet jazzowy, ale w tym projekcie istotą nie jest tylko zestaw instrumentów, lecz konkretnych osób zaproszonych do współpracy. Jest wielu znakomitych gitarzystów, ale chciałem konkretnie by był to Szymon Mika, który ma specyficzną wrażliwość i brzmienie. Z kolei Michał Miśkiewicz jest perkusistą, z którym grając na scenie czuje się nie tylko bezpiecznie, ale również niecierpliwie czekam na jego dużą inicjatywę. Niesamowicie mnie inspiruje. Max Mucha ujął brzmieniem swojego kontrabasu samego Christiana Scotta – amerykańskiego trębacza. Jego barwa, fazowanie i feeling również niezmiernie mi odpowiadają.

Każdy z Was jest osobowością i sądzę, że każdy ma tu mnóstwo do powiedzenia, zaoferowania.

– Zgadza się. Wszyscy na scenie mamy tak samo intensywną inicjatywę.

Przychodzi na myśl skojarzenie z kwartetem Wayne’a Shortera. Pamiętasz ten ich pierwszy występ we Wrocławiu jeszcze w starej filharmonii bodajże w 2009 roku?

– Oj tak! Nie mogłem uwierzyć w to, co się tam działo. Żadnych przewidywalnych form, tylko muzyka, która wprowadza słuchacza w nieodkryte rejony.

Tak myślę o tych muzycznych odniesieniach i nieuchronnie na myśl przychodzi Twój ojciec i wybitny saksofonista – Adam Wendt, ale zapytam najpierw o Twoją świadomość wyboru drogi życiowej.

– Tak na poważnie to bardzo późno zacząłem się interesować muzyką, już nie mówię, że muzyką jazzową, czy saksofonem. Właściwie do czasów gimnazjum nie wiedziałem, czy byłaby to moja droga. Lubiłem słuchać muzyki, ale trochę się bałem w to wchodzić na poważnie.

Nie obawiałeś się przypadkiem, że będziesz porównywany z ojcem?

– Na początku tak było i z tego powodu miałem w sobie ogromną nieśmiałość, byłem dość zamknięty. W momencie kiedy poczułem, że mam swoje miejsce na ziemi, bo założyłem rodzinę, urodzili się synkowie, nagrałem płytę – wtedy to minęło. Dzisiaj już nie mam takich przemyśleń. Właściwie to już zapominam, że mogą wkraść się jakieś kwestie związane z porównywaniem nas ze sobą. Mam dobry kontakt z tatą i dużo o muzyce dyskutujemy. Swoją drogą, największy komplement jaki mogę usłyszeć to: „grasz zupełnie inaczej niż tato”. Wtedy się cieszę, bo to oznacza, że mam jakąś własną drogę, a nie, że kopiuję tylko dokonania mojego taty.

Wracając do płyty Tomasz Wendt Daily Things jak przedstawiają się plany koncertowe?

– Już są, a od pierwszych wspólnych dźwięków w studiu nagraniowym w Nieporęcie wiedzieliśmy, że nie będzie to tylko jednorazowy projekt, tylko rokuje na długoterminową współpracę. W każdym razie obecnie czekam na potwierdzenia od różnych organizatorów naszych wstępnych ustaleń koncertowych. Oczywiście bardzo bym chciał zagrać także we Wrocławiu. Rozmowy trwają.

 

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Przy ul. Pomorskiej powstaje trasa rowerowa

Przy ul. Pomorskiej i na placu Staszica powstaje nowa droga dla rowerów. Pierwsze są odcin…