Strona główna Kultura Angelusowa rodzina – z dyrygentką chóralną Barbarą Szarejko-Nestor rozmawia Izabella Starzec

Angelusowa rodzina – z dyrygentką chóralną Barbarą Szarejko-Nestor rozmawia Izabella Starzec

Barbara Szarejko-Nestor

Izabella Starzec: Kameralny Chór Angleus świętuje w tym roku swoje dwudziestolecie. Należy do grona zespołów amatorskich, co jest tylko komplementem, ponieważ ten ruch w chóralistyce jest nie do przecenienia. Jak udał się koncert jubileuszowy 18 listopada?

Barbara Szarejko-Nestor: O to chyba najlepiej spytać publiczność [śmiech]. Wszystkie cele jakie sobie założyłam, osiągnęliśmy. Miało to być po prostu spotkanie wszystkich związanych z naszą społecznością osób. W wydarzeniu wzięło udział 90 obecnych i byłych chórzystów. Natomiast licznik gości w muzeum naliczył 465 osób. Byli chórzyści, absolwenci i ich dzieci, rodzice chórzystów, przyjaciele i znajomi melomani, których przez te lata nazbierało się bardzo wielu.

Samo wnętrze Muzeum Architektury jest niesamowite i wspaniałe akustycznie dla chóru. Upiekliśmy kilkaset ciastek w kształcie anioła, których nieco zabrakło… Świętowali z nami nasi przełożeni, władze i wszyscy, dla których idea takiego otwartego miejsca dla rozwoju młodego człowieka jest ważna.

Młodzi chórzyści mogli zobaczyć, że ich działania są kontynuacją wieloletniej tradycji. Ten koncert unaocznił istnienie angelusowej rodziny.

 Jak się Pani czuje ze swoimi podopiecznymi?

– Świetnie, zwłaszcza w kontekście jubileuszu. Pamiętajmy, że słowo amator oznacza miłośnika, i to na wielu płaszczyznach. Jak się w praktyce okazuje – chór potrafi zaspokajać różne potrzeby. Oczywiście, muzyka jest ważna, ale ktoś przychodzi śpiewać w chórze by być z drugim człowiekiem, inny pozbywa się różnych blokad, bo na przykład powiedziano mu, że nie potrafi śpiewać lub się do tego nie nadaje. Chór pozwala wzmocnić poczucie wartości chociażby przez to, że umożliwia pokonywanie różnych ograniczeń. Śpiewem można też wyrazić swoje zdanie na temat otaczającego świata.

Jak się zaczęła historia Angelusa?

– Zespół powstał dzięki osobom, które śpiewały w chórze w Szkole Muzycznej II st. na Podwalu. Bezpośrednio po ukończeniu pierwszego kierunku studiów zaczęłam pracę w tej szkole. Po trzech latach zajęć chóru obowiązkowego okazało się, że wszyscy, z wyjątkiem jednej osoby, chcą nadal śpiewać pod moją ręką. Wymyśliłam, że to będzie chór otwarty na wszystkich licealistów z Wrocławia. Postanowiłam pochodzić po szkołach, rozdać ulotki i zaprosić do nas. Do nas, czyli do IX LO im. J. Słowackiego, w którym w osobie dyrektor Izabeli Kozieł znalazłam niesamowite wsparcie i wielką życzliwość. To właśnie dlatego chór tak długo funkcjonuje i ma się dobrze. Próby mamy w „Dziewiątce”, a uczestnicy na plac Dominikański dojeżdżają z całego Wrocławia.

Ale w końcu licealista przestaje nim być i następuje rotacja. Jak sobie Pani radzi w tych zmieniających się warunkach?

– Na początku dosyć szybko ustalił się trzon chóru, który śpiewał aż do końca studiów, a niektórzy jeszcze dłużej. Kolejne roczniki śpiewały coraz krócej – taką zauważam tendencję. W tej chwili jest to zajęcie interesujące, ale stawia na tyle dużo wymagań przed młodym człowiekiem, że wielu chórzystów kończy śpiewanie po roku, chociaż pozostaje dalej w dobrych relacjach z zespołem.

Pozostajecie w kontakcie?

– Bardzo często, i to są naprawdę ciepłe relacje.

Zdarza się, że przychodzą na Wasze koncerty?

– Oczywiście, że tak. Obserwują nas na facebooku, interesują się, potrafią przyjechać na warsztaty chóralne i przywieźć smakołyki, albo zaoferować jakąś pomoc. Tworzy się taka familijna atmosfera i wspólnota. Ten czas licealny jest bardzo ważny w kształtowaniu osobowości młodego człowieka. Jak widać po naszych absolwentach i ich refleksjach – był to dla nich ważny czas.

To może zacytujmy wypowiedzi niektórych z nich?

– Mamy takie nagranie z naszej 18-tki, w którym niektórzy wypowiadają się właśnie na temat: co dał im ten chór. Jedna z osób stwierdziła, że każdy bierze z Angelusa to, co jest mu potrzebne. Inny młody człowiek stwierdził, że nauczył się rozmawiać, komunikować. Inni powiedzieli, że „jesteśmy w Angelusie jak rośliny, które wszystkie rozkwitają i wzrastają jak w ogrodzie – każdy w swoją stronę”. Były też słowa kierowane bezpośrednio do mnie, bardzo ważne dla mnie: „Myślę, że każdy z nas czuje, że zauważa Pani nasze potrzeby i w miarę możliwości stara się je Pani zaspokajać”.

Piękne słowa. Wydaje się, że w dzisiejszych czasach taki chór licealny pełni nie do przecenienia rolę, może nawet bardziej wychowawczą niż muzyczną. Jakie są Pani obserwacje?

– To jest etap, w którym w miejsce rodziców pojawiają się inne autorytety. W chórze mogą je znaleźć i powiem być może coś niecodziennego, ale oni lubią być wychowywani. Warto o wielu sprawach im mówić. Często są to bardzo prozaiczne kwestie, o których jeszcze 15 lat temu nie trzeba było nawet wspominać, bo z podwórka albo domu miało się wiedzę o różnych zachowaniach społecznych. Teraz jest zupełnie inaczej. Czasami nawet taka kwestia może się pojawić, że aby czuć się chórzystą… trzeba przychodzić na próby.

Czy z chóru się tworzy, w pewnym oczywiście znaczeniu, też taka grupa wsparcia?

– Trochę tak. My bardzo dużo na próbach rozmawiamy, czasami nawet jest mniej śpiewania. Bywa też, że dopiero po próbie ustawia się do mnie kolejka chętnych do porozmawiania, opowiedzenia, co słychać u nich ważnego. Wolą to jednak powiedzieć mi bezpośrednio niż na forum. Staram się jednak zachęcać młodzież do otwartej komunikacji pomiędzy sobą nawzajem.

Jak wygląda rekrutacja do chóru i praca nad materiałem muzycznym?

– Ogólnie warto stwierdzić, że naturalna chęć i możliwości śpiewania dzisiejszej młodzieży wydają mi się większe, niż dawniej. Co do rekrutacji, to nie jest tak, że każdy, kto się zgłosi, zostaje przyjęty. Dobieram chętnych pod kątem obecnego składu chóru i tego, co możemy w danym zestawieniu zrobić. Miałam kiedyś taki rocznik, że osiem osób zdało na śpiew do szkoły muzycznej przy Podwalu. Mogą być też sytuacje odwrotne. Przychodzi osoba o wysokich ambicjach, a z kolei dany skład chóru nie pozwoliłby na realizowanie takiej wymagającej drogi.

A sposoby na naukę języka muzyki?

– Teraz jest mnóstwo ciekawych materiałów dostępnych w Internecie. Jest dużo różnych metod na przyswajanie materiału muzycznego. Młodzież bardzo szybko łapie i naprawdę uczą się nut błyskawicznie nie mając z tym problemu. Wiele jest ćwiczeń słuchowych, które w połączeniu z zapisem pomagają im się oswoić z językiem muzyki.

Czego się Pani nauczyła dzięki chórowi Angelus?

– Myślę, że pokory i tego, że niekoniecznie mój profesjonalizm jest najważniejszy, czy też jest jedynie słusznym kierunkiem dla takiego chóru. Bardzo chciałam być chórmistrzem. Marzyłam o tym od średniej szkoły muzycznej. Dla mnie osobiście jest to bardzo ważna sfera zawodowa.

Mogę powiedzieć, że chór to jest nauka obustronna. Ja się ćwiczę w otwartości, reagowaniu na zmiany. Każdy rocznik jest inny, każdy dostarcza różnych emocji i stawia nowe wyzwania. Zdaję sobie też sprawę, że czasami jestem traktowana jak druga mama, co nie jest wcale łatwe…

Czy Pani córki są związane z Angelusem?

– O tyle, że kiedy były małe, jeździły z nami na różne warsztaty czy koncerty. Jedna z nich już mi zakomunikowała, że nigdy w życiu nie zaśpiewa w Angelusie. Ale zobaczymy. Ten etap mamy jeszcze przed sobą [śmiech].

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Od wtorku do poniedziałku na jednym bilecie za 59 zł!

W przyszłym tygodniu czekają nas dwa świąteczne dni, dzięki którym można wydłużyć weekend.…