Strona główna Aktualności Czarny poniedziałek: Ostatnia dyskoteka Ewy

Czarny poniedziałek: Ostatnia dyskoteka Ewy

W kilku ostatnich tekstach podkreśliliśmy, jak wielką tragedią jest śmierć dziecka – dla rodziny, znajomych, sąsiadów, społeczeństwa i policjantów pracujących nad sprawą. Tym większą, gdy dochodzi do zbrodni popełnionej ze szczególnym okrucieństwem. Choć zbrodnie popełniane na dzieciach są najtrudniejsze do opisania, to jednak należy o nich mówić – ku przestrodze.

W niedawnym artykule poruszany był przypadek „zbrodni doskonałej”, w której nie odnaleziono ciała ofiary (a mimo tego, sprawca trafił do więzienia).

Opisywana dziś sprawa przez blisko ćwierć wieku wyglądała na „zbrodnię doskonałą” – choć znaleziono ciało, zabezpieczono dowody, DNA, przesłuchano świadków – dodatkowo wiadomo było, że zabójstwa musiał dopuścić się ktoś z lokalnej społeczności. Przez 23 lata zabójca 15- letniej Ewy pozostawał jednak nieuchwytny.

Jak, po tak długim czasie udało się zatrzymać sprawcę zbrodni, która dosłownie wstrząsnęła Polską? Tego dowiecie się w dzisiejszym Czarnym Poniedziałku.

„Ewa to moja róża”

Ewunia – jak nazywali ją bliscy – była pogodną, zdrową i grzeczną nastolatką. Mieszkała we wsi Zbylutów wraz z rodzicami i dwoma braćmi.

Tragicznego dnia; 21 sierpnia 1993 roku Ewa postanowiła się wybrać na dyskotekę. Zaledwie trzecią w życiu. Razem z dwiema koleżankami, zdecydowały, że pojadą do Chmielna, w którym mieściła się popularna wtedy wśród młodzieży dyskoteka „Zacisze”.

Do lokalu przyjeżdżały tłumy młodych ludzi z okolicznych wsi, w pewnym momencie dyskoteka obsługiwała nawet do 200 osób.

Gorący sierpniowy dzień zapowiadał równie duszną i pogodną noc, wieczorem ok. godziny 20, trzy nastolatki zdecydowały, że do Chmielna pojadą autobusem PKS.

Dziewczyny wystroiły się, umalowały i przed godzina 21.00 były już na dyskotece.

Jak zeznali świadkowie – m.in. właściciel lokalu – Ewa rzucała się w oczy, nie strojem czy głośnym zachowaniem – przeciwnie, była bardzo cicha, nie tańczyła, i widać było, że nie bawi się dobrze. Co ważne, uważa się, że dziewczyna nie spożywała alkoholu.

Po kilku godzinach około godziny 3 nad ranem dziewczyna postanowiła wracać do domu, koleżanki namawiały ją, aby dała im jeszcze chociaż godzinę zabawy i wtedy wrócą bezpiecznie wszystkie razem. Ewa była jednak nieugięta.

Od domu dzieliły ją 3 kilometry, jak mówili później świadkowie – droga, którą wybrała – prosta i dobrze oświetlona– była uważana za bardzo bezpieczną. Ewa pożegnała a się z koleżankami i wyruszyła do domu, niezbyt wolnym spacerem powrót powinien zająć jej około godziny.

Po drodze mijała przystanek PKS, jednak o tej godzinie żaden autobus nie kursował w stronę Zbylutowa.

Nazajutrz Pani Pilarska obudziła się poddenerwowana, jakby przeczuwała, że coś jest nie tak. Mówi się, że matki nawet gdy śpią to czuwają, jeśli ich dziecko jest poza domem i instynktownie czują jeśli coś się nie zgadza.

Mama Ewy przypomniała sobie, że w nocy nie przebudziła się – jak to miała w zwyczaju – gdy córka wróciła do domu. Po chwili zobaczyła również, że na przedpokoju nie ma jej butów.

Mimo złego przeczucia Państwo Pilarscy postanowili nie panikować – wiadomo jak to z nastolatkami bywa – czasem robią głupoty, rodzice założyli, że Ewa spała u koleżanki i zapomniała ich powiadomić. Uznali, że jeszcze za wczesna pora na interwencję jednak przed południem pojechali do domu jednej z koleżanek, z którą córka była zeszłej nocy na dyskotece. Liczyli, że odbiorą swoją pociechę, skruszoną, może lekko zawianą, ale całą i zdrową.

Gdy koleżanka wyznała, że Ewa postanowiła wracać sama do domu serce Pani Pilarskiej się zatrzymało.

Rodzice nastolatki niezwłocznie udali się na komisariat i zgłosili zaginięcie, to wtedy mama dziewczyny wypowiedziała do funkcjonariusza pamiętne słowa – „Ewa jest moją różą”.

Poszukiwana zaczęły się błyskawicznie, szukali policjanci, znajomi, rodzina i sąsiedzi. Niestety, burza, na którą zbierało się od kilku dni akurat 22 sierpnia 1993 roku nadeszła z całą siłą i akcja poszukiwawcza została odwołana.

Nazajutrz z samego rana funkcjonariusze zarządzili wznowienie poszukiwań, jedna z mieszkanek mówiła później, że pomagała ale w duchu modliła się aby tylko nie ona znalazła ciało Ewy – wśród ludzi krążyło już bowiem przekonanie, że stało się coś strasznego.

Rodzina do końca wierzyła jednak, że Ewa znajdzie się żywa. Zakładali, że może zasłabła, może zasnęła w jakiejś stodole pod wpływem alkoholi. Nadzieja jednak była złudna.

We wczesnych godzinach porannych (ok. 6:30), w lasku 500 metrów od domu dziewczyny znaleziono jej bieliznę – funkcjonariusze podejrzewali, co to może oznaczać, postanowili szukać dalej w tych okolicach.

Jeden z policyjnych korowodów poszukiwawczych natrafił na zwłoki ok. 200 metrów od domu rodzinnego – w tej właśnie grupie w szukaniu pomagał ojciec nastolatki.

Pan Pilarski znalazł zmasakrowane ciało córki.

Makabra

Sprawa zabójstwa Ewy Pilarskiej wstrząsnęła Polską nie tylko ze względu na wiek ofiary.

Okrucieństwo zbrodni szokowało.

Po latach, na sali sądowej odczytanie wszystkich obrażeń jakich doznała nastolatka trwało ok. 10 minut. Na wniosek rodziców ofiary, jak i ze względu na szczególne okrucieństwo sąd postanowił utajnić postępowanie.

Jednak do mediów wyciekły niektóre z opisów, czytelnicy o wrażliwych nerwach powinni je zdecydowanie pominąć.

Ewa została bardzo brutalnie pobita aż straciła przytomność. Ślady na ciele wskazują na to, że dziewczyna się broniła a nawet ugryzła sprawcę, jednak silniejszy od niej skutecznie ją ogłuszył.

Następnie zwyrodnialec zaciągnął bezwładną nastolatkę do lasu nieopodal jej domu, brutalnie ją zgwałcił, prawdopodobnie później przeciągnął swoja ofiarę jeszcze dalej – stąd też bieliznę znaleziono w znacznej odległości od ciała.

Najgorsze jest to, że to wcale nie pobicie było przyczyną śmierci Ewy, również nie wycieńczenie ani strzał, ani dźgnięcie nożem.

Sprawca znalazł dość solidny kij i opierając się na nim całym ciężarem ciała wbił go usta 15 – latki przebijając tchawicę.

Ewa bardzo długo cierpiała – zmarła na skutek zakrztuszenia się własna krwią.

Sam ten aspekt jest upiorny, makabryczny i okrutny – jednak autorki podcastu kryminalnego Zbrodnia Przy Kawie dotarły również do starych wypowiedzi osób, które przygotowywały ciało zmarłej do pogrzebu.

Według ich relacji, dziewczyna miała bardzo dużo dziur na policzkach oraz wyłupione oczy.

W białej trumnie, na biało ubrana, na pogrzebie musiała mieć twarz zasłoniętą również białą tkaniną.

Nawet dla osób zaznajomionych z tematyką true crime trudno jest myśleć, mówić i pisać o tej sprawie. Normalny człowiek nie jest sobie w stanie wyobrazić jak można zrobić coś tak potwornego drugiemu człowiekowi – tym bardziej dziecku.

O tym, niestety, często się zapomina, że Ewa mimo tego, że wybrała się na dyskotekę była dalej dzieckiem. Zjawisko obwiniania ofiary i rodziców w takich sytuacjach jest niestety niezwykle częste – przykładem tego jest zbrodnia Miłoszycka. Łatwo jest powiedzieć „co 15 – latka robiła na imprezie?” albo „gdzie byli rodzice?”.

Musimy pamiętać, że to były inne czasy, mimo że nie wydają się bardzo odległe to jednak nie było tak dużej świadomości zagrożeń czyhających na niewinnych ludzi – również na małoletnich.

Sprawca zbrodni był zatem nie tylko bezwzględnym zabójcą, ale i pedofilem – opisywanym później jako „bestia w ludzkiej skórze” i zgodzić się trzeba, że trudno opisać go w inny sposób.

Śledztwo

W wielu programach kryminalnych możemy usłyszeć, że policjanci lata temu niezbyt dbali o odpowiednie zabezpieczenie śladów i miejsca zbrodni. Mimo, że bywa to czasem przykra prawda, akurat w tej sprawie funkcjonariusze spisali się na medal.

Na miejscu zabezpieczono wszelkie ślady – również DNA, płyny ustrojowe, krew, odcięto także kawałek materiału ze spódnicy dziewczyny do analizy.

Śledczy robili co mogli – a miarę możliwości technologicznych tamtych czasów analizowali ślady – trzeba pamiętać, że analiza DNA nadal była wtedy w powijakach.

Przesłuchano tez mnóstwo świadków, wytypowano nawet dwóch podejrzanych jednak szybko okazało się, że dwójka młodych mężczyzn nie ma z zabójstwem nic wspólnego. O sprawie było głośno w całym kraju, przypominał o nim m.in. kultowy program „Magazyn Kryminalny 997″

Niestety – śledztwo utknęło w martwym punkcie i z powodu niewykrycia sprawcy zostało odłożona na półkę. Na szczęście w Polsce takie dochodzenia nie są do końca zamykane, i mimo, że przez lata zabójstwa Ewy wracano bez skutku w końcu po 23 latach udało się zatrzymać sprawcę.

W 2010 roku sprawę przejęło i zaczęło na nowo analizować wrocławskie Archiwum X – specjalna jednostka śledcza zajmująca się nierozwiązanymi dotychczas zbrodniami.

Funkcjonariusze przeanalizowali od nowa wszelkie ślady, rozłożyli sprawę na czynniki pierwsze, przeprowadzili stosowne badania i ponownie przesłuchali wszystkich świadków, za zgodą rodziny ekshumowano również ciało ofiary.

To, jak dokładnie dotarli do zabójcy nie jest jawne, jednak 2 listopada 2015 roku mogli z ulgą powiadomić rodzinę Ewy, że ujęli sprawcę, który odpowie za swoją zbrodnie.

Tego dnia aresztowano Jana G. – mieszkańca Zbylutowa.

Sprawca

Zatrzymany w domu swoich rodziców 43 – letni Jan G. był bardzo zdziwiony wizytą policji. Prawdopodobnie sądził, że po niemal 23 latach od zbrodni nigdy już nie zostanie złapany.

Na szczęście bardzo się pomylił.

Mężczyzna był opisywany jako niesamowicie dziwny. Od jakiegoś czasu mieszkał z rodzicami, ponieważ między nim a jego żoną sprawy układały się skrajnie źle.

Utrzymywał się z dorywczych prac, wśród sąsiadów uchodził za niebezpiecznego i dziwnego. Nawet jego żona przyznała, że mąż nie był „normalny”.

Był też już znany wymiarowi sprawiedliwości – dwukrotnie skazany za jazdę pod wpływem alkoholu i raz za składanie fałszywych zeznań. Lubił sporo wypić, po alkoholu bywał agresywny.

We wsi wiedziano o wiele więcej, sąsiedzi jak i żona przyznawali, że miał skłonności do zoofilii, miał tez krzywdzić zwierzęta na inne sposoby, po mieście chodziła wieść żeby przed Janem zamykać na noc obory bo lubi współżyć ze zwierzętami.

Co ciekawe, w pierwotnym śledztwie osoba Jana nie była wcale brana pod uwagę, nie był nawet przesłuchiwany.

W chwili popełnienia zbrodni miał zaledwie 19 lat, jednak już wtedy przejawiał agresję i słabość do alkoholu.

Feralnej nocy z 21 na 22 sierpnia 1993 roku Ewa spotkała Jana w drodze do domu – na przystanku PKS, który mijała.

Chłopak miał wtedy zagadnąć nastolatkę, zaproponował, że mogą wrócić do wsi razem, aby było im raźniej – niestety, Ewa się zgodziła. Byli już bardzo blisko jej domu, gdy Jan zaproponował aby przeszli się jeszcze trochę w stronę pola, rozmowa bardzo im się kleiła i dziewczyna nie zdając sobie sprawy z zagrożenia poszła za 4 lata starszym towarzyszem.

Nie wiemy co sprowokowało Jana do tak okrutnego działania, podejrzewa się, że mężczyzna próbował Ewę poderwać – może pocałować, a może namówić do współżycia a ta mu odmówiła – co doprowadziło go do szału.

Wyrok

Początkowo sprawca nie przyznawał się wcale do winy, potem twierdził, że „tylko” pobił i zgwałcił Ewę, ale gdy odchodził dziewczyna jeszcze żyła. W pewnym momencie miał nawet czelność stwierdzić, że wyparł popełnioną zbrodnię z pamięci niczym krzywdzącą traumę.

Linia obrony opierała się na młodym wieku sprawy i przedawnieniu się gwałtu na nieletniej, oraz tym, że oskarżony absolutnie nie przyznaje się do zabójstwa.

Linia obrony jednak zawiodła – w lutym 2017 roku Jana skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności, obrońcy skazanego wnieśli jednak apelację, i wyrok w 2018 roku zredukowano do 25 lat pozbawienia wolności argumentując, że w systemie prawnym w roku, gdy popełnił on zbrodnie nie istniało coś takiego jak „dożywocie”.

Okrutna zbrodnia budzi wiele emocji do dziś. Odcisnęła swe piętno na społeczności. Mama Ewy już zawsze bała się gdy któryś z jej synów choćby trochę spóźnił się do domu, natomiast ojciec dziewczyny – który przypomnijmy znalazł zmasakrowane ciało córki – nigdy się po tym nie pozbierał, nie był w stanie nawet o tym mówić.

Śmierć siostry przeżył również ogromnie młodszy, 5 -letni braciszek Ewy, który w czasie pierwszej wizyty na grobie dziewczyny rzucił się na nagrobek i zaczął rozkopywać ziemię wokół niego – krzyczał, że to wiana rodziców, że powinni ja zabrać do lekarza a nie zakopywać w ziemi, że przecież Ewa nie może tam tak leżeć. Niektóre źródła podają, że w wyniku stresu i traumy jakiej doznał, chłopiec zaczął siwieć w wieku kilku lat.

Aleksandra Zielińska

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Aktualności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Czarny Poniedziałek: Zbigniew Czajka. Bezlitosny świdnicki pedofil i morderca [18+]

Dzisiejszy Czarny Poniedziałek to historia przerażającej zbrodni popełnionej na małym dzie…