Strona główna Aktualności Czarny poniedziałek: Tajemnicza śmierć króla Sudetów. Mija 30 lat od zabójstwa Tadeusza Stecia – „Przewodnika Przewodników”

Czarny poniedziałek: Tajemnicza śmierć króla Sudetów. Mija 30 lat od zabójstwa Tadeusza Stecia – „Przewodnika Przewodników”

Tadeusz Steć był człowiekiem gór i barwną postacią Dolnego Śląska – pod jego okiem wykształciły się całe pokolenia przewodników. Kim jest jego zabójca i jaka przyświecała mu motywacja? Na te pytania brak do dzisiaj pewnych odpowiedzi.

Steć był człowiekiem gruntownie wykształconym, biegle władał językiem niemieckim, znał też łacinę. Sudety znał jak własną kieszeń i poświęcił niemal całe życie, aby pokazać je innym. W środowiskach miłośników gór cieszył się ogromnym autorytetem.

Wyszkolił tylu ludzi, że sam nieformalnie był nazywany Przewodnikiem Przewodników.

Lubił czasem wzbudzać kontrowersje i przyciągać uwagę – przechwalać się na przykład znalezionymi jakoby historycznymi skarbami, mówił, że posiada niesamowicie cenną średniowieczną księgę. Nabijał się często z władz PRL, jednak zawsze uchodziło mu to na sucho.

Największe kontrowersje środowiskowe budziła jego domniemana orientacja seksualna i plotki jakoby zbyt bardzo lubił towarzystwo młodych chłopców.

Jaka była prawda?

Tego się nie dowiemy, ponieważ Tadeusz Steć zginął z rąk oprawcy na początku 1993 roku – do dziś nie znaleziono jego mordercy.

Ciekawy świata

Tadeusz Steć przyszedł na świat 1 września w 1925 roku w miejscowości Ścianka w województwie tarnopolskim (dzisiejsza Ukraina). Jego ojciec szybko wyjechał do USA, więc wychowaniem chłopca w całości zajęła się mama Anna z siostra Praksedą.

Rodzina była bardzo pobożna, dwóch wujków młodego Tadeusza zostało zakonnikami i pani Anna chciała takiego samego losu dla syna. W latach 30. przenieśli się do Warszawy, gdzie mieszkali również w czasie wojny.

Matka ciężko pracowała jako pokojówka, by chłopiec zdobył wykształcenie. Tadeusz chłonął wiedzę i z dobrymi wynikami ukończył prywatną szkołę podstawową w Warszawie, a w 1944 roku na tajnych kompletach zdał maturę. Miał głowę do języków – greki, łaciny, francuskiego i niemieckiego – tym ostatnim władał biegle w mowie i piśmie.

W latach 1945 – 46 odbywał nowicjat w klasztorze ojców benedyktynów w Tyńcu. Nie zagrzał tam jednak miejsca – usunięto go po tym, gdy na jaw wyszła jego orientacja seksualna. To tam jednak nauczył się dobrze łaciny i śpiewu, które przydały mu się w życiu przewodnika.

Po wydaleniu udał się na Ziemie Zachodnie – do Trzcińska, gdzie jego mama dostała przydział gospodarstwa rolnego z małym poniemieckim domem.

Pani Anna przeżyła wielki zawód, gdy dowiedziała się, że syn zrezygnował z życia zakonnego, nigdy nie dowiedziała się co było prawdziwym powodem.

Steć nie palił się jednak do pracy na roli, już wtedy pociągały go górskie wędrówki i odkrywanie starych, zapomnianych miejsc i przecieranie nowych szlaków.

Nie chciał iść do wojska, dlatego rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Wtedy na jaw wyszła niesamowicie ważna w późniejszych latach cecha Tadeusza. Młody mężczyzna umiał oczarować swoich rozmówców, nazywano to później talentem gawędziarskim – bez problemu wkupił się w łaski profesorów i zagadywał panie z dziekanatu.

Jego chłonny umysł i niesamowita inteligencja sprawiły, że wszyscy wierzyli, iż jest absolwentem Uniwersytetu, a w formalnych pismach mianowali go nawet magistrem… mimo, że studiów nie ukończył.

W 1948 roku zdołał jakoś uniknąć poboru do zasadniczej służby wojskowej i został przeniesiony do rezerwy.

Kariera przewodnika

Właśnie w wakacje 1948 roku Tadeusz pierwszy raz wyruszył w góry – wyprawa zmieniła całkowicie jego życie.  Szybko udało mu się dostać pracę związaną z górami – w Dolnośląskiej Spółdzielni Turystycznej. Do jego obowiązków należało m.in. znakowaniu szlaków polskimi oznaczeniami (i usuwanie oznaczeń niemieckich).  

W 1949 roku został wybrany na delegata na zjazd PTTK i to z tą instytucją związał się już na zawsze.

Wytyczał nowe i oznakowywał stare szlaki, oznaczył m.in. Szlak Zamków Piastowskich. Był instruktorem, nauczycielem i, później – kierownikiem Biura Obsługi Ruchu Turystycznego. Brał również udział w tworzeniu GOPR – u.

W 1950 roku rozpoczął szkolenie nowych przewodników sudeckich. To właśnie dzięki temu otrzymał miano Przewodnika Przewodników – wyszkolił niemal wszystkich.

Organizował szkolenia i wycieczki, prowadził wykłady o dziejach Śląska, sprawował piecze nad restaurowaniem zabytków. W 1958 roku został kierownikiem w Ośrodku Wiedzy o Ziemiach Zachodnich.

Przez pewien czas pracował również dla telewizji – pomagał przy realizacji filmów oświatowych. Jednak zrezygnował z tego i po 1963 roku utrzymywał się tylko z przewodnictwa.

Steć parał się również pisarstwem, krytykował ówczesne mapy i przewodniki, w odpowiedzi słyszał „zrób to lepiej”.

Chyba wziął sobie to do serca, bo faktycznie zrobił to lepiej. Spod jego pióra wyszło blisko 150 publikacji, oprócz przewodników, map czy folderów pisał również do wrocławskiego Słowa Polskiego. Mimo to również z pisarstwem nie związał się na stałe.

Ukochał sobie przewodnictwo, uwielbiał ciekawić i zabawiać ludzi. Swoim nieco rubasznym humorem urzekał turystów, nigdy nie przekraczając granicy smaku.

Oprowadzał również ważnych państwowych oficjeli, choć ze względu właśnie na jego humor i kąśliwe, lecz niewinne żarciki o władzy, gdy do Sudetów przybył Edward Gierek przewodnika na cały dzień zamknięto w bufecie siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Tak, aby tylko nie spotkał się z sekretarzem.

Jeśli o władze chodzi, to Steć został również wybrany na informatora Służby Bezpieczeństwa, ze względu na kontakty z równymi turystami, którzy nie zawsze byli w Polsce legalnie. Jednak jego raporty nic nie wniosły i po czasie zrezygnowano z jego usług. Nie otrzymał z tego tytułu żadnego wynagrodzenia.

Tadeusz Steć słynął również z niesamowitej pamięci. Gdy pomagał w nakręceniu filmu o klasztorze w Krzeszowie, nie tylko pokazał filmowcom co i w jakiej kolejności powinni nakręcić. Zasiadł później w studiu przy filiżance kawy i najpierw po polsku a później po niemiecku, jednym ciągiem bez poprawek nagrał cały historyczny komentarz. Dodając do niego ciekawostki i anegdotki. Nie byłoby może w tym nic szokującego, gdyby nie fakt, że zrobił to z pamięci, bez żadnych notatek.

Morderstwo

Kilka dni przed śmiercią przewodnik zdradził bliskim, że spodziewa się sporego napływu gotówki, u jednego ze znajomych z przezorności zdeponował pewne kosztowności.

12 stycznia 1993 roku Tadeusz Steć miał się stawić w szpitalu na badania, na miejsce miał zawieźć go znajomy student – Bogdan.

Około 10:30 student przyjechał pod dom na ulicy Orlej w Jeleniej Górze, jednak nikt nie otwierał drzwi. Student przestraszony, że starszy Tadeusz mógł dostać zawału niezwłocznie zawiadomił policję.

Funkcjonariusze przyjechali ze ślusarzem, który bez problemu otworzył drzwi, Gdy policjanci przeszli przedpokój, odkryli zwłoki Przewodnika Przewodników.

Tadeusz leżał na wznak na podłodze w gabinecie, w kolorowym szlafroku, na jego głowę miał przykrytą kocem, po jego podniesieniu policjanci odkryli całą twarz umazaną krwią, która wypływała z tłuczonej rany na głowie. Wokół ciała był owinięty przewód farelki, który spowodował już nadpalenie odzieży i rozległe poparzenia skóry.

Prawdopodobnie takie działanie miało za zadanie wywołać pożar i zatarcie wszelkich śladów po zabójstwie.

Późniejsza sekcja zwłok wykaże, że Tadeusz Steć otrzymał dwa mocne ciosy w lewą stronę głowy. Przypuszczalnym narzędziem zbrodni był młotek.

Przeszukanie mieszkania było trudne, można by było podejrzewać motyw rabunkowy, ponieważ Steć nie należał do biednych, a w domu miał wiele cennych przedmiotów i walut. Jednak właśnie to utrudniało sprawdzenie tej teorii. Jego mieszkanie nazywano małym Ossolineum przez równego rodzaju skarby, które tam zgromadził. Mnóstwo cennych książek, zabytkowych przedmiotów, sprzęt elektroniczny, paczki ze złotówkami i markami niemieckimi były wszędzie. Mówiono nawet, że Steć był w posiadaniu średniowiecznych bezcennych dokumentów.

Oprócz tego w mieszkaniu panował bałagan, wszędzie porozrzucane były ubrania, kartony z książkami czy kasetami. Udało się zabezpieczyć kilka dowodów, m.in. butelki, młotek oraz czapkę z blond włosem w środku. W jednym z pudeł znaleziono również list mający szantażować przewodnika.

Zabójstwo słynnego przewodnika wstrząsnęło nie tylko Jelenią Górą, ale i całym krajem.

Szybko wykluczono motyw rabunkowy –  z mieszkania zniknęło tylko 20 milionów starych złotych, które znajdowały się na widoku. Jednak sprawca nie zainteresował się bezcennymi książkami.

Ustalono, że sprawca musiał pojawić się w mieszkaniu na Orlej przed 22, specjalna grupa śledcza doszła do wniosku, że Tadeusz musiał znać oprawcę i sam wpuścić go do swojego domu.

Okazało się, że ok. godziny 23 lokatorzy z tego samego budynku, mieszkający pod przewodnikiem usłyszeli jak w mieszkaniu nad nimi coś ciężkiego upada na podłogę.

Na tropach motywu

Zeznań i tropów było wiele, jedna z sąsiadek widziała 4 mężczyzn kręcących się niedaleko domu na Orlej feralnej nocy, udało się nawet sporządzić dwa portrety pamięciowe. W ową noc odbywała się również studniówka, na której kelner podsłuchał jak pewni uczniowie planują napad na Stecia, jednak udowodniono, że to nie oni byli winni.

Innym tropem był 15 latek, który jakiś czas wcześniej został zaproszony przez Stecia na seans filmowy. Okazało się, że „seans” polegał na pokazywaniu nastolatkowi pornografii. Ustalono, że chłopak został wykorzystany przez przewodnika za co otrzymał nie małą kwotę, mężczyzna obiecał mu większe pieniądze, jeśli ten zachowa wszystko w tajemnicy i wróci ponownie.

Zdesperowani śledczy poprosili w końcu o pomoc Michała Fajbusiewicza, który zauważył podobieństwo sprawy z przestępstwami 19 – letniego Marcina. D.

Chłopak okradał homoseksualistów, a jednego zabił. Wpadł przez zeznania profesora, który został odnaleziony związany w wersalce w swoim mieszkaniu.

W tracie przesłuchań Marcin. D. przyznał się do winy za zabójstwo Tadeusza, jednak później odwołał zeznania. Uznaje się, że przyznanie do winy zostało na nim wymuszone przez policję.  W 1994 roku zgromadzone akta, zostały już odstawione na półkę. Dopiero 20 lat po zbrodni, do prokuratury dotarł list w Belgii, którego autorka sugerowała, że zabójcą mógł być jej znajomy, przed laty wykorzystywany seksualnie przez Stecia, jednak i ten trop okazał się ślepą uliczką.

W tym roku mija dokładnie 30 lat od zabójstwa legendarnego przewodnika, o niestety dwóch twarzach. Mimo to zabójca – jeśli jeszcze żyje, do dziś pozostaje nieznany.

Aleksandra Zielińska

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Aktualności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Czarny Poniedziałek: Zbigniew Czajka. Bezlitosny świdnicki pedofil i morderca [18+]

Dzisiejszy Czarny Poniedziałek to historia przerażającej zbrodni popełnionej na małym dzie…