Strona główna Czas wolny Klub Języka Polskiego we wrocławskiej Kawiarni Sąsiedzkiej

Klub Języka Polskiego we wrocławskiej Kawiarni Sąsiedzkiej

W Ośrodku Działań Artystycznych „Firlej” od marca 2022 roku w Kawiarni Sąsiedzkiej działa Klub Języka Polskiego. Ze spotkań korzystają uchodźcy z Ukrainy i z Białorusi, ale mile widziani są wszyscy, którzy chcą lepiej poznać język, ćwiczyć wymowę i po prostu rozmawiać.

Klub Języka Polskiego to część szerokich działań ODA „Firlej” i jego byłego dyrektora Roberta Chmielewskiego (który pełnił tę funkcję do 31 sierpnia 2022), który w momencie inwazji Rosji na Ukrainę włączył się w pomoc uchodźcom. Pierwszym i naturalnym działaniem było zorganizowanie serii koncertów na rzecz wsparcia Ukrainy. Kolejnym krokiem „Firleja” było włączenie w pomoc projektu Kawiarnia Sąsiedzka. 21 marca 2022 roku ruszyły warsztaty artystyczne dla dzieci z Ukrainy. Jednocześnie w Kawiarni Sąsiedzkiej została zorganizowana pomoc dla ich opiekunek i opiekunów: porady prawne, lekcje języka polskiego, pomoc w podstawowych sprawach związanych z funkcjonowaniem rodzin uchodźczych we Wrocławiu. Na miejscu były cały czas dostępne informacje o wszystkich punktach pomocowych w mieście. Była też informacja o wszelkich formach pomocy na mediach społecznościowych i stronie internetowej. Prowadzony był również punkt informacyjny w języku ukraińskim, w którym uchodźcy mogli uzyskać pomoc w wypełnieniu dokumentów i innych ważnych dla nich życiowych sprawach. Kawiarnią Sąsiedzką opiekowały się Svitlana Olshevska i Olga Szelc, a wspierała je Liudmyla Solop. Na bazie przełamywania barier językowych powstał Klub Języka Polskiego, którego działania moderuje duet: Agata Saraczyńska, historyk sztuki i dziennikarka oraz Marek Kocot, aktor. Każdy z nich ma inny pomysł na zajęcia i rozmawia o czym innym. Marek Kocot, bazując na tekstach literackich – od Szekspira po Mickiewicza – prowadzi uczestniczki przez historię kultury. Podejmuje tematy doniosłe, ale w charakterystyczny dla siebie, lekki sposób. Agata, która jest fascynatką historii, zakochaną we Wrocławiu i Dolnym Śląsku, próbuje pokazać jak uchodźcy sprzed ponad pół wieku, czyli repatrianci ze Wschodu, zamieszkali we wspaniałej krainie, którą jest Śląsk. Rozmawiając o teraźniejszości, odnosi się do historii, przywołuje wydarzenia, które wpłynęły na kształt Wrocławia. Regularnie poleca ogólnodostępne wydarzenia kulturalne w lokalnych instytucjach.

Tematy na spotkaniach biorą się prosto z życia

Marek Kocot: Początkowo wybierałem wierszyki w języku polskim, przynosiłem książki, czytaliśmy fragmenty znanych sztuk. Jednak szybko okazało się, że najbardziej atrakcyjne są te zajęcia, których temat wywołany został wspólnie. Na przykład kiedy spóźniłem się na zajęcia, ponieważ nie przyjechał miejski autobus, rozmawialiśmy o komunikacji, o przemieszczaniu się po mieście, różnych formach podróżowania, ale także o rzeczach praktycznych: gdzie kupić bilet, jaka aplikacja w smartfonie do czego służy. Rozmawialiśmy o pogodzie, klimacie, ekologii. Czytaliśmy na bieżąco dzienniki i przyglądaliśmy się problemom celebrytów.

 Agata Saraczyńska: Nasze spotkania z dziewczynami z Ukrainy zaczęły się w marcu, na początku inwazji. Byliśmy grupą wolontaryjną gromadzącą osoby różnych profesji, ale pragnące włączyć się ze swoimi umiejętnościami w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Firlej stał się dla nich miejscem wymiany informacji, pomocy, rozmów. Z miejskiego Ośrodka Działań Artystycznych “Firlej” zmienił się w dom ukraiński – jego dyrektor – Robert Chmielewski od lat pełnił już rolę ambasadora kultury polskiej w Ukrainie i ukraińskiej w Polsce organizując festiwale, mityngi, koncerty. Tu nad organizacją pracy czuwała pochodząca z Ukrainy Svitlana Olshevska – Ukrainka o polskich korzeniach, świetnie mówiąca w obu językach. Kiedy przy ul. Grabiszyńskiej 56 zaczęła działać ukraińska świetlica dla dzieci, postanowiliśmy zaopiekować się ich opiekunkami. Te mamy, babcie, ciocie – nie znały języka, czuły się wyobcowane, nie tylko samotne, przerażone, zdeterminowane, ale przede wszystkim wyrwane z nurtu codzienności. I to one, w naturalny sposób, podsuwały nam tematy rozmów. Od spraw podstawowych, w których w oparciu o język polski, ale posiłkując się angielskim, niemieckim i w końcu niechętnie, acz niechętnie, rosyjskim, rozmawialiśmy o codzienności, naszym otoczeniu, najpilniejszych potrzebach, sposobach na legalizację i ułatwienie pobytu. O załatwianiu spraw w urzędach, o problemach zdrowotnych, pomocy doraźnej. O kuchni, o tradycjach, obyczajach. My po polsku, one po swojemu – ukraińsku, rosyjsku. Bo najważniejsze było skomunikowanie się, porozumienie. Niezastąpiona w kontaktach była Liudmyla Solop – prawniczka z Kijowa – pochodząca z polsko-ukraińskiej rodziny.

Z każdymi zajęciami okazywało się, że więcej nasze języki łączy niż dzieli. Oczywiście przerobiliśmy „fałszywych przyjaciół” i podstawowe błędy językowe, ale najważniejsze było przełamanie obaw przed mówieniem. Jak? Po prostu trzeba mówić! Inaczej się nie da – ani zrozumieć, ani porozumieć. Zasady naszych języków choć różne, dają się okiełznać, po poznaniu zasadniczych reguł. A wyjątki – wyjdą w trakcie mówienia.  Po miesiącu, i kilku zajęciach tygodniowo, niepotrzebne stały się w naszych rozmowach konsultacje z native-speakerami. Sami tłumaczymy słowa i pojęcia – dziękujemy Ci Wujku Google – bawiąc się przy tym doskonale, bo każda różnica wiele mówi o naszych odmiennościach i podobieństwach.

Liudmyła Solop: Wiele tematów do rozmowy w Klubie wyrosło z samego życia. Ponieważ większość jego uczestników to kobiety z dziećmi, od czasu do czasu pojawiały się tematy gotowania, zakupów, badań lekarskich, a latem podróży i regionu. Dyskutowaliśmy także o dziedzictwie kulturowym Dolnego Śląska, o zamkach i fortecach, a także o walorach przyrodniczych, takich jak góry i źródła wodne. Były też tematy związane z życiem kulturalnym Wrocławia – międzynarodowego festiwalu filmowego Nowe Horyzonty, letnich koncertów jazzowych i ulicznych wieczornych spektakli Opery Wrocławskiej. Razem z nauką języka, poznajemy też kulturą Polski, Dolnego Śląska i Wrocławia.

 Marek Kocot: Język polski jest moim językiem ojczystym. Nie jestem nauczycielem, ale jestem praktykiem. Słowo to podstawa mojego zawodu – jestem aktorem i dbam o to, by mówić głośno, wyraźnie i… poprawnie.

Olga Szelc: Oprócz moderatorów – Agaty Saraczyńskiej i Marka Kocota – do Kawiarni Sąsiedzkiej przychodzą również polscy sąsiedzi, którzy chętnie rozmawiają z ukraińskimi uchodźczyniami. To także lekcja języka, w praktyce, a przy okazji sąsiedzka integracja. Zawiązują się pierwsze przyjaźnie, panie wymieniają się np. informacjami i przepisami kulinarnymi.

Fałszywi przyjaciele, podobieństwa i różnice

Marek Kocot: Najcenniejsze w naszych spotkaniach są momenty, w których zauważamy różnice między naszymi językami. Próbujemy dociec, skąd się wzięły, staramy się je zrozumieć. Po pewnym czasie okazuje się, że niektóre słowa, doskonale można zastąpić innymi, takimi, które mają wspólny dla obu języków, zrozumiały i łatwy do wytłumaczenia rdzeń. Czasami konkluzje są zaskakujące.

Agata Saraczyńska: Każde zajęcia przynoszą coś nowego, bo uczymy się siebie nawzajem. Choćby wiemy, że barszcz to zupa czerwona, albo żur, czyli barszcz biały. Ale barszcz zielony? Nie przyszłoby mi do głowy, że w Ukrainie podgrzybki nazywane są grzybami polskimi, a my niewiele się zastanawiamy nad tym, że wsuwamy na nogi kozaki. A skąd one, dlaczego się tak nazywają, zapomnieliśmy!

Liudmyla Solop: Wszyscy chyba już słyszeli o grupie słów zwanych „fałszywymi przyjaciółmi”, są to słowa, które w obu językach brzmią tak samo lub prawie tak samo, ale mają zupełnie inne znaczenie. A jeśli słowo „dywan”, w języku ukraińskim znaczy sofa. i to jest prostym nieporozumieniem. Są jednak w języku ukraińskim są dość zwyczajne słowa, które w polskich uszach brzmią albo zbyt szczerze, albo nawet nieprzyzwoicie. Dlatego też zwrócono uwagę na te tematy, aby nie wpaść w niejednoznaczne sytuacje.

Sąsiedzkie rozmowy i międzynarodowe wsparcie

Agata Saraczyńska: Na interkulturowe spotkania Klubu Języka Polskiego przychodzi około 20 dziewczyn z Ukrainy, w różnym wieku, różnych zawodów. Ich mężczyźni są froncie, albo zdecydowali się zostać w miejscu zamieszkania. Do Klubu przychodzą też osiedli we Wrocławiu Białorusini i Białorusinki, którzy chcą poznać język i obyczaje polskie. Zupełnie nie potrafili znaleźć się w tym słowiańskim zestawie uchodźcy z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Zostali przytłoczeni energią polsko-ukraińskich rozmów. Uczymy się w rozmowie, czasem mieszając języki. My, Polacy, mamy tę przewagę, że narzucamy język konwersacji, ale drogi do wzajemnego zrozumienia czasem bywają pokrętne. Towarzyszy nam ilustrowany leksykon w wersji polsko-angielsko-francusko-niemieckiej. Bo choć uczyliśmy się rosyjskiego, to mając uczucie opresji, bo był to lektorat narzucony, zdążyliśmy już wyprzeć go z pamięci. Nasi sąsiedzi często mówią jedynie po rosyjsku, choć identyfikują się z ukraińską kulturą. Paradoks? Nie, to kolonializm w XXI wieku, który staramy się zwalczać. Imperializm kulturowy – czy wiecie, że w Polsce wydano więcej bajek ukraińskich, niż w Ukrainie? Tam zbiorową wyobraźnię od dziecka próbuje się kształtować według rosyjskich wzorców, rosyjskich autorów. Wierzę, że na gruzach inwazji rozkwitnie poczucie tożsamości, które doprowadzi do demokratycznej zmiany i wolności. Nasze hasło to PEREMOHA! Ukraińska перемога, to nie tylko zwycięstwo. To nadzieja na lepszą przyszłość.

Liudmyla Solop: Większość naszych uczestników to kobiety z Ukrainy w różnym wieku i młode matki oraz matki nastolatków i emeryci, są uczestnicy z Białorusi, rzadziej mężczyźni. Przed rozpoczęciem zajęć w szkołach przychodziły do nas również nastolatki. Wyniki każdego są różne, Klub pozwala każdemu poruszać się we własnym tempie. Są świetni uczniowie, którzy już dość swobodnie komunikują się na codzienne tematy, są tacy, którzy są nieśmiali i nie chcą mówić, ale chodzą do Klubu, aby nauczyć się rozumieć język. Wiele zależy od tego, czy języka uczy się dodatkowo w domu. Jestem jednym z pierwszych członków klubu i jestem bardzo wdzięczna jego organizatorom i moderatorom za wynik. Teraz dość płynnie mówię i piszę po polsku. Nie bez błędów, ale na wystarczającym poziomie, by dogadać się z innymi. Tak więc na podstawie własnego doświadczenia radzę innym chodzić do Klubów Języka Polskiego i nie bać się rozmawiać. Jeśli dana osoba włoży wystarczająco dużo wysiłku, na pewno odniesie sukces i uzyska dobry wynik.

Boisz się mówić? Mów tym bardziej!

Marek Kocot: Doradziłbym, żeby takie osoby się nie zrażały i próbowały dalej. Wspólne ćwiczenie, rozmowy w grupie, osłuchanie się z akcentem, poprawnymi formami gramatycznymi, przyniesie pożądany skutek.

Agata Saraczyńska: Przede wszystkim trzeba zacząć mówić. I rozmawiać – temu właśnie służą spotkania Klubu Języka Polskiego. A słowa? Gramatyka? Chęć porozumienia pomoże w rozwiązaniu problemów językowych, choć sama nie wystarczy. Warto skorzystać z podręcznika i ćwiczyć, ćwiczyć na przykładach.

Liudmyla Solop: Moim zdaniem w nauce każdego obcego języka ważne są dwa elementy. Po pierwsze, pozwól sobie na błędy, a po drugie, i co najważniejsze, mów codziennie, krok po kroku, bez obaw, że się pomylisz. Język jest żywy i szybko się poprawi, jeśli wpuścisz go do swojego codziennego życia.

 Klub Języka Polskiego w Kawiarni Sąsiedzkiej w ODA  „Firlej” zaprasza chętne uczestniczki i chętnych uczestników w każdy wtorek, środę i czwartek od 12.00 do 13.30. Wszystkie bieżące informacje można znaleźć na www.firlej.wroc.pl

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Czas wolny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Usuwanie brodawek metodą SWIFT – nowoczesne podejście do dermatologicznych problemów

W świecie nowoczesnej medycyny, technologie rozwijają się w zaskakującym tempie, oferując …