Strona główna Kultura „Kompozytor – przerabiacz”, czyli wywiad z Rafałem Augustynem

„Kompozytor – przerabiacz”, czyli wywiad z Rafałem Augustynem

W Sali Koncertowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej i i II stopnia im. K. Szymanowskiego we Wrocławiu przy ulicy Piłsudskiego 25, w środę 30 listopada o g. 19.00 odbędzie się koncert monograficzny wrocławskiego twórcy Rafała Augustyna. W programie znajdą się utwory na fortepian solo: Monosonata, Utwory podróżne, Utwory na różne okazje oraz Wariacje na temat Paganiniego, które wykona Krzysztof Książek.  Jest to pianista wielokrotnie nagradzany i doceniany za wykonawstwo muzyki Fryderyka Chopina i muzyki polskiej. Artysta występował na licznych festiwalach w kraju i zagranicą.

Na koncert wstęp jest wolny.

Izabella Starzec

Kompozytor – przerabiacz

Izabella Starzec: Jesteś człowiekiem wielce zapracowanym. Realizowałeś zamówienie kompozytorskie na Warszawską Jesień AD 2022, niedawno grali Twoje utwory w Filharmonii Szczecińskiej i w Akademiach Muzycznych w Sztokholmie i Hanowerze, piszesz o Bairdzie dla Państwowego Wydawnictwa Muzycznego, wydałeś dwa tomy „Wykładów  o kulturze”. Ale tak u nas, w mieście, coś mało tego Augustyna. Koncertu kompozytorskiego doczekałeś się po dobrych 20 latach.

Rafał Augustyn: To już nie do mnie ta uwaga. Sam pomysł koncertu był mój, ponieważ szukałem okazji do ogrania materiału na płytę z udziałem pianisty Krzysztofa Książka. Wieczór zorganizował Oddział Wrocławski Związku Kompozytorów Polskich. Natomiast nie zawsze się udaje mieć wykonania własnych utworów i do tego też trzeba przywyknąć. Nieżyjący Andrzej Chłopecki mawiał, że kompozytorzy mają prawykonania, a Augustyn ma „praniewykonania”.

Czujesz się rozczarowany?

Człowiek wyrabia w sobie pewien stoicyzm, ale chciałbym też jeszcze za swojego życia trochę posłuchać swoich utworów.

Jaki jest klucz doboru programu w najbliższym koncercie?

To jest po prostu materiał na płytę, którą zamierzamy nagrać dla CD Accord u progu nowego roku, a kluczem są utwory fortepianowe solo. Będą zatem dwie duże kompozycje, które już zaistniały na rynku, czyli Monosonata i Wariacje na temat Paganiniego, do których dołożyłem miniatury z różnych lat. Pisałem je w zasadzie jako prezenty muzyczne, czasem żarty. Na przykład jeden z utworów powstał dla Klaasa Bakkera, pianisty z Amsterdamu i jest impresją na temat dźwięków, których słuchałem nocując na stateczku, używanym przez Klaasa w funkcji muzycznego studia. Jest też utwór pisany jeszcze jako ćwiczenie na zajęcia u prof. Ryszarda Bukowskiego – w ogóle pierwszy, jaki napisałem na studiach we Wrocławiu. A także rodzaj „walety”, utworu, który Kacper Miklaszewski, pierwszy wykonawca Monosonaty wiózł na swój występ w Sankt-Petersburgu, ówczesnym Leningradzie.

Lubisz miniatury?

Jak najbardziej, choć w mojej tece są bardzo różne utwory, od kilkudziesięciosekundowych po 24-godzinne.

A podteksty i konteksty?

Owszem, lubię, gdy w utworze COŚ się znajduje. Nie jestem zwolennikiem tezy o zupełnej abstrakcyjności muzyki, ale nie jestem także przywiązany do muzyki programowej. Nie ma jednej reguły. Dobrze, kiedy w muzyce znajdą się – i będą możliwe do odczytania – pewne konteksty znaczeniowe, historyczne, formalne, aluzje w tytułach, podteksty w dedykacjach, może nawiązania i cytaty. Ale nie wszystko musi być od razu widoczne. Jest to gra z rzeczywistością, czasem wycieczka poza muzykę. Ale to nie znaczy, że nie może być w muzyce, także mojej, zupełnej „Czystej Formy”. Taką czystą formą jest Monosonata, wczesny utwór, bardzo wirtuozowski. A z kolei Wariacje na temat Paganiniego są rodzajem refleksji nie tylko na temat słynnego tematu z XXIV Kaprysu, ale także ukłonem w stronę wielkich poprzedników, którzy ten temat brali na warsztat – od Liszta po Lutosławskiego.

Czy będzie jakieś prawykonanie?

Jest w planach. Napisałem kiedyś miniaturę dla kompozytora Krzysztofa Baculewskiego i jego żony Agnieszki, którzy przeprowadzali się do nowego mieszkania w Warszawie. Zbiegło się to w czasie, gdy Krzysztof Penderecki otwierał swoje prywatne domostwo w Lusławicach i z tej okazji powstało kilka kompozycji „na otwarcie domu” napisanych przez zaprzyjaźnionych krakusów. Pomyślałem, że skoro przyjaciele mają nowe lokum, to niech też dostaną coś z tej okazji. Tylko tak się składało, że nikt poza państwem Baculewskimi nie widział tych nut. Zaproponowałem Krzysztofowi wzięcie tego kawałka pod uwagę. Poprosił o wersję cyfrową zapisu, bo mu łatwiej czytać – no i zdecydowałem się na kolejne przeróbki, przede wszystkim zracjonalizowanie notacji, która była dość niewygodna. Jeszcze czekam na ostateczną decyzję pianisty w sprawie wyboru konkretnych miniatur.

Reszta z nich ma już swoje dzieje estradowe, czasem nawet w wykonaniu kompozytorskim… ale jednak postanowiłem zaprzestać publicznych występów. Kiedy ma się dostęp do tak świetnych muzyków, jak Krzysztof Książek, Leszek Możdżer czy Szabolcs Esztényi, a w perspektywie Ewa Pobłocka, to pchanie się na estradę z własnymi ograniczonymi możliwościami nie ma sensu.

Jak słuchasz swoich utworów?

Mocno przeżywam ten pierwszy raz, gdy słucham na próbie i często myślę z przerażeniem, co to będzie. Na ogół jestem nastawiony krytycznie do własnej twórczości. Często też robię poprawki. Jak widzisz, jestem typem kompozytora – przerabiacza.  Dla mnie kontakt z własną muzyką jest impulsem do dalszej pracy. Na ogół się zastanawiam, co trzeba zmienić, co można zostawić. Zawsze jest jeszcze coś do zrobienia.

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Przy ul. Pomorskiej powstaje trasa rowerowa

Przy ul. Pomorskiej i na placu Staszica powstaje nowa droga dla rowerów. Pierwsze są odcin…