Strona główna Aktualności Czarny Poniedziałek: „Brzytwa” – rzeźnik z Wałbrzycha

Czarny Poniedziałek: „Brzytwa” – rzeźnik z Wałbrzycha

Elegancki, miły, starszy pan – tak opisywany był mężczyzna posługujący się swym drugim imieniem: „Ryszard”. Bardzo inteligentny i oczytany starszy człowiek chadzał do filharmonii i wręcz „pożerał” książki – kłopot w tym, że niewinnie wyglądający staruszek był bezwzględnym, zimnokrwistym mordercą, złodziejem i recydywistą. Jego ofiarami padały niemal zawsze naiwne, zakochane w mężczyźnie kobiety.

Kim był Walter Ryszard R. i dlaczego nazywa się go dzisiaj rzeźnikiem?

Samotna Pani

W latach 80. ubiegłego wieku na policję wpłynęło nieformalne zgłoszenie o prawdopodobnym zaginięciu zamożnej wdowy ze Świdnicy – Kazimiery G. Kobieta posiadała myjnię samochodową i nie musiała martwić się finansami, jednak po śmierci męża czuła się samotna – do czasu, gdy poznała szarmanckiego i romantycznego mężczyznę. Miłego pana, który sprawiał jej małe podarki i opowiadał o podróżach. Od jakiegoś czasu Kazimiera przebywała niemal ciągle w towarzystwie Waltera.

Sąsiedzi zauważyli, że Kazimiery nie widać ostatnimi czasy i zaniepokojeni postanowili to zgłosić odpowiednim służbom, wszak sąsiadce mogło stać się coś w domu i może potrzebowała pomocy. Policjanci potraktowali zgłoszenie poważnie i udali się do jej mieszkania – tam jednak nikogo nie zastali – uzyskali jednak zgodę prokuratury w Świdnicy i weszli do mieszkania lokalu przez okno.

W mieszkaniu panował nienaganny porządek, jedynym szczegółem przykuwającym uwagę był brak telewizora. Funkcjonariusze przystąpili do przeszukania, w jednej z szuflad znaleźli paszport Kazimiery, co wykluczyło możliwość jej wyjazdu za granicę, w tamtym czasie również udało się śledczym ustalić, iż wdowa od pewnego czasu spotykała się z niejakim Ryszardem o pseudonimie „Brzytwa” – mężczyzna miał mówić sąsiadom, że jego ukochana wyjechała na jakiś czas na kuracje odchudzającą.

Policjanci dość szybko ustalili kim tak naprawdę był Ryszard – złodziejem i oszustem z wieloma wyrokami na koncie, nie udało się jednak dojść do tego, gdzie ów mężczyzna wówczas się znajdował. Pomimo informacji o kryminalnej przeszłości Brzytwy policjanci podjęli jednak decyzję, by nie rozpoczynać śledztwa w sprawie zaginięcia Kazimiery G. bez wyraźnego zgłoszenia kogoś z rodziny.

Detektyw na tropie

Mimo, iż sprawa zaginięcia zamożnej wdowy nie była formalnie rozpatrywana pod kątem kryminalnym, tematem zainteresował się znany nam już z historii sprawy spod Narożnika – Janusz Bartkiewicz – emerytowany w tym momencie śledczy dolnośląskiej policji.

Wprawny detektyw przekonał ówczesnego naczelnika wydziału kryminalnego, aby ten pozwolił mu rozpocząć działania śledcze – miały one pomóc ustalić czy zaginiona kobieta nie padła ofiarą przestępstwa.

Ryszard R zapadł się pod ziemię. Po pewnym czasie policji udało się jednak ustalić miejsce jego pobytu oraz fakt, iż niedługo po zniknięciu Kazimiery, Brzytwa podrabiając potrzebne papiery sprzedał samochód marki volvo należący do kobiety – był to jeden z najnowszych, bardzo drogich modeli. Co więcej, brat Kazimiery miał otrzymywać kartki – najpierw od pary, potem od samego Ryszarda – pocztówki wysyłane miały być m.in. z Niemiec. Na jednej z nich Brzytwa napisał, że „Kazia” wyjechała na kilkumiesięczny turnus odchudzający i nie będzie się na razie z nikim kontaktować, aby odbyć leczenie w spokoju.

Śledczym udało się dotrzeć również do znajomego Brzytwy oraz kobiety, która otrzymała od niego kilka pierścionków – jak się okazało – należących do zaginionej wdowy. Obdarowana kobieta zeznała, że Ryszard miał przy sobie cały worek złotej biżuterii oraz broń – policja odzyskała podarowaną biżuterię, którą rodzina zidentyfikowała jako należącą do zaginionej.

Janusz Bartkiewicz coraz bardziej upewniał się w przekonaniu, że Kazimiera G. padłą ofiarą przestępstwa.

Ryszard R. stał się głównym podejrzanym o kradzież dóbr należących do Kazimiery.  Sprawą zajął się wydział policji w Świdnicy, natomiast brat kobiety złożył oficjalne zawiadomienie o zaginięciu – prokuratura podjęła formalną decyzję o wszczęciu śledztwa.

O sprawie nakręcono odcinek programu „Magazyn kryminalny 997” to właśnie w czasie emisji programu na posterunek policji w Lubawce zadzwonił mężczyzna twierdząc, że pokazywany w telewizji mężczyzna mieszka obok niego wraz z jego sąsiadką i porusza się białym polonezem.

Na miejsce wysłano niezwłocznie patrol policji, gdy funkcjonariusze pojawili się pod wskazanym budynkiem dostrzegli mężczyznę pakującego torby sportowe do białego poloneza. Był to nie kto inny jak Brzytwa, który na widok policjantów wskoczył do pojazdu i odjechał z piskiem opon. Po niedługim pościgu oraz szarpaninie z funkcjonariuszami został zatrzymany i zakuty w kajdanki.

Sprawa skomplikowała się bardziej, gdy odkryto, że biały polonez należy do pewnego zamożnego złotnika z Jeleniej Góry, który również od jakiegoś czasu uznawany był za zaginionego.

Wszelkie sprawy związane z przestępstwami popełnionymi przez Ryszarda przejęła prokuratura okręgowa w Świdnicy, rozpoczęło się śledztwo a Janusz Bartkiewicz tracił powoli nadzieję na to, że odnajdą ciało „Kazi” – jak śledczy zaczęli nazywać kobietę – ponieważ nikt nie miał już wątpliwości, że wdowę spotkało coś złego.

Szukano nawet w grobie, w którym pochowany był mąż kobiety, miejsce obok niego czekało na zmierzch życia Kazimiery. Nagrobek obejrzał kamieniarz, który nie wykluczył, że główna płyta mogła zostać naruszona. Śledczy zatem pod osłoną nocy i w wielkiej tajemnicy otworzyli grób, jednak ciała Kazimiery tam nie znaleziono.

Pakunki

Pewnego dnia policjanci dostali anonimowe zgłoszenie, że Brzytwa zamordował Kazimierę a jej ciała pozbył się w kamieniołomie koło Strzegomia, do policji dotarła także informacja, że został tam zatopiony kradziony samochód. Śledczy udali się na miejsce, widoczne ślady opon samochodu faktycznie urywały się tuż nad taflą wody, na której widoczne były również ślady paliwa – postanowiono ściągnąć na miejsce ekipę nurków, który nie znaleźli jednak nic oprócz starego motocykla na wałbrzyskiej rejestracji oraz tylnego mostu ciężarówki.

Pomimo wielogodzinnych poszukiwań nurkowie nic nie znaleźli, jednak, gdy byli już na brzegu zauważyli, że na ścianie kamieniołomu, na występie skały nieco ponad 10 metrów nad poziomem wody wiszą dziwne pakunki obwiązane sznurkiem.

Wtedy właśnie policjanci dostrzegli wystającą z jednego z worków dłoń, zaczęła się akcja wydobycia zwłok. Na miejsce ściągnięte specjalnie wyszkoloną jednostkę nurków, który oprócz tego, że ściągnęli widoczne pakunki, szukali również innych, które oderwały się od tych większych. W toku poszukiwań znaleziono dwa ciała – kobiety i mężczyzny – starannie poćwiartowane, bez głów.

Jak nietrudno się domyślić ciała należały do Kazimiery G. oraz złotnika z Jeleniej Góry, głowę kobiety odnaleziono w innym, osobnym pakunku natomiast głowy mężczyzny niestety nie odnaleziono po dziś dzień.

W końcu udało się rozwiązać dwie sprawy zaginięcia.

Śledztwo

Mimo przedstawianych dowodów, Brzytwa wciąż utrzymywał, że nie ma z zaginięciem Kazimiery G. nic wspólnego, uważał, że nie ma żadnych podstaw aby go podejrzewać. Ryszard wciąż twierdził, że kobieta wyjechała a on „tylko” wykorzystał sytuację i sprzedał jej auto oraz biżuterię, którą znalazł w domu.

Mówił, że kobieta resztę biżuterii zabrała ze sobą i pewnie teraz bawi się gdzieś za granicą – cała i zdrowa. Aby ocieplić swój wizerunek przyznał się nawet do innych popełnionych przestępstw – oszustw i kradzieży.

W końcu do przesłuchiwania podejrzanego dołączył Janusz Bartkiewicz – zresztą sam Brzytwa mówił, że nie będzie rozmawiał z nikim innym. W trakcie przesłuchań nie chciał zgodzić się na badanie tzw. „wykrywaczem kłamstw”, co skutecznie blokowało taką możliwość policji, ponieważ takie badanie może być przeprowadzone jedynie za zgodą osoby poddawanej badaniu.

Prawdopodobnie po rozmowach z Bartkiewiczem zgodził się w końcu na badanie, pod warunkiem, że nie będzie odpowiadał na żadne pytanie – nie wiedział z pewnością, że dla wariografu liczy się reakcja skórno – galwaniczna organizmu a nie sama odpowiedź.

Ryszard miał się za mistrza w swoim fachu, niemożliwego do złapania – później przyznał, że trafił na innego mistrza – Bartkiewicza, który go pokonał.

Wyrok

W wyniku śledztwa prowadzonego przez Janusza Bartkiewicza i oddział kryminalny z komendy w Świdnicy, Walterowi Ryszardowi R. pseudonim „Brzytwa” udowodniono, że dopuścił się podwójnego morderstwa oraz zbezczeszczenia zwłok Kazimiery G. oraz złotnika z Jeleniej Góry.

Sąd w Świdnicy skazał Ryszarda R. na podwójny wyrok 25 lat pozbawienia wolności.

Po odsiedzeniu wyroku zasądzonego w sprawie podwójnego morderstwa Ryszard niedługo cieszył się wolnością.

Po wyjściu z więzienia niemal od razu popełnił kolejną zbrodnię – z zimną krwią zamordował 68 – letniego Zygmunta S. z Kamiennej Góry – swojego byłego wspólnika. Za popełnione przestępstwa Ryszard R został w wieku 81 lat skazany na wyrok dożywotniego pozbawienia wolności.

Aleksandra Zielińska

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Aktualności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Czarny Poniedziałek: Zbigniew Czajka. Bezlitosny świdnicki pedofil i morderca [18+]

Dzisiejszy Czarny Poniedziałek to historia przerażającej zbrodni popełnionej na małym dzie…