Strona główna Kultura Karnawałowa radość z miłosnymi historiami – rozmowa z Tomaszem Dobrzańskim

Karnawałowa radość z miłosnymi historiami – rozmowa z Tomaszem Dobrzańskim

We wtorek 14 lutego o g. 19.00 muzycy wrocławskiego zespołu Ars Cantus zapraszają do Sali Wielkiej Ratusza na radosną karnawałowo-walentynkową podróż (wstęp na koncert jest wolny). Renesansowe brzmienie, wspaniałe instrumentarium, zabawne teksty będą nas prowadzić przez Włochy, Francję i Hiszpanię. O tych niezwykłych czasach opowiada Tomasz Dobrzański – szef artystyczny Ars Cantus i pomysłodawca koncertu.

Izabella Starzec: Tytułem koncertu zachęcacie do wspólnej zabawy karnawałowej w okresie Renesansu. Jak się wtedy bawiono?

Tomasz Dobrzański: Bawiono się zapewne więcej niż teraz. Trzeba przypomnieć, że do czasów wielkiej rewolucji przemysłowej nie było urlopów tylko święta, które pozwalały na wolne. Karnawał też był takim świętem i to wiele bardziej barwnym niż teraz. W naszym projekcie pojawią się utwory, które będą mówić o zabawie, piciu, ale też i o miłości, ponieważ koncert jest zaplanowany w walentynki. Zastanawiałem się nad jego tytułem, ale ostatecznie postawiłem na czas karnawałowej radości okraszonej różnymi historiami o miłości. Także i tej cierpiącej, bo to było charakterystyczne dla tamtej epoki – przypomnijmy, że wywodziło się z kultury rycerskiej Średniowiecza.

Jakiego rodzaju utwory zachęcały do zabawy?

– Przede wszystkim tańce oparte na piosenkach. Istnieją opracowania wielogłosowe, których podstawą były jednogłosowe popularne melodie. Te dwie sfery – taniec i śpiew – się przenikają. Natomiast w czasie zabaw czy uczt było wiele rozmaitych występów, które wykorzystywały różną, niekoniecznie taneczną muzykę. Były to zwykle, choć nie zawsze, występy solowe. Celowali w nich tzw. żonglerzy, którzy potrafili grać na różnych instrumentach, prezentować sztuczki, tresować zwierzęta i czasem przedstawiać sztuki akrobatyczne. Był to bardzo zróżnicowany i wymagający fach. Od wieków średnich do XVIII stulecia ta „żonglerka” preferowała multi instrumenty, jak np. jednoręczną piszczałkę z bębenkiem, które obsługiwane byłyprzez jednego wykonawcę.

Skoro o instrumentach mowa, to porozmawiajmy o wybranych i charakterystycznych, które też usłyszymy na koncercie. Jako przykład weźmy dęte.

– No właśnie Renesans jest złotym wiekiem instrumentów dętych. Tak jak się stopniowo rozwijały w średniowieczu, tak apogeum osiągają w renesansie W tych czasach rozwinięto wszystkie rodziny instrumentów, które powstały wcześniej – od bardzo wielkich do bardzo małych. Budowniczowie doprawdy poszaleli sobie i mieli bardzo duże ambicje [śmiech]. Instrumenty są naprawdę niesamowite co wiązało się z rozwojem muzyki wielogłosowej. Poszerzono więc ich skalę brzmienia, bo chciano grać albo bardzo nisko albo bardzo wysoko. Renesans przedstawia nam ogromną paletę barw. W czasach Baroku skierowano się już nie w stronę consortowego, zespołowego brzmienia, ale solistycznego, dlatego rodziny instrumentów się zredukowały czasem tylko do jednego wybranego ich przedstawiciela o największych solowych predyspozycjach.

Wśród tych brzmień mocno wyróżnia się szałamaja. Opowiedz o niej.

– To jest instrument, który właśnie w takich okolicznościach, jak zabawa, tańce, czy karnawał był wręcz nieodzowny.

Ze względu na donośne brzmienie?

– Zdecydowanie tak. Pamiętać trzeba jeszcze, że w Renesansie istniał taki generalny podział instrumentów na głośne i ciche, który wziął się ze Średniowiecza. Ciche rozbrzmiewały przy towarzyszeniu śpiewowi, czy w niewielkich komnatach – tworząc subtelny klimat. Głośnie służyły do gry na wolnym powietrzu, w dużych salach do tańca, podczas wydarzeń, którym trzeba było dodać trochę blasku i uroczystego brzmienia.

Szałamaja jest takim fenomenem i absolutnie niesamowitym wynalazkiem. To instrument, który wygląda bardzo nieskomplikowanie a brzmi nieprawdopodobnie głośno. Uzyskano tę własność przez konstrukcję czary głosowej, która ma otwory rezonansowe rozmieszczone w taki sposób, by wzmacniały alikwoty brzmienia. Szałamaje też tworzyły rodzinę – niektóre egzemplarze dochodziły do 3 metrów, inne miały 30 cm. Potomkiem tych instrumentów jest dzisiejszy obój, który już nie jest tak głośny.

A jak się ma rzecz z cynkami?

– Cynki co do zasady pełniły inne funkcje. Miały największe możliwości naśladownictwa ludzkiego głosu, co wpisywało się w ogólną tendencję renesansową, by instrumenty odwoływały się do śpiewu. Nie chodzi tu jednak o takie dzisiejsze, wibrujące brzmienie głosu, tylko w sensie naśladownictwa artykulacji tekstu. Jest taki traktat z 1535 roku będący podręcznikiem gry na flecie i we wstępie są słowa „flet tak potrafi naśladować ludzką mowę, że tylko brak mu kształtu ludzkiego ciała”. Dlaczego tak podkreślano ważność mowy? Bo wtedy śpiew rozumiano bardziej jako mowę – nie tak jak dzisiaj go pojmujemy.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?

– W wieku XVI, a nawet jeszcze nieco wcześniej, pojawiło wiele nowych form muzycznych. Opierały się na materiale z muzyki wokalnej, ale już przekształconej w tym sensie, że przy pomocy różnych formuł improwizacyjnych, na bazie wyizolowanych głosów wokalnych, tworzono utwory solowe. Niektóre były bardzo efektowne, błyskotliwe i wirtuozowskie. Do tego głosu solowego potrzebny był akompaniament, który polegał na akordowym towarzyszeniu muzyce wokalnej. Tu pojawiają się instrumenty szarpane, klawiszowe. Zaprezentujemy na koncercie takie właśnie utwory z partią akompaniamentu na klawesynie. Wiele z nich było renesansowymi hitami.

Na przykład?

– Między innymi wykonamy Frais et gaillard Clemensa non Papa opowiadające o wizycie młodzieńca w pokoiku pewnej młodej damy i dość szczegółowo opisujące to, co kochankowie robią. Nie owijając w bawełnę – jest to muzycznie odwzorowany stosunek poprzez różne charakterystyczne motywy. Tekstowo też nie pozostawia złudzeń. Cytując „Kiedy mnie poczuła, krzyknęła: Najświętsza Panienko, prędzej, prędzej, pośpieszcie się panie, bo czuję że omdlewam”.

Frywolnie sobie poczynano.

– Być może mamy trochę fałszywe podejście do ówczesnej obyczajowości, ponieważ opieramy się na przekazach piśmiennych ze sfer wykształconych, gdzie ta obyczajowość była regulowana przez etykietę dworską. Natomiast gdy spojrzymy w dół tej drabiny społecznej, to tam obyczaje, w tym kwestie erotyczne, były o wiele bardziej swobodne niż dzisiaj.

Renesans jest muzycznie barwną i zróżnicowaną epoką. Przy okazji tego koncertu zapraszasz również w podróż do wybranych krajów europejskich.

– To będzie podróż z Włoch, przez Francję do Hiszpanii. Ta kultura południa kontynentu jest zdecydowanie lżejsza – jest tam cieplej, więc i ludziom weselej [śmiech]. Jakże często na przykład popija się tam wino! W każdej z tych krain mamy bardzo odmienny styl. Podczas koncertu wyświetlamy teksty, by lepiej zrozumieć różny klimat, także miłosny, tych utworów.

A skoro mowa o miłości, jest też utwór o rogaczu…

– Ma tytuł Cucú, co znaczy właśnie rogacz. Jest tam nawet dobra rada, co zrobić by tego uniknąć.

Jak brzmi?

„Przyjacielu, aby nie zostać rogaczem, gdy twoja żona wychodzi za potrzebą, wychodź z nią zawsze i ty”. No cóż – czasami teksty są dość grubiańskie.

Podsumujmy zatem – podczas waszego koncertu w walentynkowy wieczór będzie o karnawale, uciechach, miłości i to wszystko podczas podróży przez ciepłe rejony Europy.

– Skoro o uciechach mowa to może przywołam jeszcze utwór Adriana Willaerta Un giorno mi prego una vedovella o wdówce, która zaprosiła naszego bohatera na „trudną przejażdżkę swoją łódeczką”.

Który z prezentowanych utworów jest Ci szczególnie bliski?

– To madrygał Cipriano de Rore Anchor che co’l partire (Kiedy odjeżdżam, czuję, że umieram) – jedna z najpiękniejszych i najambitniejszych kompozycji. Fantastyczna muzycznie i tekstowo bardzo głęboka i wzruszająca, którą kończą takie oto słowa: „Tak więc tysiące, tysiące razy codziennie odjeżdżać chciałbym od ciebie, bo tak słodkie są moje powroty”.

Piękne.

 

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Przy ul. Pomorskiej powstaje trasa rowerowa

Przy ul. Pomorskiej i na placu Staszica powstaje nowa droga dla rowerów. Pierwsze są odcin…