Strona główna Kultura Mateusz Ryczek. Mam ogromną potrzebę tworzenia

Mateusz Ryczek. Mam ogromną potrzebę tworzenia

Już 8 grudnia o 19.00 w Narodowym Forum Muzyki usłyszymy prawykonanie utworu „Pieśni Aurelii” skomponowanego specjalnie dla znakomitego zespołu LutosAir Quintet przez wrocławskiego kompozytora młodego pokolenia, Mateusza Ryczka. Ten wieczór, zatytułowany Eine kleine Serenade, wypełnią też inne bardzo ciekawe utwory, np. Mirosława Gąsieńca, czy córki wielkiego skrzypka Henryka Wieniawskiego – Irène Wieniawski.

Mateusz Ryczek to postać bardzo interesująca – absolwent kilku specjalności kompozytorskich wrocławskiej Akademii Muzycznej, który ostatnio ma świetną passę twórczą. Dość powiedzieć, że jego monograficzny album „Cello Works” został dostrzeżony przez kapitułę Wrocławskiej Nagrody Artystycznej i nominowany wśród innych w kategorii muzyka poważna za rok 2021. W uzasadnieniu czytamy, że: „[…] to intrygujące kompozycje ukazujące bogactwo brzmienia wiolonczeli w muzyce współczesnej”. Laureatów poznany podczas galowej uroczystości w NFM 12 grudnia. Najświeższym osiągnięciem Mateusza Ryczka jest trofeum przywiezione z Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, gdzie 2 grudnia został uhonorowany wyróżnieniem za utwór „Legendy słowiańskie” oraz specjalną „Nagrodą Orkiestry”.

Izabella Starzec

Mam ogromną potrzebę tworzenia

Izabella Starzec: Gruntownie przygotowałeś się do tego, co chciałeś robić w swym życiu. Studiowałeś kompozycję u prof. Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil, kompozycję elektroniczną u Cezarego Duchnowskiego, teatralną i filmową u Zbigniewa Karneckiego. Dało Ci to szerokie spektrum różnych możliwości, a co ostatecznie stało się najbliższe?

Mateusz Ryczek: Miałem naprawdę wspaniałych pedagogów i właśnie ta różnorodność pozwoliła mi na różne wybory. Kompozycja klasyczna i elektroniczna są bardzo ściśle ze sobą powiązane w mojej twórczości. Funkcjonują na tych samych zasadach i chyba najczęściej z nich korzystam. Czasem też piszę muzykę do teatru, czy też filmową. Był na przykład taki ciekawy projekt Muzeum Pana Tadeusza krótkich animacji ukraińskiej artystki, do których stworzyłem muzykę. Niemniej nie jest to obszar jakoś szczególnie przeze mnie eksploatowany, choć lubię to robić.

Można sobie w dzisiejszym świecie pozwolić na komfort bycia kompozytorem?

Nie [śmiech]. To jest nieustanne wyrywanie godzin na komponowanie, często kosztem snu. Wymaga wielkiego samozaparcia, by pogodzić codzienne życie i sprawy bytowe z pisaniem. Ale mam ogromną potrzebę tworzenia. Dobija się ona do mnie cały czas. Uważam, że i tak mam ogromne szczęście w życiu, bo spotkałem na swojej drodze ludzi, którzy mi pomogli, dali szansę.

Kto to był?

Zacząłbym od czasów szkoły muzycznej w Toruniu, swoim rodzinnym mieście. Spotkałem tam Magdalenę Cynk – kompozytorkę, wybitnego pedagoga, która prowadziła unikatowe zupełnie zajęcia kompozycji, gdy byłem w V-VI klasie. Myśmy komponowali i te utwory były prezentowane na koncertach szkolnych. Wychowała wielu przyszłych kompozytorów, a ja miałem szczęście być w gronie jej uczniów. Pokazała nam drogę rozwoju. A na studiach była to Grażyna Pstrokońska-Nawratil, bardzo mądry pedagog i przyjaciel.

Prawdę mówiąc, gdybym miał wymienić wszystkich, także i artystów, którzy podali mi rękę – byłoby ich bardzo wielu. Byli właśnie w tym gronie muzycy, którym spodobało się to, co piszę, którzy chcieli to grać. To było wspaniałe i budujące.

Dzięki temu mogłeś słuchać swoich utworów. Nagrać i wydać płytę, i doczekać się wspaniałej nominacji do Wrocławskiej Nagrody Artystycznej za rok 2021, której rozstrzygnięcie poznamy 12 grudnia.

Tak właśnie było. Wydałem monograficzny album „Cello Works” z udziałem przyjaciół, a przede wszystkim wiolonczelisty i kompozytora Tomasza Skweresa. Po czym, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, zostałem nominowany do nagrody, co jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem i zaszczytem.

To są w końcu owoce Twojej pracy. A wśród nich jest także utwór, jak „Z legend słowiańskich”, który znalazł się w finale Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, gdzie 2 grudnia w Filharmonii Szczecińskiej poznaliśmy rezultaty na uroczystym koncercie. Także w grudniu czeka Cię prawykonanie nowego utworu w Narodowym Forum Muzyki.

Tak naprawdę to jest sens tej pracy. Tak ogólnie mówiąc, co z tego, że piszemy do szuflady, że utwory nie są grane. To w ogóle nie cieszy.

Za „Z legend słowiańskich” otrzymałeś wyróżnienie. Jakie emocje Ci towarzyszyły przed wykonaniem?

Ogromne! Napisałem utwór na wielki aparat wykonawczy, orkiestrę symfoniczną, co jednak nie znaczy, że mniejsze emocje towarzyszą mi podczas np. wykonania utworu wiolonczelowego. Tak sobie myślę, że jest to jakiś sprawdzian dla mnie. Sam fakt, że kompozycja znalazła się wśród pięciu z ponad setki nadesłanych na konkurs jest dla mnie wielką satysfakcją, niezależnie od rezultatu konkursu.

W Szczecinie panowała fantastyczna atmosfera, wszyscy się wspieraliśmy, nikt nie zachowywał się konkurencyjnie. Poziom był niezwykle wyrównany, do ostatniej chwili nie było wiadomo, jaki będzie werdykt, zatem szczerze gratuluję wszystkim laureatom, a to wyróżnienie w tym kontekście jest świetnym trofeum. Jednakże najcenniejsza jest dla mnie Nagroda Orkiestry, którą też otrzymałem. Od pierwszego przesłuchania na próbie utwór dobrze brzmiał, a muzycy grali z wielkim zaangażowaniem. Chyba naprawdę polubili moje legendy…

Przed Tobą, 8 grudnia, prawykonanie utworu w Narodowym Forum Muzyki, który bezpośrednio wiąże się z Twoją rodziną. Jak piszesz na swojej stronie: „Kompozycje konsultuję z wiatrem, słońce i córkami, Rozalią i Aurelią”.

Jeszcze Laura powinna być dopisana, bo niedawno zostałem ojcem po raz trzeci. Prawykonanie dotyczy utworu dla Aurelii. Nosi tytuł Pieśni Aurelii, jest napisany dla fantastycznego LutosAir Quintet i jest to drugi portret dźwiękowy, który skomponowałem. Najstarsza moja córka Rozalia, gdy miała półtora roku otrzymała „Pieśni Rozalii”. Składają się z pięciu części a każda opisuje różne dźwięki wydawane przez dziecko. Podobny portret zrobiłem dla Aurelii. Utwór składa się z sześciu części i opisuje dźwięki, które wydaje, albo różne sytuacje i zabawy, które jej dotyczą. Ta kompozycja też charakteryzuje moją córkę, np. ostatnia część nosi tytuł „Tajfun” i odnosi się do jej biegania i łapania różnych przedmiotów. Ale jest też miejsce na piękno i wzruszenia.

 

 

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Na Hubskiej spłonął autobus

Do potencjalnie groźnego pożaru doszło na  Hubskiej (na pasie w kierunku Kamiennej). …