Strona główna Czas wolny „Listowieść” – recenzja Olgi Szelc

„Listowieść” – recenzja Olgi Szelc

Nie będzie nas, będą drzewa – długowieczni, milczący świadkowie historii i przemijania. „Listowieść” Richarda Powersa to w list wysłany do świata i do nas samych. Opadający jak liść na wietrze, ale dostępny temu, kto zechce go zauważyć. Bo z pewnością ta opowieść nie do każdego dotrze i nie każdego przekona.

Na początku mamy pozornie różnorodne opowieści o rodzinach, które zamieszkały w Ameryce. Są jednak istoty, które pojawiają się w każdej tych historii. To drzewa. Każdy z nas, podobnie jak bohaterowie książki, pewnie jakieś pamięta. Drzewa z podwórka, na których się bawiliśmy, drzewa z parku, pod którymi wypoczywaliśmy, drzewa, na których wieszaliśmy huśtawkę dla dziecka, dające cień w upalne lato, chroniące przed deszczem, drzewa z lasu, tajemnicze i obrośnięte mchem, drzewa owocowe z ogrodów i sadów.

Bohaterów powieści łączy miłość do nich i zrozumienie, że nie można bezkarnie niszczyć przyrody w imię tzw. bezustannego ekonomicznego wzrostu. Są w swoich działaniach często radykalni, skłonni do poświęceń, także do poświęcenia życia. To ludzie, którzy – z różnych przyczyn – wiedzą i widzą, a przede wszystkim czują więcej. Głównie dlatego, że odrywają się do codziennej gonitwy i zaczynają naprawdę patrzeć i naprawdę słuchać.

Bohaterowie powieści Powersa nie są przy tym wyjątkowymi ludźmi, po prostu pewnego dnia otwierają umysły i serca na przyrodę. Jedno z nich twierdzi nawet, że słyszy, co mówią drzewa, o co proszą. A proszą o to, co wszystkie żyjący istoty: o miejsce i szansę.

Każda epoka ma wizjonerów i wydaje mi się, że nasza, ta XXI-wieczna, gdy eksploatujemy Ziemię poza granice możliwości, wypieramy świadomość katastrofy klimatycznej i końca naszego gatunku, też ma takich. To ludzie, którzy mają świadomość tej zmiany i starają się przynajmniej cokolwiek ocalić. W tym momencie przychodzi mi na myśl lokalna grupa Koalicja Wrocławska Ochrona Klimatu. Ludzie zgromadzeni wokół tej inicjatywy wiedzą, co robić i robią to dobrze, są fachowcami, ale też mają w sobie ogromne pokłady empatii. Wywierają skutecznie presję, zorganizowali świetną kampanię społeczną, aby uświadomić mieszkańcom, na czym im zależy i mają cel. Nie cofają się, ponieważ przyświecają im ważne dla nich wartości. Próbują ocalić w przyrodę i zmienić sposób myślenia o jej funkcjonowaniu w miejskiej przestrzeni. Bo, jeśli wołamy, że miasto jest dla mieszkańców, to warto sobie uświadomić, że jego mieszkańcami są także rośliny i zwierzęta.

Powers nie idealizuje w swojej powieści ruchu obrony przyrody. Pokazuje także, jaką cenę trzeba zapłacić za zaangażowanie, jakie idee ścierają się wewnątrz społeczności ekologów, jak można się zapędzić i zapętlić – i jakie trzeba wówczas ponieść konsekwencje.

Ta książka to też hołd dla drzew i dla każdej chwili, w której potrafimy uważnie się im przyjrzeć. W najtrudniejszych chwilach postacie Powersa znajdują pocieszenie w obserwacji faktury i koloru liści, barw i grubości gałęzi, szorstkości kory, wzrostu i obumierania, podążania za rytmem życia i śmierci w przyrodzie. W końcu – choć to banał – choćbyśmy wznieśli pozornie nieśmiertelne miasta ze stali i szkła jedynie – nadal jesteśmy jej kruchą, śmiertelną częścią.

Olga Szelc
FB @Książki pod ręką

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Czas wolny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Weekend we Wrocławiu – lista wydarzeń wartych uwagi [02.06 – 04.06]

Wracamy z listą najciekawszych wydarzeń z Wrocławia na ten Weekend – Wrocław to jedno z na…