Strona główna Kultura Młoda Polska pod mikroskopem, czyli – czy odważysz się zagrać o życie? Rozmowa Olgi Szelc z Sarą Antczak

Młoda Polska pod mikroskopem, czyli – czy odważysz się zagrać o życie? Rozmowa Olgi Szelc z Sarą Antczak

Z Sarą Antczak, pisarką, autorką książki „Gra” rozmawia Olga Szelc.

Lubisz w coś grać? Z kimś grać? Grać – to dobry pomysł na spędzanie czasu? A może pułapka?

Myślę, że książka by nie powstała, gdybym nie spędziła sporo czasu w escape roomach, brałam też udział w biegach z przeszkodami i często wyobrażałam sobie, co stałoby się, gdyby coś poszło nie tak. Tytuł miał być początkowo inny,ale wydawca zdecydował się na „Grę”. Można go rozumieć na wiele sposobów, odnosi się nie tylko do tytułowej gry, z którą spotykają się bohaterowie, ale jest jeszcze trochę ukrytych, bo przecież postacie grają także ze sobą nawzajem. „Gra” oznacza więc o wiele więcej niż zabawę i rywalizację w klasycznym rozumieniu tego słowa. To tylko punkt wyjścia dla bohaterów, którzy zmierzą się z czymś o wiele straszniejszym i mroczniejszym niż zwykła terenowa zabawa. Pomysł pojawił się już kilka lat temu i wynika może także z tego, że moje pokolenie cieszy się tym, że jest dziecinne, gra w gry komputerowe, planszówki, jest z tego bardzo dumne, lubi gry terenowe.

To taka dość surowa ocena, że pokolenie jest dziecinne, ja bym raczej powiedziała, że umiecie się bawić.

Tak, zdecydowanie umiemy się bawić, więc jesteśmy – podobnie jak postacie z mojej powieści – gotowi podjąć wyzwanie. To jest pierwsze pokolenie, które nie chce się dać wpisać w schemat dorosłości, spełniać czyiś oczekiwań, co do tego, co należy robić lub nie w okolicach trzydziestki. To, że możemy grać, jest wyzwoleniem. Chociaż moja „Gra” jest przeciwieństwem wyzwolenia. Powstawała w czasie pandemii i lockdownu i potem, gdy wybuchła wojna w Ukrainie, więc jest metaforą czasu, gdy zwykłe życie, takie do jakiego byliśmy przyzwyczajeni, zamienia się w koszmar. Kiedyś użyłam określenia, że czuję się jakbym brała udział w eksperymencie, w grze, ile jeszcze wytrzymam, ile jestem w stanie znieść. I tak właśnie powstała ta książka. Zaczyna się od zabawy, kończy… bardzo poważnie, wszystko się zmienia, a bohaterowie zastanawiają się, czy przeżyją to doświadczenie.

Po książkach dla młodych dorosłych, czyli między innymi „Linie”, napisałaś pełnokrwisty thriller. Jak ci się pracowało z taką tematyką?

Wydaje mi się, że to przyszło naturalnie, także poprzez moment, w którym żyjemy. Gdy pisałam „Linę” byłam pełna nadziei, myślałam o przyszłości może nawet dość idealistycznie. A potem przyszły mroczne czasy, najpierw rok 2020, potem kolejne złe sytuacje. Uznałam, że napisanie kolejnej obyczajówki jest po prostu niemożliwe. Nie mogłabym stworzyć powieści obyczajowej, bo byłam zbyt zestresowana i wściekła. To zaskakujące, ale o wiele łatwiej pracowało mi się nad thrillerem niż nad powieściami obyczajowymi. Świetnie się bawiłam wymyślając kolejne zwroty akcji. Powieść pisałam w trakcie pandemii, więc była to też znakomita ucieczka przed poczuciem klaustrofobii. No i mogłam dać upust nagromadzonym emocjom, które mnie roznosiły.

W książce pojawia się wiele zagadnień, dość specjalistycznych. Masz kogoś, z kim konsultujesz swoje pomysły?

Miałam prawdziwy zespół wsparcia. Osoby, które doradzały mi z zakresu survivalu, militariów, konstrukcji gier, sztuk walki. Omawiałam z przyjaciółmi, jak my zareagowalibyśmy na poszczególne zadania i zagadki, pracowałam nad psychologią postaci i wiarygodnością ich reakcji i zachowań. Kiedy mamy sześcioro bohaterów i sześć różnych punktów widzenia, potrzeba sporej dyscypliny, by zapanować nad wykreowanym światem. Pod koniec osoby z zespołu wsparcia były prawdziwymi ekspertami od moich postaci i zdarzały się uwagi: nie, ten bohater by tego tak nie powiedział, to jest zbyt sarkastyczne. W przypadku książki, która ma tak wiele wątków, ważne jest, by osoby z zewnątrz przeczytały i powiedziały, że wszystko się spina i narracja jest zrozumiała dla czytelnika, który po powieść sięgnie po raz pierwszy.

A masz taką metodę pracy, że sobie rozrysowujesz, rozpisujesz wątki? Bo w twojej książce jest ich sporo!

Tak, rzeczywiście w pewnym momencie rozpisałam wątki, ale nie po to, aby się w nich zorientować, ale żeby zobaczyć, czy któryś z bohaterów nie został poszkodowany w tej historii, czy nie jest go za mało, czy jest równość. Nie gubiłam się w tym, bo ja pisząc, żyłam tą powieścią, myślałam o niej dwadzieścia cztery godziny na dobę. I to byłoby tak, jakby się pogubić w członkach rodziny albo znajomych. Ich losy, losy moich postaci były dla mnie żywe, ważne.

Bohaterowie „Gry” to dla mnie taka młoda Polska pod mikroskopem.
Zgodziłabyś się z tym określeniem? Kim są stworzone przez ciebie postacie? Jak chciałaś przedstawić je czytelnikom?

 Teraz mamy takie czasy, że nie ma miejsca na neutralność, każdy z nas staje po jakiejś stronie, mamy zwykle sprecyzowane poglądy. Wydaje mi się, że parę lat temu aż tak nie było, a teraz każdy stoi po jakiejś stronie barykady. Tacy też są moi bohaterowie. Mocno zróżnicowani, spolaryzowani. Każda z postaci reprezentuje jakieś zjawisko: kapitalizm, przemoc w życiu publicznym, niesprawiedliwość, wykluczenie społeczne, ale i dążenie do prawdy i jest jeszcze ktoś, kto udaje kogoś, kim nie jest. Zdecydowanie bohaterowie „Gry” symbolizują pokolenie młodych Polaków. Pozornie jesteśmy bardzo uprzywilejowanym pokoleniem, które dorastało w dobrobycie i dostawało wszystko, czego oczekiwało. Ale jednocześnie jesteśmy dziećmi, które w ciągu ostatnich trzech lat musiały szybko dorosnąć, wyjść na ulicę i walczyć o swoje prawa. A obecnie musimy zmierzyć się z wojną w Ukrainie, tuż za naszą granicą. Zabrano nam ten nasz obiecany, cukierkowy, „bezpieczny świat”. Jesteśmy radykalni i musimy walczyć o swoje. Jesteśmy także pokiereszowani, zagubieni, a jednocześnie jest w nas sporo wściekłości. Jesteśmy indywidualistami, a jednocześnie chcemy być zaangażowani, przynależeć do grupy i robić coś ważnego. Doskonale znamy swoje prawa i nie boimy się o nie walczyć. Jednocześnie wiele osób w moim pokoleniu ma problem z uzależnieniami, fanatyzmem i radykalizmem, skłonnością do przemocy, problemami psychicznymi.

Wiktoria, główna bohaterka, jest dziennikarką, osobą, która poszukuje odpowiedzi na trudne pytania i nie zawaha się, by je uzyskać. Tobie również nie brakuje odwagi, nie tylko w literaturze, ale także w życiu – uprawiasz sport uważany za ekstremalny. Wiktoria ma coś z ciebie?

Wiktoria akurat się nie wspina, jak ja, ale też mieszkam w ciasnym mieszkaniu (śmiech). Ciasne mieszkania to też syndrom naszych czasów. Lubię tę bohaterkę, bo jest wygadana, bezczelna i nie waha się na drodze do celu. Ze wszystkich postaci, jakie stworzyłam, najbardziej utożsamiam się właśnie z nią. Jest silna, lojalna, odważna, sprytna, i zrobi absolutnie wszystko dla swoich przyjaciół. Chociaż ma trochę zbyt wygórowaną ambicję i za dużą skłonność do ryzyka. Zdarza się jej kogoś wykorzystać, choć nie robi tego intencjonalnie. Takie rzeczy lubią się mścić. Jest ofiarą nagonki, ma wielu wrogów. To typowe dla osób, które starają się coś zrobić. Przystępuje do gry, niosąc mentalnie dość ciężki bagaż. Ale ma wartości – dąży do prawdy. Wiktoria próbując coś zmienić, spotyka się z hejtem. Ja też jako autorka zastanawiałam się, co będzie, gdy stanę się ofiarą niechęci czy hejtu.

A miałaś do czynienia z takimi reakcjami?

Myślę, że każdy autor spotyka się czasem z takimi komentarzami czy ocenami, zwłaszcza w internecie, który – jak się niektórym wydaje – gwarantuje anonimowość i bezkarność. Ale na konstruktywną krytykę nigdy się nie obrażam.

Jesteś z wykształcenia dziennikarką, ale nie pracujesz w tym zawodzie. Dlaczego? Jaki powinien być Twoim zdaniem dobry dziennikarz?

Dobry dziennikarz powinien być przede wszystkim obiektywny, niezależny od wpływów i walczyć o prawdę. Zawsze powinien bronić ludzi przed władzą, nigdy na odwrót. Niestety obecnie mam okazję obserwować notoryczne łamanie wszystkich zasad rzetelnego dziennikarstwa, których uczyłam się na studiach. Niezależnie od tego, kto jest u władzy, dobry dziennikarz zawsze mówi  „sprawdzam”, patrzy władzy na ręce. Ma stać po stronie zwykłego człowieka, bronić słabszych przed silniejszymi.

A masz autorytety dziennikarskie?

Bardzo szanuję reporterów, uwielbiam czytać reportaże w  „Dużym Formacie”. Jeśli miałabym wymienić jakieś nazwisko, to byłaby Justyna Kopińska, która zmierzyła się z bardzo trudnymi tematami. To teksty, które zmieniają świat i życie ludzi.

Wiem, że lubisz czytać thrillery? Jakich lubisz autorów?
Zygmunt Miłoszewski, Wojtek Chmielarz, Kuba Żulczyk – to moi ulubieni i Jo Nesbø. Mistrz.

A reportaże, sięgasz po literaturę faktu?

To są książki bardzo potrzebne, ale niezmiernie przygnębiające. To jest ciężka lektura. Nie na każdy czas.

Wróćmy do „Gry”. Zaczyna się pozornie od przygody, kończy na spotkaniu z demonami i traumami każdego z uczestników tego wydarzenia. Bywa, że prowadzisz ich przez naprawdę spore cierpienie. Nie mogliby po prostu sprawdzić się w lesie i przy okazji pobawić?

 Gdyby to była obyczajówka, to może tak. Ale ja też nigdy nie sięgałam po lekkie tematy. A cierpienie? Cierpienie jest potrzebne, bo bywa czasem oczyszczenia, chociaż nie zawsze. Na pewno skonfrontowanie się ze swoimi lękami jest ważnym doświadczeniem. Moi bohaterowie bardzo długo tłumili swój ból, a gra daje im okazję do przepracowania tego, co ich w życiu spotkało, z czym się zetknęli, z trudnymi doświadczeniami. I jest ważne, żeby głośno mówić o tym bólu. Pytasz, dlaczego bohaterowie muszą tak cierpieć? A czemu ludzie w moim pokoleniu muszą tak cierpieć, czemu w ogóle musimy cierpieć? Ludzie coraz częściej korzystają z pomocy psychiatrów czy psychologów, coraz więcej dzieci potrzebuje takiej pomocy, a przecież wiemy dobrze, jak wygląda dziecięca opieka psychiatryczna w Polsce. Jesteśmy jako społeczeństwa w psychicznym kryzysie i trzeba o tym mówić. Ja też w jakiś sposób wyrzuciłam indywidualne cierpienie w mojej książce.
Cierpienie i złe doświadczenia ukształtowało moich bohaterów jako ludzi i sprawiło, że podczas „Gry” podejmowali takie, a nie inne decyzje. Na samym początku wszyscy przybierają pewne pozy, którymi posługują się na co dzień. Ale w lesie nie będą mogli tego robić, ekstremalne warunki pokazują, kim naprawdę są. „Gra” odziera ich z masek i wyciąga z nich pierwotne instynkty. Dzięki niebezpieczeństwu przychodzi etap „przeobrażenia”. Jedni gładko wchodzą w rolę ofiar, niektórzy zamieniają się w oprawców, apatyczni bohaterowie stają się liderami, a liderzy się wycofują. Pod koniec prawie nikt już nie jest tym, kim na początku się wydawał. Nikt, z wyjątkiem jednej postaci.

Może pytanie będzie prowokacyjne, ale wokół nas dzieje się wiele trudnych rzeczy. Pandemia, wojna, kryzys ekonomiczny i klimatyczny. To dobry czas na pisanie mrocznych opowieści?

Bardzo dobry, choć to brzmi trochę cynicznie. Ale pisanie książek w takim czasie jest doskonałą terapią. Nagromadzenie strachu i niepokoju jest tak wielkie, że nie muszę się trudzić, aby stworzyć ponurą atmosferę i poczuć to, co bohaterowie. Zresztą mrok zawsze mnie pociągał, musiałam tylko dojrzeć do niego literacko.

Jako odbiorczyni kultury lubisz mroczne klimaty: horrory, mocne kryminały, thrillery? Co ci daje ich czytanie, oglądanie? 

Emocje! Thrillery istnieją po to aby dostarczać czytelnikowi silnych emocji. Nie czułości, nie wzruszeń, zadumy czy uniesień, ale właśnie adrenaliny. I za to je lubię. Poza tym to bardzo zróżnicowany i „otwarty” gatunek. Nie ma w nich nic ze schematu, który często pojawia się w innych gatunkach.

Który z bohaterów „Gry” jest najbliższy, który najdalszy – dla Ciebie?

Najbliżej na pewno jestem z Wiktorią, myślę, że w „Grze” dokonałabym identycznych wyborów jak ona. Najwięcej dzieli mnie z Danielem z racji jego radykalnych poglądów i wyborów życiowych. Może dlatego wiele  pracy włożyłam w to, aby chłopak, który jest mi światopoglądowo całkowicie obcy, wzbudzał w czytelniku sympatię i współczucie. Starałam się to robić dla każdej z postaci, ale dla Daniela – szczególnie. Wiem, że czytelnicy poczuli także w stosunku do niego dobre uczucia, czyli mi się udało. Część autorów nie podąża tą drogą, bo buduje bohaterów, których nie da się polubić. Wtedy przyznam, trudno mi czytać takie historie.

 Co było najtrudniejsze w stworzeniu postaci Daniela?
Jego sposób myślenia i postrzegania świata był mi obcy. Ale ma też w sobie miłość do rodziny i wiarę w Boga. To też dobre ćwiczenie – wejść w skórę kogoś tak obcego i spróbować go zrozumieć, poczuć to, co ta postać czuje. To postać dedykowana tym osobom, które twierdzą, że sami kształtujemy swój los i środowisko nas nie determinuje.

W książce są jeszcze ukryci bohaterowie: to partyzanci, las i ojciec. Zacznijmy od partyzantów: skąd pomysł na takich bohaterów, trochę anarchistów, trochę terrorystów?

Partyzanci symbolizują grupy, które istnieją poza systemem, a do których ciągną ludzie zniechęceni i zdesperowani. Zwracają się do nich, bo przestają się czuć bezpiecznie. System, w którym żyjemy, zaczął się w ostatnich latach chwiać w posadach i jesteśmy coraz bardziej przyciągani przez różne radykalne nurty. Nie ufamy już instytucjom i organom państwowym. A jeśli państwo, w którym żyjemy, nie daje nam ani poczucia bezpieczeństwa, ani gwarancji sprawiedliwości – do kogo możemy się zwrócić? Powiem to wprost. Puszcza Posoczyńska symbolizuje współczesną Polskę, rozdartą przeciwnościami, radykalizmem, spolaryzowaną, podzieloną. Myślę też, że powoli stajemy się społeczeństwem anarchistycznym.

Las w twojej książce jest dla mnie symbolem tego, o czym zapominamy: natury. A bohaterowie to raczej dzieci miasta… Czy dla ciebie samej las jest miejscem przyjaznym czy pełnym wyzwań? Jak byś się czuła sama nocą w lesie?

Boję się lasu, dlatego umieściłam w nim akcję (śmiech). To teren bez ludzi, niekontrolowany przez nikogo. Tam jednocześnie jesteśmy bardziej sobą, bardziej prawdziwi, bo miejsce poza cywilizacją zawsze rzuca nam wyzwanie. Bardzo szanuję naturę i jednocześnie trochę się jej obawiam, bo również jestem „dzieckiem miasta”. Wyprawy w góry i wspinaczka skałkowa nauczyły mnie pokory. Ekstremalne przeżycia zbliżają ludzi.

Myślę, że gdybym utknęła w nocy w lesie, moja wyobraźnia od razu by się rozszalała i pewnie ona stanowiłaby największy problem. Ale gdybym miała ze sobą namiot, śpiwór i scyzoryk, jakoś bym przetrwała tą noc. Pewnie powstało by z tego opowiadanie!

W powieści występuje też postać ojca, który jest znanym pisarzem, tworzy pewną fikcję literacką, która z kolei za sprawą czytelników rodzi się do życia. Dlaczego pojawia się ta postać? Czy to zadanie pytania o odpowiedzialność pisarza za świat, który stworzył i który może być inspiracją dla innych osób?

To takie moje mrugnięcie okiem do fanów fantastyki, konwentów, LARP-ów i fandomów. Zainspirowało mnie to, co wydarzyło się, gdy „Wiedźmin” odniósł gigantyczny sukces na całym świecie. Ciekawe było, jak bardzo polscy czytelnicy „zawłaszczyli” sobie tę książkę, jak zażarcie walczyli w obronie swoich wyobrażeń na jej temat. Autor nie miał w zasadzie zbyt wiele do powiedzenia. Podobnie działo się z „Harrym Potterem”. Dzika miłość i dzika nienawiść.

Podobnie się działo w czasie dyskusji nad serialem „Wiedźmin”. Niektórzy inaczej sobie wyobrażali postacie… odbywały się zażarte dyskusje w mediach społecznościowych.

Tak dzieje się często, z wieloma bestsellerami. Wydaje mi się to bardzo ciekawe, że czytelnicy potrafią walczyć w internecie, kłócąc się o fikcyjne postacie. Wyobraziłam sobie co by się stało, gdyby fani książki poszli o krok dalej…

 A gdyby z twojej książki powstał serial, a śmiem twierdzić, że ta powieść to bardzo filmowy materiał, to wyobrażasz sobie, kto z aktorów mógłby w nim zagrać?

Mam ulubionych aktorów, ale nie wiem, czy w młodym pokoleniu. Jakbym mogła wybrać ulubioną aktorkę do roli Wiktorii, to byłaby to Agnieszka Żulewska. Chociaż Anna Dereszowska, która czytała audiobooka, zrobiła to wręcz genialnie. Jeśli ktoś będzie chciał nakręcić serial, to może sam zdecyduje. Chyba trudno jest mi wybrać. Może być też gra komputerowa…

 Jeszcze pytanie o pisarski warsztat. Jak piszesz? Rano, wieczorem, z doskoku, regularnie? Czy masz swoje pisarskie rytuały?

Robię przede wszystkim notatki w zeszycie – mogę je tworzyć o każdej porze dnia i nocy i wszędzie – na przystanku, w lesie, na spacerze.

Piszesz ręcznie? To chyba obecnie dość rzadkie zjawisko?
Być może, ale bardzo mi odpowiada, gdy chcę coś zanotować na gorąco. Ale jeśli chodzi o intensywną, drobiazgową, twórczą pracę przed komputerem, pracuję głównie w weekendy. Siadam z samego rana i do wieczora nie ma ze mną żadnego kontaktu.

Słuchasz przy pracy jakiejś muzyki? To podobno niektórym twórcom pomaga?

Nie mnie. Nie słucham w czasie pisania niczego, co mogłoby mnie rozproszyć. W domu musi zwykle panować całkowita i absolutna cisza, bo najlżejszy szelest może wytrącić mnie z równowagi. Co ciekawe, przez cały ten czas nie jem i nie piję, bo zwyczajnie o tym zapominam. Nie używam internetu przy pisaniu, żeby nie było żadnych rozpraszaczy. Nawet mój kot chodzi cicho, nie wiem skąd wie, że tak trzeba.

Czy kolejna książka również zaprosi nas w stronę mroku? Pracujesz już nad jakimś pomysłem, tematem?

Tak, aktywnie pracuję nad nową powieścią, która również będzie thrillerem. Nawet mam deadline. Nic więcej na razie nie mogę zdradzić.

Zdjęcia: Bliżej Studio oraz Tomasz Woźny

O autorce

Sara Antczak (ur. 1992) – wrocławianka, absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Jest autorką czterech powieści. Za wydaną w 2021 roku „Linę” otrzymała wyróżnienie jury oraz Nagrodę Publiczności na Festiwalu Górskim im. Andrzeja Zawady. W 2022 roku ukazał się jej pierwszy thriller pod tytułem: „Gra”.

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Przy ul. Pomorskiej powstaje trasa rowerowa

Przy ul. Pomorskiej i na placu Staszica powstaje nowa droga dla rowerów. Pierwsze są odcin…