Strona główna Kultura Poezja jest najważniejsza

Poezja jest najważniejsza

Cztery pory życia” ukazał się właśnie nowy tomik wrocławskiej twórczyni i aktywnie działającej mieszkanki Gajowic. Z Alicją Barbarą Fiedler rozmawia Olga Szelc.

Olga Szelc: Spotykamy się z okazji wydania Twojego piątego już tomiku poezji pod tytułem „Cztery pory życia”.

Alicja Barbara Fiedler: Przyznam, że tomik miał najpierw nosić tytuł „Kropla życia”. Związane jest to z pewnym wspomnieniem, które ciągle mam przed oczami. Tekst powstał w 2022 roku po zimowym spacerze w moim ukochanym Parku Grabiszyńskim. Uważam, że to jest najpiękniejszy park, posiadający też wyjątkową historię. Szłam więc po śniegu, w pewnej chwili podeszłam do drzewa i do gałęzi, na której wisiała piękna duża kropla wody. Pomyślałam wtedy, że ta właśnie kropla wody da życie roślinom, zwierzętom. A tomik co prawda ostatecznie zmienił tytuł, ale wiersz w nim pozostał.

Myślę, że warto w tym miejscu przypomnieć, że Park Grabiszyński był i nadal jest w większej części cmentarzem. I tu taki symbol kropla i nowe życie. Szansa, nadzieja. Nawiązałaś tym wierszem do tego, skąd przyszliśmy, czym i kim jesteśmy. W Twoich tekstach często także pojawia się kwestia przeszłości. Czym jest ona dla Ciebie?

Przeszłość to moje korzenie. Im jestem starsza, tym te korzenie głębiej sięgają i bardziej mnie interesują. Przeszłość to powracające wspomnienia i chęć, aby je zachować – także dlatego piszę. Gdy byłam młodsza, nie myślałam o tym, aby napisać wiersz dla dziadka, babci, dla cioci. W pewnym momencie, w wieku bardziej dojrzałym, te wspomnienia same przyszły: o domu rodzinnym pod Jelenią Góra, o rodzicach, którzy tam się osiedlili. Jak się tam mieszkało, gdzie się chodziło. Niestety, moi bliscy szybko mnie opuścili. Tata zmarł, gdy kończyłam szkołę podstawową. Mama odeszła, gdy byłam jeszcze młodą czterdziestodwuletnią kobieta. Rodzina ze strony taty pochodziła z Kresów, stamtąd przybyli do Polski, a potem na Dolny Śląsk. Moja ciocia, dla której napisałam wiersz „Byłaś” to taki kresowy materiał, dożyła 93 lat. Miałyśmy bardzo dobry kontakt ze sobą, przepięknie opowiadała, wspominała. Bardzo trudno było mi się pogodzić z jej odejściem. Piszę w tym tekście, że ciocia Leonarda była zawsze upamiętnieniem Kresów, Baranowicz i malowniczego Nowogródka.

Nie bez przyczyny jesteśmy w bibliotece mieszczącej się przy ulicy Lwowskiej. Jaka była Twoja kresowa rodzina, skąd i jak dotarła na Dolny Śląsk?

Rodzice mojego taty – jak już wspomniałam – mieszkali pod Nowogródkiem w pięknym majątku. Kiedy przyszedł czas końca wojny moi rodzice musieli wybierać – albo zostajecie z paszportem radzieckim albo jedziecie na Zachód. Zdecydowali się wyjechać. Najpierw zamieszkali w Ełku, ale mama nie chciała tam być, bo to za blisko Sowietów, bała się. Wsiedli więc w pociąg i długo jechali, aż dotarli do… Jeleniej Góry. Ostatecznie osiedlili się w Siedlęcinie w niemieckim gospodarstwie. Wszystko tam było: krowy, świnie, koń. Był też piękny sad. A z drugiej strony domu ogród, można było zrywać agrest, porzeczki. Mam takie zdjęcie z dzieciństwa w tych porzeczkach. Przed domem z kolei płynął niewielki strumień w rowie. Szło się tamtędy do drugiej rodziny, która osiedliła się niedaleko. W Siedlęcinie urodziło moje rodzeństwo, dwie siostrzyczki i braciszek. Te dzieci nie przeżyły. Mam więc tam ich groby i dziadka. To moje miejsce rodzinne, które często odwiedzam. Kiedy przybywam, czekają na mnie puste perony. Jak w moim wierszu…

Czekają też na Ciebie Karkonosze! I wyjątkowe miejsce właśnie Siedlęcin.

W Siedlęcinie znajduje się zabytkowa wieża, naprzeciwko niej mały cmentarzyk, na którym odwiedzam bliskich. Są też dwa kościoły: jeden stary, drugi nowy. Gdy muszę poczekać na autobus do Jeleniej Góry, a dzieje się tak dość często, przychodzę do wieży rycerskiej. To jest tak piękne miejsce… aż szkoda, że nasz pan minister nie bardzo się kwapi, aby dołożyć środki na renowację. W wieży znajdują się unikatowe freski, w 2010 roku powstało także stowarzyszenie, które stara się ten zabytek ratować. Miejsce to ma duży turystyczny potencjał, odbywają się tam targi, można napić się kawy czy herbaty. Gdy byłam kiedyś jesienią, pani przyniosła mi makowiec upieczony według średniowiecznego przepisu z piękną gałązką nawłoci. Aż tu z jakiegoś zakamarka wyszedł kot, najpierw nieufny, potem się zaprzyjaźnił. Teraz zawsze, gdy tam jestem pytam o niego. Bardzo sympatyczne miejsce. Spod wieży można się dostać spacerkiem do schroniska Perła Zachodu i nad Jezioro Modre. Warto też przejść się leśną Ścieżką Poetów.

Przy okazji wiele zobaczyć i może złapać natchnienie? 

To prawda. Wiele weny można złapać wśród przyrody. Gdy tamtędy wędruję, jestem przeszczęśliwa, że nie ma wokół mnie zgiełku.

Wróćmy do lat dziecięcych, do których nawiązuje wiersz Sekret”.

Zanim o nim powiemy, muszę wspomnieć o pewnym szczególnym wydarzeniu. Miałam siedem, może osiem lat. Była sroga zima – kiedyś takie bywały, więc siedziałam w domu przy oknie i wyglądałam na podwórko. A na tym podwórku zrobiono lodowisko. Wyszła tam dziewczynka, może moja rówieśnica, i na tym łodzie tańczyła. Kłaniała się wyobrażonej publiczności, kręciła piruety, a ja – tak daleko od niej – za tym oknem zaczęłam jej bić brawo. Gdy przypomniałam sobie to wydarzenie, to przyszły do mnie także inne dziecięce zabawy. Czy ktoś jeszcze pamięta, jak robiło się szklane sekrety?

O, pamiętam… Najpierw trzeba było znaleźć ładne szkiełko.

Zakopywało się gdzieś w ziemi fragment tego szkła, pod spodem kwiaty, gałązki i to był koleżeński sekret. Gdzieś pewnie są też gdzieś te moje. Może kiedyś ktoś taki znajdzie? A ja na zawsze zapamiętam tę dziewczynkę i sekrety.

W Twoich tekstach często pojawiają się góry. I nie ukrywasz, że je kochasz.

Urodziłam się w górach. Przyznam, że mimo tego, iż wychowałam się w Karkonoszach, to ta miłość zaczęła się od Tatr. Karkonosze odkryłam dla siebie na nowo jakieś sześć, może siedem lat temu. Zaczęło się do Przesieki – pokazał mi ją znajomy. Zauroczyłam się.
Lubię też Jelenią Górę. Ale to pod Tatrami leży miasto, które dla mnie jest absolutnie numer jeden w Polsce, nasza dawna stolica, Kraków. Jestem gotowa do Krakowa jechać o każdej porze dnia i nocy. Z kolei Karkonosze są inne, tam szlaki są dłuższe, są też mniej zatłoczone.
Ale góry są też dla mnie dlatego ważne, ponieważ nas sprawdzają, pokazują nam, ile mamy siły. Dziś już wiem, że nie wejdę na Kasprowy i nie zbiegnę z powrotem. Góry uczą rozpoznawania swoich granic i pokory. A ludzie, którzy kochają góry, to są z natury ludzie dobrzy, którzy potrafią się podzielić, są dla siebie życzliwi. Nieraz się o tym przekonałam.

Mówią sobie nawzajem dzień dobry na szlaku!

Tak, to piękna górska tradycja. Pamiętam jak ostatkiem sił wdrapałam się na  Trzydniowiański Wierch, szczyt w polskich Tatrach Zachodnich. Byłam bardzo zmęczona. A tam na wypłaszczeniu siedzi grupa ludzi i każdy z nich to, co miał w plecaku, wyrzucił na środku, żeby się podzielić. Weszłam, powiedziałam, że chce mi się pić, od razu mnie zaprosili do siebie. Przysiadłam z nimi, co miałam, też wyciągnęłam i tak sobie ucztowaliśmy.

Warto pamiętać, że Tatry to nie tylko te najbardziej znane trasy. Wystarczy znad Morskiego Oka podejść nad Czarny Staw. Podejście ostre, ale starczy pół godziny. Tam człowiek siada i odpoczywa. I patrzy. Kiedyś się tak zasiedziałam, aż się przestraszyłam, że robi się późno, a tu jeszcze trzeba wrócić. Na szczęście okazało się, że nie schodziłam sama, a do tego towarzyszył nam piękny księżyc, jak rogal. Jeśli ktoś wędrował całe życie po górach, to jest bogaty. Teraz mam zamiar pójść w Karkonoszach śladami powieści Sławka Gortycha, pojadę odwiedzić Muzeum Gerharta Hauptmanna, pójdę pod Słonecznik, poszukam miejsca, w którym było schronisko księcia Henryka i oczywiście odwiedzę schronisko Odrodzenie.

Wspierając się nawzajem jako ludzie gór i piór, polecamy książki Sławka Gortycha.

Zdecydowanie. To świetne publikacje, zarówno  „Schronisko, które przestało istnieć”, jak i  „Schronisko, które przetrwało”, a i autor doskonale opowiada. Czekam na trzecią część serii.

Przyznam, że ja też. A czym Cię tak oczarował Kraków?

A czym mnie nie oczarował? To oczywiście kwestia upodobań, są ludzie zakochani w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu…

Do Wrocławia jeszcze dojdziemy!

Ale dla mnie Kraków ma niesamowity klimat, charyzmę. Jeśli ktoś kocha historię, muzykę, poezję, lubi czytać, malować, jest artystą, niekoniecznie zawodowym – Kraków go nigdy nie zawiedzie. Ostatnio przyszłam do Kawiarni „Vis-a-vis”, gdzie znajduje się pomnik na ławeczce Piotra Skrzyneckiego. Siedziałam zmęczona, a tu idzie pan Andrzej Sikorowski. Przyznam, że bardzo lubię piosenki „Pod Budą”, często je nucę, szczególnie „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”. Stał przy mnie pewien mężczyzna, bywalec „Piwnicy pod Baranami” i mówi: O, idzie Andrzej, może go zawołamy, to zrobi sobie z nim pani zdjęcie. Najpierw powiedziałam, że nie, nie trzeba. Nie było z tym żadnego problemu. Andrzej Sikorowski zapytał, czy jestem z Krakowa, a gdy dowiedział się, że z Wrocławia, poinformował mnie, że niedługo będzie wrocławski koncert.
Jest też w Krakowie ulica Sławkowska, a przy niej cukiernia. Kiedyś w telewizji leciał serial o siostrach, które założyły wydawnictwo, a mieszkały na Sławkowskiej w Krakowie. Poszłam więc do tej cukierni i przy okazji opowiedziałam, jako ciekawostkę, że taki serial powstał, że kręcono go właśnie w tej okolicy. Właścicielki nie wiedziały. Pomyślałam, że może zjem to, co filmowe siostry. Cóż one mogły jadać, pewnie drożdżowe rogaliki. Zamówiłam kawę i jak się okazało, dostałam do niej dwa rogaliki w prezencie od firmy. Właścicielki ucieszyły się, że będą miały historię do opowiadania gościom.
Czasem gdy jeżdżę do Zakopanego, to dzień wcześniej biorę nocleg w Krakowie, żeby mieć czas po nim pospacerować. Żeby pokochać Kraków, warto jesienią przejść przez Planty. W szaróweczkę, gdy czarują rozświetlające mgłę lampy. Wtedy magia Krakowa na pewno was zachwyci. To jedyne miasto, w którym mogłabym zamieszkać, gdybym miała coś zmienić.
Oczywiście kocham Wrocław, choć jest to miasto z innym zupełnie niż Kraków klimatem.

I poświęciłaś mu też wiersz „Pod rękę z Wrocławiem”…

Nasz Wrocław to piękne miejsce do spacerów i zwiedzania. Kiedy jeszcze pracowałam, wychodziłam z sądu i szłam do domu na piechotę. Prosto do Rynku, potem pod Uniwersytet Wrocławski, stamtąd na Ostrów Tumski. Mam tam swoje ulubione miejsce. To kamienny stół z ławeczkami. Nazywam to miejsce swoją chwilą zadumy. Rosną tam drzewa mające złote liście na jesieni, a obok rośnie dąb, który zasadził Jan Paweł II. Biorę czekoladę na wynos i często siedzę w tym miejscu – nawet i godzinę.
Gdy się wychodzi spod Uniwersytetu i idzie w stronę Ossolineum, to z kolei jest tam krzesło obrośnięte bluszczem. Gdy była pandemia, kupowałam kawę na wynos i siadałam na tym krześle. Ale zdecydowanie najpiękniejsze dla mnie miejsce we Wrocławiu to Ostrów Tumski, Lubię też starą kawiarnię Przedwojenną naprzeciwko Kościoła Garnizonowego. Miała swój urok. Chętnie też chodzę do kawiarni „Popiół i Diament”, tuż obok Muzeum Pana Tadeusza.
Bardzo lubię czerwony most Piaskowy. Warto zwrócić uwagę na jego lampy! A na Nadodrzu mamy z kolei urokliwe „Macondo”. Jest we Wrocławiu wiele takich pięknych miejsc.

Wrocław to także miejsce Twojej aktywności twórczej i społecznej. Współpracujesz z Radą Osiedla Gajowice, z Wrocławskim Stowarzyszeniem Twórców Kultury i ze Stowarzyszeniem STIRO „Strefą Talentów i Rozwoju Osobowości”.

Wrocławskie Stowarzyszenie Twórców Kultury zajmuje się między innymi aktywizacją twórców amatorów. Spotykamy się w siedzibie Rady Osiedla Gajowice. To świetne miejsce. W ostatniej kadencji do Rady Osiedla weszło sporo aktywnych, energicznych ludzi.
Z kolei STIRO ma na celu zbliżenie dzieci i osób starszych, które mogą tworzyć razem. To działania międzypokoleniowe. Mamy tam też wspaniałą grupę dojrzałych kobiet, spotykamy się co czwartek. Ostatnio postanowiłyśmy, że każda z nas zaprezentuje jeden z wrocławskich parków. Odwiedziłyśmy więc Park Południowy, Park Kolejowy, a ja oprowadzałam po Parku Grabiszyńskim. Chodzimy też w czwartki do muzeów wrocławskich. Najważniejsze jest to, że ludzie się jednoczą, rozmawiają, wspólnie działają.

W Twoich tekstach jest sporo takich zachwytów chwilą, zauważaniem małych chwil. 

Bo życie składa się z dobrych, małych chwil. Wypicie kawy z koleżanką, rozmowy, wspólny spacer, piękny widok. To trzeba cenić. Trzeba też doceniać ludzi wokół i nie oceniać za to, że ktoś jest inny. Nie możemy jedynie tolerować zła i nie reagować na każde zło. I nie wolno lekceważyć poezji. Każdy z nas może być poetą, każdy umie napisać wiersz.

Może czasem brakuje nam odwagi?

We Wrocławskim Stowarzyszeniu Twórców Kultury każdy z nas pisze, maluje inaczej i to jest bardzo ważna wartość. Mamy dużo do zaoferowania. Trzeba to tylko w sobie odkryć.

Dziękuję za rozmowę! Na koniec dziękujemy także za gościnę i możliwość spotkania się w filii nr 6 Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul. Lwowskiej 21 Pani Monice Wilk, kierującej tą instytucją kultury.

Olga Szelc

Alicja Barbara Fiedler

Poetka na stałe związana jest z Wrocławiem, choć urodziła się u podnóża Karkonoszy. Zakochana w górach, a szczególnie w polskich Tatrach, które przemierza od lat Miłośniczka muzyki Fryderyka Chopina i powieści historycznych. Wiernie kibicuje polskim siatkarzom. Jej szczególna słabość to Polskie Kresy. Właścicielka 18 letniej znalezionej w zakopiańskiej zaspie kotki Zakopianki. Od dwóch lat próbuje swoich sił w malarstwie. Zawsze niepoprawna romantyczka uciekająca od zgiełku i gwaru w poezję. Należy do Wrocławskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury, Klubu Literackiego VENA oraz Stowarzyszenia „Strefa Talentów i Rozwoju Osobowości” STIRO we Wrocławiu.

Jej poprzednie tomiki Do taktu z życiem, Chciałam być dorosła, Powroty, Coraz ciszej zostały ciepło przyjęte przez czytelników. Tomik Cztery pory życia to kolejny przekaz poetycki, przepełniony życiowymi refleksjami, kierowany do rąk wrażliwych miłośników poezji.

Jeśli chciałbyś tworzyć, możesz poszukać miejsca dla siebie w:
Wrocławskim Stowarzyszeniu Twórców Kultury
https://wstk-wroc.org/
Stowarzyszeniu Stiro – Strefie Talentów i Rozwoju Osobowości
https://www.facebook.com/people/Stowarzyszenie-STIRO/100080932770034/

Tagi
Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Przy ul. Pomorskiej powstaje trasa rowerowa

Przy ul. Pomorskiej i na placu Staszica powstaje nowa droga dla rowerów. Pierwsze są odcin…