Strona główna Kultura Trzeba wierzyć w marzenia, czyli „Satyagraha” Magdaleny Zawartko – z wokalistką rozmawia Izabella Starzec

Trzeba wierzyć w marzenia, czyli „Satyagraha” Magdaleny Zawartko – z wokalistką rozmawia Izabella Starzec

magdalena-zawartko-marynarka-1

Izabella Starzec: Jesteś na scenie jazzowej od dekady, masz już za sobą zespołowe nagrania płytowe, ale dopiero teraz pojawia się Twój solowy debiutancki krążek „Satyagraha”. Wydaje się, że potrzebowałaś czasu, by zdobyć różne doświadczenia, dojrzeć artystycznie i wtedy wyrazić siebie indywidualnie.

Magdalena Zawartko: Myślę, że tak można to tłumaczyć, aczkolwiek nie wiem, czy to było działanie zamierzone. Ja po prostu cały czas się uczyłam, szukałam inspiracji i dróg, a może tylko jednej, na którą nie udało mi się w rezultacie wejść, bo interesowało mnie wiele rzeczy. Zrozumiałam jednak, że nie muszę odnaleźć tej jednej, jedynej, bo na mnie składają się różne ścieżki. Polubiłam to u siebie i cieszę się, ponieważ tym właśnie zrozumieniem siebie mogę się teraz dzielić w autorskim albumie.

Właśnie teraz?

– Nigdy nie ma dobrego czasu i nigdy się jest do końca gotowym na odkrywanie siebie, swojej prawdy, swojego świata. To jest bardzo trudne. Teraz dojrzałam, mam bagaż doświadczeń i mogłam to właśnie zrobić.

A gdy poczułaś w sobie ten impuls do wyrażenia siebie w sposób indywidualny, to gdzie szukałaś inspiracji?

– Jestem z natury osobą bardzo ciekawą świata, ludzi czy zjawisk. Staram się, by wszystko, co mnie spotyka, dało mi impuls do działań twórczych. Sama sobie życzę odwagi, o której już kiedyś rozmawiałyśmy, ale również natchnień – czegoś dla artysty bardzo pożądanego. To nie jest jednak tak, że szukam na siłę. Mam na przykład bardzo bogate sny, które uwielbiam i wtedy też dużo inspiracji do mnie przychodzi. Rozmawiam z ludźmi, staram się słuchać wnikliwie ich historii i być czujna, uważna na otoczenie. Zbieram to wszystko w jedną całość. Wtedy te myśli, które mam w sobie mogę przekładać na dźwięki.

Tytułujesz płytę „Satyagraha”, czyli „uchwycenie prawdy”, odwołując się do ruchu, który zapoczątkował Gandhi. Czy to jedyne wytłumaczenie tego tytułu?

– Raczej tłumaczę ten tytuł jako poszukiwanie prawdy. Jest to piękne przesłanie na każde czasy. U mnie przejawia się to w manifeście muzycznym, czyli w tym, co dla mnie jest prawdą w moim świecie artystycznym. Dla mnie przekaz jest bardzo ważny. Nie tworzyłabym utworów, które nie mają wewnętrznej siły, czy nawet pewnej programowości. Pomijam oczywiście kompozycję ze słowami, która w sposób oczywisty niesie swoje treści, a jest na płycie tylko jedna, ale chodzi mi tu o utwory – wokalizy. Każdy z nich ma swoją odrębną historię zawartą w dźwiękach, brzmieniu, aranżacji i interpretacji. Każdy też pokazuje różne kolory mojego głosu. Ich wspólnym mianownikiem jestem ja. Ta muzyka jest bardzo emocjonalna i dała mi wielką siłę.

Czy nie powinniśmy znać zatem kontekstu każdego utworu na płycie, by zrozumieć Twój przekaz?

– Absolutnie nie. Lubię niedomówienia i daję duże pole do interpretacji, kiedy wyobraźnia może „popracować” na swój własny, indywidualny sposób. Jest na płycie dla przykładu „Lamentacja”, która dla każdego może oznaczać coś innego. Tak też się stało po koncercie, który miałam ostatnio okazję grać z kompozycjami z płyty. Podchodziły do mnie osoby, które zwierzały się i ze wzruszeniem w oczach dziękowały, że odnajdywały swoje historie. To jest chyba najpiękniejsza nagroda, jaką można dostać za swoją twórczość.

Słuchając Twojej płyty, doświadczałam różnych światów związanych z Twoim głosem. Raz byłaś instrumentem, jak w „Confession”, w którym absolutnie wtapiałaś się w brzmienie towarzyszącego Ci składu, innym razem, jak np. w „Kimya”, byłaś wokalnie dość blisko estetyki śpiewu klasycznego. Czy także w ten sposób chciałaś zaznaczyć odrębność utworów na płycie?

– To prawda, każdy utwór jest inny również w kontekście pokazania głosu. Zawsze dążyłam do tego, by odczarować trochę rolę wokalisty w zespole. Bardzo chciałam brzmieć jak jeden z instrumentów – w tej roli czuję się wyśmienicie. To uczy pokory, a każdy z utworów daje mi inne pole do eksploracji głosowych. Ja nie potrzebuję, by zawsze być liderką, być przed instrumentami – jestem wręcz dumna z tego, że mogę z instrumentalistami tworzyć jedność, zwłaszcza z tak znakomitym składem.

Sięgam do klasycznej emisji, ale jest ona przełamana – są przydechy, szmery. Razem z Michałem Tokajem, kierownikiem muzycznym tego projektu, chcieliśmy, żeby to były takie nieoczywiste frazy – nawet z takim lekkim „brudem”, który zaczęłam bardzo lubić w muzyce. Podczas nagrań skupiłam się na emocjach. Kilka utworów zostało zarejestrowanych tylko raz, bez żadnych poprawek postprodukcyjnych. I to jest wielką wartością dla mnie – taka właśnie żywa muzyka.

Zawartko-_photo_Karina_Reske
fot. Karina_Reske

W jaki sposób osobowości instrumentalistów towarzyszących Ci na płycie „Satyagraha” oddziaływały na Ciebie?

– Każdy z tych muzyków jest dla mnie ogromną inspiracją muzyczną, i to od lat, bo przecież znamy się z wielu projektów. Każdy mnie fascynuje i czuję się wyróżniona, że zgodzili się ze mną wystąpić. Michał Tokaj, pianista i kierownik muzyczny całości, jest niezwykłym muzykiem, bardzo mi bliskim, jeśli chodzi o wrażliwość. Opowiadałam mu o swoich utworach, a on sprawił, że każdy z nich stał się piękną historią. A akompaniuje tak, jakby oddychał razem ze mną… Marzyłam przed laty, by stworzyć z Michałem wspólny projekt i to się udało. Trzema wierzyć w marzenia!

Grających ze mną: Marcina Kaletkę na saksofonach, Michała Barańskiego na kontrabasie oraz
Michała Miśkiewicza na perkusji, miałam okazję poznać, gdy współpracowałam ze swoim mentorem Piotrem Wojtasikiem. Jest to czołówka muzyków jazzowych i nie wyobrażałam sobie innego składu na tę płytę. Wiele się od nich uczę i dają mi ogromną przyjemność z obcowania z ich muzyką. Czasem podczas grania zamykam oczy i wzruszam się, że to się dzieje naprawdę…

Włożyliście w ten projekt wiele serca i to słychać…

– … a ja cieszę się, że to Pani zauważyła. To są muzycy, którzy mieli swoje pomysły na tworzenie utworów. To był cały proces, z którego narodziły się nasze wspólne brzmienia i dzieło. Nie byłam więc sama – byliśmy w piątkę. A nad wszystkim oczywiście czuwał Michał Tokaj, co było dla mnie niezwykle cenne i inspirujące podczas pracy. Być z muzykami, którym zależy i którzy się angażują. Bardzo im za to dziękuję!

Każda płyta utrwala jakiś stan artystyczny i wcale nie znaczy to, że będzie definiowała artystę przez kolejne lata. Będąc niespokojnym duchem, pewnie już myślisz, co dalej – niemniej jest też czas na celebrację płyty. Kiedy planujecie koncerty?

– Jeszcze nie mogę zdradzać wszystkiego. Trasa koncertowa będzie nas czekała w przyszłym roku. Pojawimy się z „Satyagrahą” na kilku festiwalach. Ja też nie jestem z tych, którzy upajają się chwilą, ale już idę dalej. Moja głowa jest pełna pomysłów. Chcę odkrywać nowe i korzystać z szans, które do mnie przychodzą.

satyagraha

„Satyagraha”/

Requiem RecordsMagdalena Zawartko – głos
Marcin Kaletka – saksofony
Michał Tokaj – fortepian
Michał Barański – kontrabas
Michał Miśkiewicz – perkusja

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Od wtorku do poniedziałku na jednym bilecie za 59 zł!

W przyszłym tygodniu czekają nas dwa świąteczne dni, dzięki którym można wydłużyć weekend.…