Strona główna Kultura O jazzie w Polsce – z dr. Igorem Pietraszewskim, członkiem Rady Artystycznej Jazzu nad Odrą rozmawia Izabella Starzec

O jazzie w Polsce – z dr. Igorem Pietraszewskim, członkiem Rady Artystycznej Jazzu nad Odrą rozmawia Izabella Starzec

Jako socjolog podjąłeś się przed laty eksploracji świata jazzu w Polsce, do czego bardzo przysłużyła się twoja znajomość środowiska i fakt, że jesteś muzykiem. Owocem był doktorat i książka „Jazz w Polsce. Wolność improwizowana”. Zbliżająca się 60. rocznica Jazzu nad Odrą jest świetną okazją by porozmawiać właśnie o kształtowaniu się pola jazzu w Polsce. Jak rozumieć to określenie?

– dr Igor Pietraszewski: Zgodnie z koncepcją wybitnego francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu, pole produkcji kulturowej (w tym świat jazzu) to wycinek rzeczywistości społecznej, w którym ludzie rywalizują o pozycje w oparciu o obowiązujące w nim reguły („stawki”) zgodne z obowiązującymi wyobrażeniami („illusio”). Te stawki są inne niż w innych polach (np. w polu władzy lub biznesu). Obowiązuje zasada „odwróconej ekonomii” – co najważniejsze nie są to pieniądze, a uznanie ze strony innych „równych sobie” artystów. Czyli gramy o honor i uznanie.

Mamy z takim zjawiskiem też do czynienia w innych dziedzinach sztuki i różnych rodzajach twórczości. By zająć się latami powojennymi musiałem jednak sięgnąć do czasów wcześniejszych, ponieważ ten rozwój opierał się przecież na pamięci wcześniejszych wzorców i praktyk życia społecznego.

W czym tkwią korzenie jazzu tak najogólniej rzecz ujmując?

Na początku była to służąca zabawie muzyka rozrywkowa, która z czasem zyskiwała autonomię i stawała się pełnoprawnym bywalcem klubów, sal koncertowych, inspiracją dla kompozytorów, czy wreszcie – weszła w obszar sztuki elitarnej. W Polsce korzenie jazzu sięgają lat 20. XX stulecia. Wtedy właśnie w różnych lokalach rozrywkowych zaczęła rozbrzmiewać nowa muzyka taneczna. Był to też czas asymilacji zachodniej muzyki rozrywkowej. Przywożą ją do Europy żołnierze amerykańscy w trakcie I wojny światowej, a fascynacja nową kulturą bardzo szybko się rozprzestrzenia.

Czy w owym czasie jazz jest autonomiczną sztuką?

Nie, przede wszystkim jest traktowany jako muzyka taneczna uprawiana w lokalach rozrywkowych – restauracjach, dancingach, kabaretach i teatrach rewiowych.

Jak się przyjmował w Polsce?

Ze sporymi oporami. To nie było łatwa asymilacja, ponieważ pojawiały się wątpliwości natury estetycznej i muzycznej. Te pierwsze szczególnie godziły w dotychczasowe tradycje i poglądy. Piętnowano w prasie np. jazzowe przeróbki muzyki Chopina, Beethovena czy Schumanna na „nowomodne” tańce. To były dla ówczesnego ucha profanacje. Trzeba było kilku lat, żeby przyzwyczaić publiczność do nowej stylistyki i docenić te zmiany, które z sobą niosła. Z drugiej strony – trzeba było nauczyć się ją grać.

Kto był odbiorcą jazzu?

Przede wszystkim ci, których stać było na chodzenie do lokali – klienci o zasobnych portfelach. Była to elita towarzyska o różnym składzie społecznym. Ich obecność była reakcją na dotychczasowe dość skostniałe wzorce uczestnictwa w kulturze muzycznej. I to właśnie z tej części społeczeństwa wyłoniła się pierwsza publiczność jazzowa.

A wraz z nią zapewne kryteria ocen, gust?

Oczywiście. Z jej udziałem tworzyła się też nowa praktyka – koncerty i uczestnictwo w koncertach jazzowych. A na popularność tej muzyki wpłynął również rozwój techniki, dzięki coraz częstszej obecności w radio, na licznie wydawanych płytach i  w kinematografii. W kinach pokazywano najnowsze amerykańskie filmy muzyczne z udziałem najwybitniejszych muzyków jazzowych, co wpływało zarówno na kompetencje muzyków, jak i publiczności.

Dodać też trzeba ważny z punktu widzenia recepcji jazzu – rozwój krytyki jazzowej w „Rytmie”, „Muzyce”, „Przeglądzie Sceny i Estrady” i innych tytułach. W 1927 roku ukazał się pierwszy na świecie dodatek do miesięcznika „Muzyka” pod nazwą „Jazz”.

Jak w skrócie przedstawia się rozwój składów wykonawczych?

Właściwie to dopiero w 1925 roku możemy mówić o powstaniu pierwszych dwóch orkiestr: „Karasiński i Kataszek” oraz „Gold i Petersburski”, które z sobą konkurowały. W latach 20. generalnie następowało rugowanie smyczków ze składów instrumentalnych. Przełomowy będzie rok 1928, kiedy to w czasie poznańskiej Powszechnej Wystawy Krajowej odbył się występ zespołu Zygmunta Karasińskiego i Szymona Kataszka w składzie trzech saksofonów, trąbki i sekcji rytmicznej. Po raz pierwszy nie grano do tańca, tylko koncertowano.

Jak się miał jazz w okresie okupacji?

– Paradoksalnie do rozwoju jazzu przyczynił się wprowadzony przez Niemców zakaz tańczenia. Orkiestry zamiast grać do tańca musiały dawać koncerty, a to przyczyniło się do podniesienia poziomu wykonywanej muzyki, do zmian temp i charakteru utworów, do wykształcenia nowej stylistyki i brzmienia. Gdy do wojny przystąpili Amerykanie, słuchanie jazzu stało się aktem oporu wobec agresora. Nawet w getcie warszawskim do 1943 roku odbywały się koncerty jazzowe.

W latach powojennych jazz kojarzy się ze sztuką zdemoralizowaną, a przez władzę ludową niemile widzianą, zwłaszcza w okresie zimnej wojny.

– Bezpośrednio po wojnie tak nie było. Oczywiście w hierarchii potrzeb społeczeństwa sztuka była zdecydowanie na dalszym planie, ale jazz się zdemokratyzował i był grany w setkach uruchamianych lokali, które często mieściły się w ruinach. Zespoły, które się pojawiały, miały często charakter nieformalny. O poziomie muzyki nie decydowały już gusta zamożnej publiczności, a uczestnictwa nie warunkowały ani pieniądze, ani też kompetencje kulturowe.

Dopiero od roku 1948, zwłaszcza po zjednoczeniu Partii, władze zaczęły ograniczać „oddolne” procesy formowania się społeczeństwa oraz aktywności prywatnej. Ideologia definiowała stosunek państwa do nowych kierunków w rozrywce, literaturze, sztuce i nauce. Stopniowy brak akceptacji dla jazzu spowodował usunięcie go poza nawias instytucjonalnego i stypendialnego systemu państwa. Jazz zaczął funkcjonować „obok” oficjalnego systemu kultury.

Jak na jazz wpłynął wprowadzany od 1948 roku kierunek zmian w obszarze kultury kreślony przez ówczesnego wiceministra kultury i sztuki Włodzimierza Sokorskiego, a który jednoznacznie wprowadzał doktrynę socrealizmu w Polsce?

– Z końcem lat 40.  oficjalny ruch jazzowy „zszedł do piwnic” – stąd określenie „okres katakumbowy”. Zarówno IV Walne Zgromadzenie Związku Kompozytorów Polskich na zjeździe w listopadzie 1948 oraz w czasie Zjazdu Kompozytorów w Łagowie rok później potępiły „formalistyczną jazzową tandetę”. Jazz stał się „ideologicznie obcy, klasowo podejrzany, oparty na wrogich amerykańskich wzorcach”. Nasilający się antagonizm między Ameryką a ZSRR i zimnowojenne relacje zaważyły na takim postrzeganiu kultury Zachodu.

W ogóle muzyka i polityka to ciekawy temat, ale nie na dzisiejszą rozmowę. Zatem jazz zaczął schodzić do podziemia…

– Tak jak pisał o tym Szymon Kobyliński: „Rok 1948, zjednoczenie partii, to była cezura, gdy zwaliły się nań [jazz] wszystkie czerwone plagi. Dla amerykańskiej muzyki miało nie być miejsca”. Kobyliński wspomina też wydarzenie, jakby żywcem wyjęte z nazistowskich Niemiec – otóż w Łodzi spalono na stosie całą jazzową bibliotekę Ymki, a płyty połamano. Oczywiście samo stowarzyszenie też przestało istnieć – rozwiązano je w 1949 roku.

Te oficjalne ataki na jazz sprawiły, że granie jazzu było źle widziane w szkołach i uczelniach muzycznych,  opowiadano w środowisku o tym, że „za jazz” groziły sankcje, a ubecja mocno interesowała się jazzmanami. Z drugiej zaś strony pojawił się w owym czasie mit jazzu, jako „sztuki oporu”.

Ciekawi mnie, czy – pomijając negatywne wypowiedzi tzw. czynników – jazz był w tym okresie stalinowskim zakazany?

– No właśnie nie. Władza nie zakazała jazzu wprost, bo przecież nie było ani dekretów, ani jakichś rozkazów, które całkowicie uniemożliwiłyby działalność jazzową przez jakieś oficjalne sankcje. Po prostu: granie i słuchanie jazzu było „źle widziane”, ale trzeba znać kontekst tamtych okropnych czasów, żeby rozumieć, jakie niosło to konsekwencje. To z kolei wpływało na konsolidację środowiska jazzowego.

Kiedy pojawiły się pierwsze zwiastuny zmian?

– Już w 1954 roku, kilkanaście miesięcy po śmierci Stalina zaczął się proces stopniowego włączania jazzu do oficjalnego obiegu kultury. W listopadzie odbyły się w Krakowie pierwsze Zaduszki Jazzowe, w Warszawie na początku marca 1955 pierwsze od 1948 roku oficjalne „Jam Session nr 1” z udziałem zespołu Melomani. Jak pisał Tyrmand: „Kurtyna rozsuwa się powoli, klarnet, puzon i trąbka kroczą grając ku przodowi oblanej tłumem estrady. »Melomani« ruszają do boju, rozpoczynają marsz otwierający nowy okres”.

Co było jeszcze takim impulsem do rozwoju jazzu w Polsce?

– Niewątpliwie Międzynarodowy Festiwal Młodzieży i Studentów, który odbywał się w Warszawie w 1955 roku, na którym sensację wzbudziły polskie zespoły jazzowe i jazzujące. Ponadto już w styczniu tego roku rozpoczęto nadawanie cyklicznych, prowadzonych przez Willisa Conovera audycji Jazz Hour oraz Music USA na falach Głosu Ameryki. To było podstawowe źródło wiedzy i inspiracji.

W tym źródło solówek, tematów.

– Naturalnie, muzycy umawiali się na wspólne słuchanie i transkrypcje prezentowanych na antenie utworów. Do dziś jest do dzisiaj stosowane jako jedno z podstawowych sposobów nauki jazzu i ćwiczeń z zakresu kształcenia słuchu.

Kolejny etap rozwoju określiłeś w swojej pracy na lata 1956 – 1970, co jest historycznie uzasadnione przełomowymi wydarzeniami w kraju ze wspólnym mianownikiem siermiężnych lat gomułkowskich. Wydaje się, że to okres bardzo ważny dla instytucjonalizacji jazzu i rozwoju mecenatu państwa.

– Skoro środowisko w sposób bezpośredni i pośredni korzystało z przyzwolenia władz i decydentów na działanie, to i ten rozwój mógł następować szybciej i w miarę harmonijnie. Mecenat państwa zaczął czuwać nad jazzem. Przecież właśnie wtedy powstawały programy telewizyjne i radiowe, wydawnictwa, przydzielano etaty, dotacje, bo jazz nie był działalnością wolnorynkową – do jego istnienia potrzebne było finansowanie ze strony państwa. A o tym, jak upowszechniano jazz w Polsce, możemy przeczytać w piśmie „Jazz”, które rozpoczęto wydawać na początku 1956 roku. Natomiast w 1965 roku założono „Jazz Forum” wydawane do dnia dzisiejszego, którego pierwszym redaktorem naczelnym był Jan Byrczek.

A jak to było z określeniem „polski jazz”?

– Pojawiło się w latach 60. a popularyzowano je np. w serii płytowej Polskich Nagrań. Do dziś ta kolekcja „Polish Jazz” jest znakomitym źródłem wiedzy na temat rozwoju jazzu w Polsce. Zresztą, polski jazz stał się przez kolejne dekady wspaniałym towarem eksportowym.

Co można zaobserwować w dekadzie gierkowskiej?

– Jazz w historii swego rozwoju zaczął zyskiwać status „kultury wyższej” i już nie chciał być traktowany jako jedna z form kultury masowej. Społeczeństwo było coraz bardziej wykształcone i stawało się coraz wytrawniejszym konsumentem. Wyraźnie widać, jak pojawiają się wśród muzyków jazzowych absolwenci szkół wyższych.

Mamy też prężnie rozwijające się audycje radiowe popularyzujące jazz. Od 1970 roku na falach Programu III Polskiego Radia pojawia się audycja „Trzy kwadranse jazzu”, polskie festiwale zaczynają odwiedzać najwybitniejsi artyści świata, a Jazz Jamboree i Jazz nad Odrą gromadzą wielotysięczną publiczność. Polska kinematografia skrzy się od jazzowej ścieżki muzycznej. Wspomnijmy tu jej niektórych twórców: Krzysztofa Komedę, Jerzego „Dudusia” Matuszkiewicza, Andrzeja Trzaskowskiego, Andrzeja Kurylewicza, Włodzimierza Nahornego.

Poza tym na lata 60/70. przypada debiut Urszuli Dudziak, Adama Makowicza,  Michała Urbaniaka i innych wspaniałych, polskich muzyków. Jazzowa młodzież zyskuje letnie warsztaty w Chodzieży koło Poznania, które nieprzerwanie są organizowane od 1971 roku. To tak w wielkim skrócie.

Lata 80. są bardzo trudnym okresem dla polskiej kultury. Wydarzenia polityczne nieuchronnie przecież wpływają na jej kondycję. Jak się ma jazz w tym okresie?

– Boryka się z rzeczywistością, ale trwa. Przypomnijmy, że po wprowadzeniu stanu wojennego zawieszona została działalność stowarzyszeń twórczych, wstrzymano na kilka miesięcy wydawanie „Jazz Forum”, Polskie Stowarzyszenie Jazzowe zrezygnowało z organizowania kolejnej edycji Jazz Jamboree, zamarła w znaczącym stopniu oficjalna działalność koncertowa. Muzycy bojkotowali oficjalnie promowany nurt kultury, często grali w kościołach, w teatrach. Poza tym środowisko studenckie, z którym związany był jazz, przeżywało trudności finansowe.

Gdy następuje transformacja ustrojowa, mamy z kolei do czynienia z ograniczeniem mecenatu sztuki przez władze – państwo zaczęło oczekiwać, że na różne projekty jazzmani zaczną zdobywać środki od sponsorów i podmiotów gospodarczych. Oczywiście pojawia się bardziej zorganizowane otoczenie, jak impresariaty, managerowie, biura festiwalowe. Mamy coraz lepiej wykształcone generacje artystów, rozwija się cywilizacja informatyczna, a dzięki rewolucji technologicznej dostępność do różnych dóbr wpływa na cały obraz pola jazzu. Wreszcie dostępne na rynku są instrumenty, nuty, podręczniki, nagrania, by nie wspomnieć o możliwościach podróżowania, kształcenia się za granicą, etc., etc.

Czy jazz nadal jest elitarny, czy przesuwa się w stronę egalitaryzmu?

– Zdecydowanie to drugie, ale przecież mamy wzrost kompetencji kulturowych odbiorców. Rosła profesjonalizacja odbiorców, co też po części wpływało na profesjonalizację jazzu. Z kolei na wzrost kompetencji muzyków miał niewątpliwie wpływ rozwijającego się systemu szkolnictwa jazzowego, wkroczenia jazzu do szkół i uczelni artystycznych. Wzrosły wymagania wobec artystów. Wykształciły się różne specjalizacje muzyków operujących w konkretnych stylistykach. Ale jak wynika z prowadzonych przeze mnie badań, publiczność jazzowa to zazwyczaj ludzie lepiej wykształceni i zamożniejsi.

Jaką rolę w tym procesie kształtowania się pola jazzu w Polsce odegrał Jazz nad Odrą?

– Jazz nad Odrą jest jednym z najstarszych festiwali tego typu w Europie. Odzwierciedla przemiany, jakie zachodziły w polskim świecie jazzu. Od początku stał się znaczącym wydarzeniem na mapie Polski. Przez dekady dostarczał wzruszeń artystycznych i rozrywki. Zmieniał się tak, jak zmieniały się okoliczności polityczne, ekonomiczne i kontekst jego działania (a zmieniała się i muzyka, i publiczność).

W dzisiejszych czasach, kiedy jazz stał się jednym z licznych gatunków sztuki dostępnych na kulturalnym wolnym rynku, JnO pokazuje to, co w tej sztuce najcenniejsze, zapraszając artystów, którzy – płynąc ponad stuletnią, potężną i rwącą rzeką jazzu – tworzą cudowną, niepowtarzalną, nowoczesną muzykę.  Jedno jest pewne – ten festiwal to 100% jazzu w jazzie!

Na te sto procent zapraszamy od 23 do 28 kwietnia. Program oraz informacje o biletach na wydarzenia festiwalu Jazz nad Odrą można znaleźć na stronie https://jazznadodra.pl/pl/program/.

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Kultura

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Wielka majówka na Partynicach

Chociaż 2 dzień wyścigowy sezonu 2024 na Partynicach odbędzie się w piątek 3 maja, to już …