Kultura Retelling mitu o Medei, a w tle Dolny Śląsk i Breslau Autor: Redakcja Data publikacji: 23 stycznia 2024 Główna bohaterka powieści „Medea z Wyspy Wisielców” Magdy Knedler zna życie przede wszystkim od złej strony. Mada jest też osobą wielokrotnie wykluczoną: bo jest uboga, bo jest kobietą, bo jest inna, bo się wyróżnia wyglądem, bo jest inteligentna i – bo ma aspiracje, jakich przecież nie powinna mieć szorująca podłogi służąca. Jej niebanalna uroda przyciąga mężczyzn, ale też naraża ją na niebezpieczeństwa. Oczywiście o wszystko, co złe – oskarżana jest sama Mada. Bo przecież to kobieta pracująca jako służąca jest winna temu, że pan domu spogląda na nią łakomie i posuwa się dalej niż tylko spojrzenia. Dla takich jak Mada – za ładnych, za mądrych, niepokornych – nie ma miejsca w porządnych domach w Breslau. Umęczona pracą nad siły u krawca i sprzątaniem nocami w zakładzie fryzjerskim, wiecznie niedojadająca i narażona na przemoc Mada postanawia przyjąć ofertę Andreasa, syna posiadacza wyspy i domu na Jeziorze Sławskim. Jest mądra, więc zdaje sobie sprawę, że nie ma on całkiem czystych intencji, ale co może zrobić samotna dziewczyna bez dachu nad głową i pieniędzy, żeby zacząć gdzieś indziej? Andreas na razie bawi się nową służącą, poprzestając to na straszeniu jej przyszłym gwałtem, to wmuszając podarki, które mają ją zobowiązać do wdzięczności. Ale ona wie… jest zwierzyną w potrzasku. Wtedy właśnie na wyspę przybywa nowy ogrodnik, Johann. To on pierwszy w życiu Mady okaże jej dobro i troskę. Tymczasem Andreas popada w obsesję i tragedia jest na wyciągnięcie ręki… Magda Knedler oparła historię Mady na micie o Medei. Zresztą Mada ma naprawdę na imię Medea. Zna też dziecinną piosenkę w dziwnym języku, ciągnie ją do nauki greki, poznała mity i klasyczną poezję. Przeczuwa, że jej los jest w jakiś sposób zdeterminowany. Wszędzie obca, niepasująca, a jednak śmiała uwierzyć w miłość i oddanie. Jednak, czy Madzie los będzie sprzyjał? Czuje, że zło czai się za rogiem… Jest w tej książce wiele cierpienia i strachu, wiele upokorzeń, których zaznaje Mada od osób – wydawać by się mogło – najbliższych. Nie potrafi oprzeć się na przeszłości, bo nie wie, skąd pochodzi. Jedyne dobre wspomnienia ma związane z kobietą, która założyła schronisko dla maltretowanych kobiet w Breslau i która ją wychowała. Dzięki Madzie poznajemy też los innych podobnych jej dziewcząt i kobiet – porzuconych samotnych matek, skazanych na harówkę za byle grosz, zmuszonych do prostytucji, głodnych, chorych, umierających na ulicy. Mada wie, jak blisko jest takiego losu, za każdym razem, gdy w jej życiu pojawia się życiowy zakręt. Gdy trzeba z mozołem iść pod górę. A jednak Mada się nie poddaje. Walczy o miłość, o rodzinę, a gdy ponosi porażki, nadal stara się walczyć przynajmniej o siebie, o swoją ludzką godność. Chce żyć na własnych warunkach, być sobą, choćby to miało oznaczać samotność i towarzyski ostracyzm. Jest taka symboliczna scena, gdy Mada wbrew wszystkim pojawia się w zielonej sukni na pogrzebie przyjaciela. Nikt na nią nie patrzy, nikt nie chce jej zauważyć. Ale ona tam jest – jak wyrzut sumienia, sprzeciw wobec hipokryzji. Mada w końcu uczy się też zaufania. I to w takim momencie życia, gdy została zraniona najbardziej. A kiedy zdobywa się wreszcie na bezkompromisową szczerość, rozpoczyna się właśnie I wojna światowa… Niesamowita opowieść, muszę to przyznać. Wartością dodaną książki było wysłuchanie jej w świetnej interpretacji Filipa Kosiora. Ale polecam Wam sięgnięcie zarówno po audiobooka, jak i wydanie tradycyjne. Spędzicie z „Medeą z Wyspy Wisielców” niejeden emocjonujący wieczór. Olga Szelc @Książki pod ręką
Gmina Kobierzyce. Inwestujemy w szkoły – chcemy więcej połączeń kolejowych Z Piotrem Kopciem, Zastępcą Wójta Gminy Kobierzyce rozmawia Maciej Wełyczko. Minęło już nieco czasu …
„Czterdzieści brzmi bosko” to siódma część serii Katarzyny Kostołowskiej o wrocławskich przyjaciółkach: Karoli, Magdzie, Joannie i Anicie