Strona główna Aktualności Czarny Poniedziałek: Ojczulek Denke – historia dobrotliwego kanibala

Czarny Poniedziałek: Ojczulek Denke – historia dobrotliwego kanibala

Kryminalna przeszłość Dolnego Śląska to wiele mrożących krew w żyłach historii. Przypomnimy sobie niektóre z nich – dziś będzie to wspomnienie tak straszne, że wywołało w spokojnym niegdyś miasteczku, kilkuletnią masową panikę.

Przed 1945 Ziębice (wówczas Münsterberg) były stosunkowo niewielkim, lecz prężnie rozwijającym się dolnośląskim miastem. W Ziębicach (dziś w powiecie Ząbkowickim) funkcjonowała fabryka konserw, zakłady ceramiczne, cukrownia i browar). Liczące bliko 9 tys. mieszkańców miasteczko posiadało dogodne połączenie kolejowe z Wrocławiem.

Niemal sto lat temu życiem lokalnej społeczności wstrząsnęła seria niezwykłych wydarzeń.

Był spokojny, mroźny dzień 21 grudnia 1924 roku. Policjanci z Münsterbergu nie mieli za wiele do roboty, zbliżały się święta Bożego Narodzenia i wszyscy obywatele byli zajęci przygotowaniami. Spokój ten jednak został zburzony, gdy na posterunek wtargnął przerażony zakrwawiony mężczyzna. Vincent Olivier, zdyszany zaczął błagać funkcjonariuszy o pomoc. Zapytany, co się stało odparł z pełną stanowczością, że napastnikiem i jego niedoszłym zabójcą był znany i szanowany przez wszystkich Karl Denke. Policjanci wyśmiali pokrzywdzonego i zamiast zająć się sprawą wsadzili Vincenta do aresztu za włóczęgostwo.

Dlaczego żaden z funkcjonariuszy nie dał wiary w zeznania przerażonego mężczyzny? Aby móc na to pytanie odpowiedzieć, trzeba wpierw bliżej poznać osobę samego Karla.

Karl Denke urodził się w 1860 roku w pobliskich Kalinowicach Górnych, które nosiły wówczas nazwę Obercunnersdorf, był młodszym z dwójki synów całkiem zamożnego rolnika. Rodzice nie byli zadowoleni ze swego młodszego syna, który był uparty i nie palił się ani do pracy, ani do nauki. Po śmierci ojca Karl kupił pokaźnych rozmiarów gospodarstwo, które jednak mocno zaniedbał. Postanowił więc wynajmować pokoje w za dużym i tak dla niego domu. Prócz wynajmu zdobył pozwolenie na handel obwoźny, wyjeżdżał ze swym skromnym straganikiem m.in. do Wrocławia i tam sprzedawał mięso oraz ręcznie wytwarzaną galanterię skórzaną.

Lata mijały a Denke był w miasteczku powszechnie szanowany i uznawany za dobrotliwego staruszka, który bezdomnym i potrzebującym dawał jeść, załatwiał prace i zapewniał dach nad głową. Z tego powodu wołano za nim ojczulek Denke lub papa Denke.  Mężczyzna pomimo natury samotnika, wzbudzał same pozytywne emocje, nie pił alkoholu, ani nie uznawał innych używek, na przyjęcia nie chadzał – za to na każdym pogrzebie niósł krzyż na początku orszaku. Był też bardzo religijny i spokojny. Nigdy nie widziano go z kobietą – ani ze stałą partnerką, ani z damą do towarzystwa. Ludzie czasem plotkowali między sobą, że staruszek może woli mężczyzn aniżeli kobiety, jednak nikt nie powiedział tego głośno.

Wspomniany już Vincent Olivier był bezrobotnym czeladnikiem, włóczył się od wsi, do wsi w poszukiwaniu pracy, strawy i dachu nad głową. 

Feralnego dnia 21 grudnia 1924 roku trafił w okolice domu Karla , od sąsiadki dostał trochę drobnych za wykonane prace po czym zainteresował się nim staruszek. Zaproponował mężczyźnie dwadzieścia fenigów w zamian za napisanie listu, który Karl miał mężczyźnie podyktować. Vincent niewiele myśląc, zgodził się.

Denke zabrał czeladnika do domu, nakarmił sowicie mięsnym posiłkiem a potem posadził przy stoliku i nakazał pisać list do brata.

— Adolf, ty tłusty bebechu…, tak brzmiące pierwsze słowa listu niebywale rozśmieszyły Oliviera, który odwrócił się do dyktującego. Właśnie to uratowało mu życie.

Za sobą Vincent Olivier ujrzał gospodarza, z siekierą w ręku, uchylił się, jednak Karl zdążył uderzyć go w głowę. Przerażony i ranny mężczyzna od razu pośpieszył na posterunek policji.

Jak wiemy, funkcjonariusze absolutnie nie przyjmowali do siebie wersji jakoby papa Denke miał zaatakować mężczyznę. Widząc jednak coraz większą kałużę krwi w więziennej celi posłali po lekarza. Medyk stwierdził, że rany nie są powierzchowne a śledczy powinni się przyjrzeć lepiej tej sprawie. Nie mając wyboru, komendant zatrzymał Karla Denke, który o dziwo przyznał się do zaatakowania Vincenta. Zeznał, iż został sprowokowany próbą kradzieży jakiej miał się rzekomo dopuścić Vincent.

Zawisł na własnej apaszce

Pokrzywdzony mimo strachu przed oprawcą, absolutnie nie zgodził się z tą wersją. Nie wiedząc za bardzo co z tym zrobić komendant wypuścił włóczęgę z aresztu, za to zamknął w nim Karla do czasu rozwiązania sprawy.  Dwie godziny później, jeden z policjantów poszedł sprawdzić jak czuje się więzień, zszokowany oznajmił współpracownikom, że poczciwy dziadunio Denke powiesił się w celi, używając do tego własnej apaszki.  Informacja o śmierci staruszka wstrząsnęła okolicą. Kilka dni po śmierci, policjanci weszli do domu Karla, by zabezpieczyć majątek zmarłego. To co odkryli na miejscu, było ponoć tak okropne i ohydne, że część z nich od razu zaczęła wymiotować.

Dom grozy

W szafie znaleźli całą stertę zakrwawionych ubrań, na parapecie leżała sterta dokumentów wystawionych na ok 20 różnych osób. Na tym jednak nie koniec. W domu Karla znaleziono odciętę ludzkie stopy, liczne kawałki ciał i skóry zdarte z ludzi oraz mnóstwo szelek i pasków. Na kuchennym stole wciąż leżał… odkrojony męski tors. Ponadto w beczkach w kuchni znaleziono kilogramy zapeklowanego mięsa. Te szokujące odkrycia, ukazywały tego niegroźnego, jak myślano, starca w całkiem innym świetle.

Karl okazał się być drapieżnikiem, który nawet nie polował aktywnie, a czekał, aż niczego nieświadoma ofiara do niego przyjdzie sama. Ofiarami starca byli bowiem ludzie, którym ten oferował pomoc. Próbki mięsa oraz galanterii znalezionej w domu wysłano do analizy. Chemicy i technicy sądowi nie mieli wątpliwości – Karl Denke peklował ludzkie mięso a ze skór swoich ofiar wyrabiał paski, szelki i rzemyki.  Po przeszukaniu całego domu odnaleziono notatki mordercy, który wraz z datami morderstw, a niekiedy i wagą ofiar. „Dziadek Denke” starannie numerował w swych notatkach zamordowane osoby.  

Ile osób zabił naprawdę?

Technologia kryminologiczna w trzeciej dekadzie XX wieku nie była zbyt zaawansowana –  dlatego nieznana jest dokładna liczba ofiar Karla, szacuje się że było ich między 20 a 40 osób, mordował przynajmniej od 1903 roku a jedną z jego pierwszych i zaraz najmłodszą ofiarą była szesnastoletnia prostytutka Ida Lauder.

Biorąc pod uwagę znaleziska, na myśl samo nasuwało się podejrzenie, że mięso którym handlował morderca na licznych targach, musiało być ciałami jego ofiar. Policja nie wnikała w ten aspekt sprawy nie chcąc wywołać paniki. Wieści się jednak szybko rozeszły i ludzie byli tak wstrząśnięci, że na długie lata lokalne spożycie mięsa spadło niemal do zera, a lokalna masarnia splajtowała oskarżona o kupowanie mięsa od Denkego.

Jak okazało się po latach, morderca faktycznie handlował peklowanym ludzkim mięsem sprzedając je jako cielęcinę lub wołowinę – jednym z miejsc, w których sprzedawał swe makabryczne produkty (ludzkie mięso i wyroby ze skóry) była Hala Targowa we Wrocławiu.

Historia Karla Denkego nie została zapomniana. Ziębice nadal są często kojarzone z jednym z największych seryjnych morderców XX wieku. Sprawa pomimo niemal 100 lat nadal szokuje brutalnością i jest omawiana w książkach, podcastach i artykułach.

Dolny Śląsk ma swą mroczną historię, która nie powinna pójść w zapomnienie.  Sprawa „dobrotliwego” mordercy z Ziębic niesie także prostą, lecz wciąż aktualną przestrogę: nie ufajmy ślepo wszystkim, którzy wyciągają do nas pomocną dłoń – nawet, gdy wyglądają tak sympatycznie, jak „Ojczulek Denke”.

Aleksandra Zielińska

Artykuł powstał w oparciu o współpracę z Gazetą Sąsiedzką 이웃을 위한 신문 

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Aktualności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Czarny Poniedziałek: Zbigniew Czajka. Bezlitosny świdnicki pedofil i morderca [18+]

Dzisiejszy Czarny Poniedziałek to historia przerażającej zbrodni popełnionej na małym dzie…